sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 12.

Nie miałam pojęcia, co mną kierowało... Przecież ja nie znam jeszcze dobrze Dortmundu! Ale to COŚ nieustannie mnie prowadziło. Miałam ciągle wrażenie, jakoby wołał mnie Marco... Nie mogłam się tego nijak pozbyć, zagłuszyć tego. 
- O mój Boże, gdzie te nogi mnie poniosły? - prawie krzyknęłam w głos. 
Znalazłam się poza miastem, a moim oczom ukazał się krajobraz niemalże identyczny jak we śnie. Tory, las. 
Intuicja podpowiedziała mi, gdzie ruszyć, więc pobiegłam. Ścieżka była prawie że taka sama jak w moim śnie... 
I nagle zauważyłam pewną osobę... przywiązaną do drzewa. Już z dala wyglądała na wycieńczoną, głowę miała spuszczoną i wzrok wbity w ziemię. Nie krzyczała... a może nie miała już siły? 
Podbiegłam tak szybko, na ile mi nogi pozwoliły, i to... był Marco. Aż przetarłam oczy ze zdumienia... 
Jakim cudem?! Czy to jakaś telepatia? Proroczy sen? 
Marco nie pozwolił mi się dłużej nad tym głowić, gdyż odezwał się do mnie. 
- Charlie... - wymamrotał - uwolnij mnie stąd! 
- Tak... oczywiście - wymamrotałam i zabrałam się za to. Nie było łatwo, oprawcy użyli grubego sznura, ale jakoś poszło. 
- Charlie... dziękuję Ci - powiedział cicho Marco. - Ale jakim cudem Ty wiedziałaś? Skąd mogłaś wiedzieć, gdzie jestem i co się ze mną dzieje? 
- Wołałeś mnie... - powiedziałam lekko zawstydzona. - Cały czas w uszach... 
- Tak - powiedział Marco. - Ale jak mogłaś mnie usłyszeć o tyle kilometrów stąd? Sam nie wiem, czemu to właśnie Ciebie zawołałem. 
- Pewnie to dzieło przypadku - stwierdziłam. - Równie dobrze mogłeś zawołać Kevina albo jeszcze kogoś innego. 
Gorączkowo myślałam, czy powiedzieć mu o śnie. W końcu się odważyłam i opowiedziałam mu o tym. Gdy skończyłam, Marco lekko się uśmiechnął.
- Niesamowite - powiedział. - Jednak zdarzają się takie rzeczy. Normalnie telepatia! 
- A co Ty tu robiłeś, i to sam? - zapytałam.
- Wybrałem się tu na przechadzkę z Angelą, ale zadzwoniła jej mama, i musiała wracać. Jej mama, potrzebowała pomocy w czymś. Zatem postanowiłem, że przejdę się sam - odparł mój rozmówca. 
- A kim jest Angela? - zapytałam. 
- Moja dobra przyjaciółka ze szkolnych lat - uśmiechnął się Marco, w jego uśmiechu, gdy mówił o tej Angeli, dało się zobaczyć niesamowity zachwyt, jakby mówił o największym szczęściu w jego życiu... Czy to tylko ja zauważam takie rzeczy? 
- Super - skomentowałam. - Może idziemy stąd? Kto wie, czy Ci kolesie się tu dalej nie czają!
- Masz rację - powiedział Marco. - Chodźmy. 
Ruszyliśmy w stronę cywilizacji, zapadła na moment cisza. Jednak Marco postanowił ją przełamać. 
- Słuchaj, głupio wyszło z tymi SMS-ami, które Ty rzekomo mi wysłałaś - powiedział Marco. 
- Marco, uwierz mi, to naprawdę nie ja je wysłałam - powiedziałam. - To Amelia! Sam się przekonałeś, jaka z niej zdzira! 
- Teraz wiem. Wierzę Ci - powiedział pewnym głosem Marco. - Też się niezbyt fajnie zachowałem, mogłem z Tobą pogadać. Nie lubię obgadywać, ale cóż... Amelia naprawdę jest okropną osobą. A taki byłem nią zachwycony. Uważałem, że wspaniała z niej kompanka. Nie powiem, bardzo rozrywkowa, szalona osoba... ale to nie wszystko - powiedział Marco. 
- Marco, co ja mam powiedzieć? Ja ją muszę znosić na okrągło - powiedziałam. 
- Czyli różowo nie masz... - powiedział Marco. - Ale na pewno sobie z nią poradzisz, Charlie. 
I znów zapadła cisza, którą znów blondyn nieśmiało przerwał. 
- Charlie, skoro wszystko wyjaśnione, może dalej bądźmy kumplami? Przed tą całą aferą tak świetnie się dogadywaliśmy... mnóstwo rzeczy nas łączy. 
- Oczywiście - powiedziałam. - Wierzysz w przyjaźń damsko-męską? - odważyłam się zapytać. 
- Pewnie - zaśmiał się delikatnie. - Czemu nie? 
- A tak swoją drogą, Mario i Ann wyjechali już do Monachium? - postanowiłam zmienić temat.
- Owszem - odparł Marco. - Cóż, pozostaje nam Skype. 
Dotarliśmy do miasta, a ja uświadomiłam sobie, że jestem w zupełnie nieznanej mi części miasta. Wtedy... nie, sama nie wiem, co mną kierowało. A ja myślałam, że takie rzeczy to tylko w książkach albo filmach się zdarzają. 
- Marco... 
- Tak, Charlie? 
- Mam taką prośbę, mógłbyś mnie odprowadzić do domu? - zapytałam.
- No jasne - powiedział wesoło - a nie chciałabyś poznać Angeli? To świetna osoba. Mówiłaś, że nie masz tutaj koleżanek, może akurat... 
- Pewnie - powiedziałam - czemu nie. 
Nikt nie dorówna Isabel i Sabinie, które zostawiłam w Stuttgarcie. Ale czemu nie poznać tutaj kogoś nowego? W końcu nie wszyscy są tacy jak Amelia czy Vici... 
No i ucieszyło się, że pogodziłam się z Marco. Przejrzał nareszcie na oczy. 
- A gdzie mielibyśmy się z nią zobaczyć? - zapytałam.
- Pójdziemy do jej domu - powiedział Marco. 
- Okej. 
Angela mieszkała całkiem niedaleko, stanęliśmy niebawem przed ładnym, zielonym domem. Od razu zauważyłam jakąś młodą dziewczynę krzątającą się po podwórku. Ona też nas zauważyła. Marco pomachał do niej. Ona ochoczo podbiegła i wyszła do nas. 
- Cześć, Marco - powiedziała. 
- No cześć - odparł Marco - Angela, chciałbym Ci od razu przedstawić moją koleżankę. Angela, to jest Charlie, Charlie Kastner. Charlie, to jest Angela Wagner - powiedział. 
- Miło mi poznać - uśmiechnęła się Angela i podała mi rękę.
- Mnie również - powiedziałam. 
Ta dziewczyna chyba również jest fanką makijażu i farbowania włosów... Ale w porównaniu z moimi przyrodnimi siostrami Angela to pikuś... 
- Może wejdziecie? Wypijemy sobie coś zimnego, pogadamy - powiedziała Angela.
- Chętnie - powiedział Marco. - Co nie, Charlie? 
- Jasne! - uśmiechnęłam się. Chciałam zrobić jak najbardziej dobre wrażenie. 
Usiedliśmy sobie w altance, Angela przyniosła mrożoną herbatę. 
- Ile masz lat, Charlie? - zapytała mnie. 
- W sierpniu skończę osiemnaście - powiedziałam. - A Ty? 
- Ja mam ten sam rocznik, co Marco, więc dwadzieścia trzy - powiedziała Angela. 
- Pięć lat różnicy - wtrącił blondyn. 
- A skąd pochodzisz? - zapytała Angela. 
- Ze Stuttgartu, tam mieszkałam, ale całkiem niedawno wyprowadziłam się tutaj z rodziną - powiedziałam. - A Ty? Też tu się przeprowadziłaś czy jesteś urodzonym Dortmundczykiem? - uśmiechnęłam się. 
- Nie - zaśmiała się Angela. - Ja też jestem przyjezdna. Przeprowadziłam się tutaj z Monachium. Pamiętam, jak tego nie chciałam, ale teraz uważam, że była to dobra decyzja moich rodziców. Dortmund jest świetnym miastem, ale czasami wpadam do Monachium odwiedzić starych znajomych. 
- Ja też może się w najbliższym czasie wybiorę do Stuttgartu odwiedzić przyjaciółki - powiedziałam. - Tęsknię za nimi. 
- Rozumiem - pokiwała głową Angela. - Marco, a Ty co nic nie mówisz? - szturchnęła go łokciem. 
- Bo widzę, że się poznajecie, więc się nie wtrącam - powiedział Marco. 
- Mogę zadać takie jedno pytanie? Jak się poznaliście, jeśli mogę wiedzieć? Jak nie chcecie zdradzać, to nie musicie - powiedziała Angela. 
- Chyba możemy powiedzieć - powiedziałam, spoglądając na Marco. 
- Masz moją zgodę - powiedział Marco. 
- Poznaliśmy się w szpitalnej kaplicy. Mój tata był w szpitalu, ja się modliłam o jego życie. W tym samym czasie Mario też leżał, bo miał wypadek, i Marco również przyszedł do kaplicy, kiedy ja tam byłam - powiedziałam. - Tyle że Mario doszedł do siebie, a mój tata zmarł na raka... - powiedziałam cicho. - Nie ma dnia, bym nie tęskniła za nim - powiedziałam łamiącym się głosem. 
- Bardzo Ci współczuję - powiedziała Angela. - Naprawdę. 
- Wiem, co Charlie przeżywa - wtrącił Marco. - Moi oboje rodzice też nie żyją. 
- Z kim mieszkasz, Charlie? - zapytała mnie Angela. 
- Z macochą i dwiema przyrodnimi siostrami - powiedziałam. 
- Charlie, tak patrzę na Ciebie i się zastanawiam, czy ktoś z Twojej rodziny nie był Polakiem? - zapytała Angela. 
- Moja mama była Polką - powiedziałam. - Dlatego mam polskie korzenie. 
- Ładna z Ciebie dziewczyna, naprawdę - powiedziała Angela. - Słowiański typ urody w ogóle jest przecudny. 
- Zgadzam się z Angelą - powiedział Marco. 
- Wcale nie taka ładna, ale dziękuję mimo wszystko - powiedziałam. - Angela, tak poza tym, czym się zajmujesz? Pracujesz gdzieś? 
- Szukam właśnie nowej roboty, bo niedawno wylali mnie. Pracowałam w takim jednym butiku - powiedziała Angela. - Mam nadzieję, że coś znajdę szybko. A Ty? 
- Też trzeba będzie czegoś poszukać - powiedziałam. 
- Najlepszą pracę to ma Marco, co nie, Charlie? - uśmiechnęła się Angela. 
- Dokładnie - powiedziałam. - Przyjemna i dobrze płatna. 
- Oj, nie zawsze taka przyjemna... - powiedział Marco. 
- Jak Cię faulują, to racja w sumie - przyznała Angela. 
Idealnie szło mi udawanie przed Marco i Angelą, że wcale nie jestem tak szczęśliwa i uśmiechnięta, jaka byłam przy nich. Wiedziałam, że jak wrócę do domu, to dobry nastrój pryśnie jak bańka mydlana. 
Ale trzeba cieszyć się chwilą! Spędziliśmy jeszcze trochę czasu u Angeli. Gdy zaczął zbliżać się już wieczór, pożegnaliśmy się oboje z Angelą. Dała mi nawet swój numer telefonu, mówiąc, że musimy się kiedyś umówić na jakieś zakupy. 
- To co, Charlie, odprowadzić Cię do domu? - zapytał.
- Jakbyś mógł - powiedziałam - bo inaczej zagubię się w tym mieście. 
- Zatem chodźmy - powiedział Marco wesoło. - Ale mam dobry humor teraz. 
- Ja też - powiedziałam. 
- Słuchaj, a masz do mnie numer? Czy aby przypadkiem Amelia Ci go nie usunęła? - zapytał.
- Właśnie nie - westchnęłam. 
- No to zapisuj szybko - powiedział i podał mi swój numer. Obiecałam sobie zapisać ten numer również w jakimś notesie, jak tylko wrócę do domu. 
Zerknęłam na zegarek w komórce. Zaraz dojdzie dwudziesta pierwsza. 







*** 







Szliśmy sobie spokojnie dortmundzkimi ulicami, miło rozmawiając. Czułam, że Marco stanie się moim dobrym kumplem. Może nawet i przyjacielem. Słyszałam, że czasami lepiej jest się dogadać z facetem niż z dziewczyną. Oczywiście nie mam tu na myśli Isabel czy Sabiny, z którymi praktycznie zawsze się dogaduję. 
I myślałam, że już nic nie zaszokuje mnie tego dnia. Gdy już byliśmy na Remydamm, ulicy, na której mieszkam, zauważyliśmy pod moim domem... karetkę. Oprócz tego stał tam jakiś samochód i radiowóz policyjny. 
Krew uderzyła mi do głowy. Co mogło się wydarzyć?! 
- Co się dzieje? - złapałam Marco za ramię - co tam się stało? 
Podbiegliśmy. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie. Na asfalcie leżała nieprzytomna Victoria, z jej głowy lała się krew, ratownicy właśnie mieli ją zabierać do karetki. 
Obok stały roztrzęsione Lisa i Amelia, z oczu Lisy płynęły łzy. 
- Co się stało? - zdołałam jedynie wydukać. 
- Victorię samochód potrącił - powiedziała Lisa, ja ją ledwie zrozumiałam. 
Kierowca wozu rozmawiał z policjantami, pogotowie natomiast zabrało Victorię i odjechali. Grupka gapiów też się rozeszła - bez obserwatorów oczywiście nie mogło się obyć. Policjanci zabrali kierowcę, który potrącił Vici, zapewne na komisariat. Na pewno przekroczył prędkość jazdy... 
Amelia tylko raz spojrzała na Marco. Gdy zobaczyła, że jest tutaj, odwróciła od razu wzrok i ani razu więcej nie skierowała go na blondyna. 
W życiu bym się czegoś takiego nie spodziewała. Czemu to spotkało Victorię? 
- Amelia, jedziemy do szpitala! - powiedziała Lisa - natychmiast! 
- Tak, mamo - wydukała Amelia. 
Amelia... czy ją coś wreszcie poruszyło?! Wyglądała na przejętą całą sytuacją. Chyba pierwszy raz w życiu widziałam ją w takim stanie. Amelia poruszona czymś? To jest po prostu niepojęte... 
Zdawałam sobie sprawę, iż Vici może tego nie przeżyć. Ja jej źle absolutnie nie życzę... ale sprawa wyglądała bardzo poważnie, niestety... 
Lisa kazała mi zostać w domu. Na szczęście, Marco został ze mną. Poszliśmy do ogrodu, ja intensywnie rozmyślałam o tym, co się wydarzyło tego wieczoru. Po prostu masakra. Czy Victoria w ogóle nie rozglądała się, przechodząc na drugą stronę? Albo ten kierowca jechał za szybko? Wszystko możliwe. Ale to niedługo się zapewne wyjaśni. 
- Oby przeżyła - powiedział Marco. - Może to i ją, i Amelię, czegoś nauczy. Może zmienią się wtedy na lepsze? 
- Oby było tak, jak mówisz - powiedziałam. - Ale wyglądało to poważnie.
- Wiem - westchnął Marco. 
- Dzięki, że ze mną jesteś. Wspaniały z Ciebie kolega - odważyłam się to powiedzieć. 
- A z Ciebie wspaniała kumpelka - odwdzięczył się Marco. - Z Tobą można o wszystkim pogadać. 
Amelia i Lisa długo nie wracały. Marco w końcu musiał iść do swojego domu. Odprowadziłam go do furtki. 
- Do zobaczenia, Marco - powiedziałam.
- Do zobaczenia, Charlie. Trzymaj się - powiedział Marco, przytulił mnie lekko na pożegnanie. 
Odprowadziłam go wzrokiem. Pięć minut po tym, jak poszedł, wróciły Amelia i Lisa. Siedziałam akurat sama, w kuchni, gdy one weszły, bez słowa. Z ich min wyczytałam, że nie jest dobrze. 
- Co z Vici? - odważyłam się zapytać. 
- Ona może nie przeżyć! - krzyknęła Amelia - i wszystko przez tego palanta! 
- Nie krzycz, Amelia - upomniała ją Lisa - to nie pomoże. 
- Powinni go wsadzić do paki - wysyczała blondynka. 
- Charlie, proszę Cię, zagotuj wody na herbatę - poprosiła Lisa. - Po prostu nie wierzę, że to się stało. Taki miły wieczór mieliśmy. Ja się pytam, czemu to spotkało Victorię, moją córkę?! 
- Muszą ją wyciągnąć z tego - powiedziałam, chcąc podnieść na duchu macochę. - Będzie dobrze! 
Przygotowałam herbatę, po czym poszłam do siebie do pokoju, chcąc posiedzieć trochę w samotności. 
Niesamowite, jak życie non stop nas zaskakuje - najczęściej niestety negatywnie... 

_________________________ 



Napisałam. Mam nadzieję, że choć trochę się podoba. Czasem miewam wrażenie, że to opowiadanie jest zwyczajnie nudne -.-
Trochę namieszałam, może przez to jest nieco ciekawiej? Ostateczną opinię pozostawiam Wam, którą mam nadzieję zamieścicie w komentarzach :) 

Trochę mi teraz humor siadł... dlaczego Lewy uparł się na grę dla Bayernu?! -.- Grr. 

Następny rozdział nie wiem kiedy, zależy od czasu. 
27 stycznia zaczynają się ferie u mnie :) mam jednak nadzieję, że przed feriami jeszcze coś tu wrzucę. Jednak nic nie mogę obiecać. 

Zapraszam serdecznie na mojego drugiego bloga http://bvbstory.blogspot.com/ 
Dzisiaj dodałam tam nowy rozdział :) 


To co? Do następnego! Buziaczki :*** 



Jesteś tu już? Zostaw komentarz, zmotywuj mnie do dalszego pisania!
Z góry dziękuję! :*** 

12 komentarzy:

  1. Z jednej strony Marco i Charlie znów ze sobą rozmawiają, a z drugiej Vici ma wypadek...W sumie to nie jest źle. Jeżeli z tego wyjdzie, to jest total szansa, że zmieni się na lepszą osobę :P A co do Amelii....Może jeżeli prawie straci siostrę to też się zmieni? Choć tacy to rzadko kiedy się zmieniają :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff. . . Jak się ciesze, że go odnalazła. Cos mi mówi, że ta Angela to nic dobrego nie wróży. Mam nadzieje ze amelia dostrzeże coś mądrego w tej swojej glowce, a vici nic nie będzie;))
    Pozdrawiam Dagrasia:**

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie. Wreszcie Charile znalazła kumpele i z Marco też sie dogadują. Mam nadzieję ze ten wypadek Vici nauczy czegoś Amelie. Fajnie by było jakby zaczeły się dogadywać :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się nam podoba! Wchodząc na Twoje blogi mam pewność, że przeczytam coś naprawdę dobrego.
    Cieszę się, że Charlie odnalazła Marco, ale czuję, że Angela nieźle namiesza... Jak mówi Charlie Marco tak na nią patrzy, a to nie wróży nic dobrego. Nie... ja nie chcę, żeby Marco był z Angelą...
    Jeszcze Vici... choć szczerze jej nienawidzę, w zadnym wypadku nie życzę jej źle. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego...
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  5. O super rozdział!
    Angela wydaje się być fajną osobą. Ciekawe, jaka będzie w następnych rozdziałach. W sumie, szkoda tej Victorii, chociaż jej nie trawię! (Tak samo jak Amelii.)
    Fajnie, że Marco i Charlie znowu są kumplami...może coś zaiskrzy? :D
    Świetny rozdział! Jestem pod wrażeniem!
    Czekam na kolejny, pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajna wydaje się Angela, ale lepiej żeby nie podrywała Marco, bo ma wtedy u mnie przerąbane :')
    Victorii mi w ogóle nie jest żal. Była chamska - spotkała ją kara. Jednak nie życzę jej śmierci a raczej oleju w głowie.
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja pier... Kurde! Piszę po raz czwarty tu komentarz, gdyż poprzednie się nie dodały ;/ wczoraj przeczytałam, komentuję, komentuję, dodaję, a tu nic i odpuściłam. Dziś piszę, piszę. Cieszę japkę, bo już prawie skończyłam, no i boom - przeglądarka postanowiła się tak po prostu wyłączyć! Ugh.. wkurzyłam się! Dobra mniejsza... rozdział super! Przyznam szczerze, że troszeczkę szkoda mi Vici, co innego jakby to wszystko padło na Amelię - cieszyłabym się (tak, okrutna ja) ;_; Przynajmniej Char z Marco się pogodzili i znowu są przyjaciółmi! :-) Z tego wszystkiego też, zarąbisty był ten sen! Strasznie ciekawy, intrygujący... Podsumowując- Bosko! Czekam na nn, Pozdrawiam i zapraszam do siebie na : the-story-is-complicated.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze to dostajesz ochrzan za to że skończyłaś w takim momencie!! Po drugie za tak długą przerwę w pisaniu!! Po trzecie wcale nie jestr nudny!!!!!!!!!!!!!!
    Kocham tego bloga! Strasznie wciąga!! Chciałoby się więcej i więcej!!! Mam nadzieję że nie karzesz długo czekać na kolejny rozdział!!! <3
    Pozdrawiam i zapraszam!
    http://what-do-you-thing-of-him.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem czemu, ale mam złe przeczucia co do tej całej Angeli...
    Dawaj nexta ! xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Nadrobiłam!
    Jak ja się cieszę, że powróciłaś z tym opowiadaniem, POEZJA!
    Uwielbiam tego bloga :)
    Zapraszam do siebie :)
    http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Coś mi się wydaje, że z tej przyjaźni Marco i Charlie będzie prędzej czy później coś więcej ;D
    Ciekawe czy ta Angela coś namiesza xd
    -Kamila ;>

    OdpowiedzUsuń
  12. jak ja się cieszę że wróciłaś z tym opo!!!!!!
    EXTRA<33
    Już się nie mogę doczekać nexta :)
    Buziak:)
    http://powrotyirozstania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń