czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 1.

Dziś odbyło się rozdanie świadectw. Ukończyłam szkołę zawodową. To koniec mojej edukacji. Może i smutno żegnać się ze szkołą, ale i tak prędzej czy później by to nastąpiło. Czeka mnie teraz dorosłe życie, praca. 
Mimo, że to tylko były dwa lata, przywiązałam się do mojej klasy, uroniłam kilka łez na uroczystości, wróciłam do domu z zaczerwienionymi oczyma. Nie uszło to uwadze moich "kochanych" przyrodnich sióstr, które oczywiście nie pozostawiły tego faktu bez złośliwych komentarzy i śmiechu. 
Dziś wieczór jestem umówiona z Isabel i Sabiną. Jutro natomiast lecimy do Dortmundu, już nasze rzeczy, niektóre meble, zostały tam przewiezione, do naszego nowego mieszkania. W moim rodzinnym domu zostały już tylko rzeczy podręczne, które można zabrać do wnętrza samolotu. 
Siedziałam w swoim pokoiku, wpatrując się w ulice Stuttgartu, za którym będę tak tęsknić, gdy nagle Victoria i Amelia wpadły do pokoju. Jak zwykle, bez pukania! 
- A ta znowu siedzi i rozmyśla o sensie życia - zaczęła się głupkowato śmiać Amelia.
- Masz jakiś problem, dziewczyno? - zapytałam. 
- Idź na dół i przygotuj nam coś do jedzenia - powiedziała Victoria. - Głodne jesteśmy jak wilki. 
- Rączki odjęło? - zapytałam dość złośliwie. - W lodówce macie jedzenie, idźcie i sobie same coś przyrządźcie. 
- Ty jesteś od takich spraw - zaśmiała się podle Amelia. - Jak natychmiast nie pójdziesz, to powiemy wszystko matce, jak wróci. 
- Wiesz, że ona zawsze nam wierzy - uśmiechnęła się złośliwie Victoria.
- Źle robi - powiedziałam - nie obchodzi mnie, co będziecie wygadywać. Nie będę Wam usługiwać, jasne? 
- Ty się tak nie buntuj, bo źle się to dla Ciebie skończy, mądralińska! - krzyknęła Amelia. 
- Wyjdźcie stąd! - krzyknęłam. 
- Co się dzieje? - w progu mojego pokoju stanął tata. 
- Chcemy, by zrobiła nam coś do jedzenia, bo głodne jesteśmy - powiedziała przymilnie Amelia.
- Bozia ręce dała? To same sobie coś zróbcie - powiedział surowo do nich tata. - Zostawcie Charlie w spokoju! Dajcie jej żyć! 
- Tato, połóż się i odpoczywaj - powiedziałam. - Poradzę sobie z nimi. 
- Powiemy wszystko matce - prychnęła Amelia, odgarnęła włosy i wyszła razem ze swoją siostrzyczką. 
- Córcia, nie przejmuj się nimi - powiedział tata. - To tylko o nich źle świadczy.
- Wiem - powiedziałam. - W Dortmundzie muszę znaleźć sobie pracę. Chciałabym jak najszybciej się wynieść. 
- Muszę porozmawiać z Lisą, ona musi jakoś na nie wpłynąć - powiedział tata. 
- Sama nie jest lepsza! Ona je popiera - powiedziałam.
- Niedobrze - pokręcił głową tata. 
- Lepiej się nie denerwuj - powiedziałam - to tylko Ci zaszkodzi... 
- Kochanie, ja i tak niedługo... - tu ojcu złamał się głos. 
- Proszę Cię! - krzyknęłam - może jeszcze jest nadzieja! 
- Słoneczko, już wielokrotnie mówiłem, że nie ma już żadnej nadziei - powiedział smutno ojciec. - Pójdę się położyć, bo jakiś zmęczony jestem.
Pokiwałam tylko głową, tata poszedł do siebie. Poczułam się jeszcze bardziej zdołowana. 
Niebawem usłyszałam, że Lisa powróciła. 
Po jakichś dziesięciu minutach usłyszałam, jak mnie woła.
- Charlie! Pozwól tu na chwilę!
Na pewno jej córeczki już na mnie naskarżyły. Albo sama czegoś ode mnie chce. Poszłam.
- Amelia i Victoria mi powiedziały, że byłaś dziś dla nich po prostu wstrętna - powiedziała Lisa. - Jak Ci nie wstyd tak bez powodu wyzywać siostry? 
- Ja ich nie wyzywałam! - krzyknęłam. - Po prostu znów chciały, żebym ja... 
- Nie tłumacz się, mama i tak tylko nam wierzy - powiedziała Amelia. 
- Niby taka grzeczna jesteś, ale ja doskonale wiem, że jesteś diabeł wcielony - powiedziała Lisa ostrym głosem. - Ojciec Cię strasznie rozpuścił!
- To Twoje córeczki są rozpieszczone jak mało kto - krzyknęłam. - W ogóle nie pomagają w domu, do pracy iść nie chcą, tylko wszyscy muszą im usługiwać!
- Słuchaj, gówniaro - syknęła Lisa i chwyciła mnie za ramię. - Albo je zaraz przeprosisz za swoje zachowanie, albo pożałujesz! Nie pozwolę nikomu obrażać moich córek! 
- Żebym miała jeszcze za co przepraszać - odparłam. - Zostawcie mnie w spokoju! 
Pobiegłam do swojego pokoju, zamknęłam się na klucz. Usłyszałam jednak zaraz głośne stukanie. 
- Mama powiedziała, że masz zaraz iść zrobić zakupy na drogę - krzyknęła Amelia.
- Spieprzaj - mruknęłam cichutko.
Na szczęście, sama już mam jakieś zaopatrzenie, one mają zdrowe nogi, więc niech same się przejdą. Dobrze im by to zrobiło. Kiedyś będą otyłe, jeżeli cały czas tylko będą siedzieć na kanapie... 
Wyciągnęłam telefon z kieszeni, zaczęłam przeglądać zdjęcia. Nagle jedno z nich sprawiło, że łzy mi się w oczach zakręciły. 
Było to stare zdjęcie, które zrobiłam Alexowi na jednej z randek. Tak bardzo go kochałam, a Amelia bez skrupułów mi go odbiła, z czego była niesamowicie zadowolona.
Alex był starszy ode mnie o trzy lata. Uważałam go za dojrzałego, mądrego i wspaniałego faceta. Nasza miłość była czymś bajecznym. Jednak wszystko skończyło się pewnego fatalnego dnia... 
Nie mogłam dłużej patrzeć na tę fotografię. Już zbliżała się osiemnasta, o tej godzinie miałam się spotkać w kawiarni razem z Isabel i Sabiną. Wiedziałam, że tylko u nich mogę uzyskać wsparcie... no i u taty, ale ze względu na jego poważną chorobę nie chciałam zawracać mu głowy. Powinien odpoczywać, i niczym się nie stresować. 
Wyciągnęłam z walizki sukienkę, przebrałam się w nią. Chwyciłam torebkę i poszłam na dół. 
Wiedziałam, że zaraz te trzy żmije zaraz zaczną przesłuchanie. 
- A cóż to za szmatka? - doczepiła się Victoria, gdy zakładałam baleriny. - Była nowa dostawa w szmateksie? - zaśmiała się.
- Wiesz, ciemniaku, że takie sukienki są teraz na czasie? Niby tak się znasz na modzie, a takich prostych rzeczy nie wiesz - powiedziałam. 
- Ja bym takiej nie założyła nawet do sprzątania - powiedziała Victoria. - Co, umówiłaś się pewnie z jakimś ogierem? 
- A Ty gdzie? - wtrąciła się Amelia. 
- Nie wasz interes! - powiedziałam. 
- Mamo! - krzyknęła Amelia, ale ja, czując co się święci, szybciutko wyszłam. 
Na szczęście, nikt za mną nie wybiegł. Szłam do ulubionej kawiarenki, smutno omiatając wzrokiem ulice mojego ukochanego Stuttgartu. 
Mieszkaliśmy wszyscy nieopodal stadionu tutejszej drużyny - VfB Stuttgart. Wielokrotnie bywałam na ich meczach razem z tatą lub z przyjaciółkami. Amelia i Victoria uważały piłkę nożną za rozrywkę dla prostaków, zawsze się ze mnie śmiały, gdy zakładałam koszulkę stuttgarckiej drużyny. 
Teraz będę mogła co najwyżej oglądać ich mecze w TV. 






*** 







- Cześć, dziewczyny! 
Isabel i Sabina siedziały już w rogu kawiarenki, czekały już na mnie. 
- Hej, kochana - powiedziała Sabina. - Siadaj! 
- Coś się znów stało? - zapytała z troską Isabel - wyglądasz dość smutno!
- Stało się, stało sporo - powiedziałam. - Kolejny dzień, kolejna kłótnia z tymi żmijami. 
Zamówiłyśmy sobie po kawałku ciasta i gorącej czekoladzie. Zaczęłam opowiadać przyjaciółkom o dzisiejszym dniu. 
- Lisa ma po prostu klapki na oczach - zdenerwowała się Isabel. 
- Żebyś wiedziała! - jęknęłam. 
- Nie mogę uwierzyć, Charlie, że się wyprowadzacie - powiedziała smutno Sabina. - Będzie tak smutno bez Ciebie!
- Ja nie chcę się stąd wyprowadzać - powiedziałam ponuro. - To wszystko przez Lisę. 
- Jak już skończysz te osiemnaście lat, może tutaj wrócisz? - zapytała Isabel.
- To nie byłoby takie proste - powiedziałam. 
- Wiem - powiedziała Isabel. - Nawet jak za dziesięć lat byś wróciła, bardzo bym się cieszyła.
- Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnicie - powiedziałam. 
- Nigdy! - powiedziała Sabina. - Jesteś przecież naszą przyjaciółką, kochana! 
- Cieszę się, że Was mam - uśmiechnęłam się lekko, wzięłam łyk czekolady. 
Trochę się lepiej poczułam dzięki temu spotkaniu. Isabel i Sabina zawsze potrafiły mnie wysłuchać, wesprzeć, mądrze doradzić. To cudowne przyjaciółki. Myśl o tym, że muszę się z nimi rozstać, przepełnia mnie goryczą i smutkiem. 
Około dwudziestej postanowiłam już wracać do domu. Dziewczyny również musiały już się zbierać.
- Musimy się teraz pożegnać - powiedziałam smutno, gdy wyszłyśmy z kawiarni. - Jutro rano mamy lot do Dortmundu.
- Nienawidzę pożegnań - jęknęła Isabel. 
- Chodź do mnie - przytuliłam Isabel, która zaczęła płakać. Mnie również zeszkliły się oczy, a Sabina, nie odstawała od nas. 
- Proszę Cię, pisz i dzwoń jak najczęściej - załkała Isabel.
- Oczywiście - powiedziałam drżącym głosem.
Uściskałam także Sabinę, której rozmazał się makijaż od płaczu.
- Będę bardzo tęsknić - powiedziała cicho. 
- Ja również - powiedziałam. - Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Cmoknęłam jeszcze obie w policzek, i poszłam swoją drogą, popłakując. 
Do domu weszłam z zaczerwienionymi oczyma. Od razu poszłam do łazienki zrobić ze sobą porządek. Kiedy przemywałam oczy, zawołał mnie tata.
- Charlotte, kolacja!
- Idę! - odkrzyknęłam i skierowałam swoje kroki do jadalni. 
Przy stole siedziała niezadowolona Lisa, Amelia i Victoria były naburmuszone.
- Ty się gdzieś wałęsasz, a my musiałyśmy same przyrządzać tę kolację - powiedziała Lisa. - A to Twój obowiązek!
- Nikt tak nie powiedział - zaczęłam się bronić. - Nic się nie stanie, jak te lenie czasami pomogą. 
Przy tacie nie bałam się nazwać tych dwóch blondynek leniami. Przecież to absolutna prawda!
- Dokładnie! Charlie ma rację - powiedział tata, popijając ziołową herbatę. - Chciała się pożegnać z przyjaciółkami, to wszystko.
- Wielkie rzeczy - wzruszyła ramionami Amelia. 
- Do tego musiałyśmy z Amelią same robić te zakupy na drogę - powiedziała Victoria. - Nogi mnie bolą! 
- Przecież ten pobliski market jest zaledwie osiemset metrów od naszego domu! - powiedziałam. - Dobrze Wam zrobi, jak będziecie częściej wychodziły. 
- Często wychodzimy! Tyle imprez zaliczyłyśmy, jak mało kto - powiedziała Amelia. - I nie mądrz się tak, czupiradło! 
- Widzisz? Korzystają z życia, i bardzo dobrze - poparła Amelię Lisa. - Wychodzą na imprezy, a nie na jakieś śmieszne spacerki. Będą miały co wspominać!
- Spacery są wspaniałe - powiedziałam. - Można sobie wszystko przemyśleć, dotlenić się.
Wszystkie trzy tylko parsknęły śmiechem. 
- Z czego się śmiejecie? - zapytał tata. - To w ogóle nie jest śmieszne! 
- Jest, jest - Victoria aż trąciła kubek z kawą, która się rozlała na jej spodnie. 
- O nie! Moje nowe spodnie! - zaczęła lamentować. 
- Nie przejmuj się, kochanie, kupię Ci nowe - powiedziała Lisa.
- Naprawdę? Dziękuję, mamo! 
- Dla Ciebie wszystko, córcia - uśmiechnęła się do Victorii Lisa. 
- Kawę da się sprać - powiedział tata.
Nikt na jego słowa nie zwrócił uwagi. 
- A ja? - zaczęła przypominać o sobie Amelia. - Dostanę jakiś nowy ciuszek? 
- Jak przyjedziemy do Dortmundu, pójdziemy do jakiegoś centrum handlowego i zrobimy porządne zakupy - powiedziała Lisa. - A Ty, Charlotte, nawet na to nie licz.
- Lisa! - krzyknął ojciec. - Nie podoba mi się to, jak dyskryminujesz Charlotte! Wielokrotnie Ci mówiłem coś na ten temat! 
- Tato, nie denerwuj się - powiedziałam. - Nie ma sensu.
- Moje córki zasługują na to, co najlepsze - powiedziała Lisa. 
- Nie wiem, czemu je tak wywyższasz - powiedział tata. - Po kolacji poważnie porozmawiamy! A tak poza tym, teraz wszystkim Wam powiem, że tylko Charlotte będzie otrzymywała po mnie rentę! 
- Co?! - krzyknęła Lisa. 
- Tak! - powiedział tata - przyda się jej. Co miesiąc będzie na jej konto w banku wpływało nieco pieniędzy. 
- Ta renta miała być dla nas wszystkich - syknęła Amelia.
- Do roboty się weź, dziewczyno! - powiedział tata - co Ty zrobisz, jak matki zabraknie? 
Jestem pewien na milion procent, że Charlie w Dortmundzie podejmie się jakiejś pracy!
- Amelia to żebrać pójdzie, ale do pracy nigdy się nie weźmie - powiedziałam żartem. - Gdzieżby mogła, wielmożna pani!
Żarcik z Amelii poprawił mi nieco nastrój. Ileż to razy ona ze mnie żartowała lub bezczelnie mnie obrażała... 
- Ty idiotko - syknęła Amelia, a że siedziała obok mnie, uderzyła mnie znienacka w ramię. Jednak zaraz tego pożałowała - złamała bowiem tipsa.
- Mój Boże! - jęknęła. - Złamałam tipsa! Przez Ciebie, dziewucho! 
- Trzeba było się nie rzucać z pięściami - skwitowałam. 
Amelia obrażona wstała od stołu i pomknęła na górę. 
- Widzisz, coś narobiła? - zapytała Lisa.
- To wina Amelii - ojciec stanął w mojej obronie - Charlotte po prostu wreszcie zaczęła się należycie bronić! Wcześniej była zahukana i zastraszona przez Was. Jednak nie będzie całe życie Waszym pieskiem! 
- Zastanawiam się, po co się z Tobą w ogóle związałam - powiedziała Lisa i również wstała od stołu, poszła do salonu. Victoria także opuściła jadalnię. 
- Pójdę porozmawiać z Lisą - powiedział tata. - A Ty się nie martw, kochanie.
- Jestem tylko balastem - wymamrotałam. 
- Wcale nie! Nawet tak nie myśl! 
Tata poszedł porozmawiać z Lisą, a ja poszłam do swojego pokoju. Znów się rozpłakałam. Jak co wieczór. 
Jutro o ósmej rano mamy lot do Dortmundu. Poszłam się umyć, ogarnąć, po czym wróciłam do pokoju, sprawdziłam, czy przypadkiem gdzieś nie zostawiłam jakiejś rzeczy. Miałam ze sobą tylko walizkę i torebkę podręczną. Reszta moich rzeczy już znajduje się w nowym mieszkaniu, w tym obcym mieście... 
Położyłam się na łóżku, nie mogłam powstrzymać łez... 







*** 







Obudziłam się piętnaście minut przed siódmą. Od razu wstałam, ubrałam się w szortykoszulkę, włosy spięłam w koka. Wzięłam torebkę i walizkę, i zeszłam na dół. Wszyscy już byli na nogach. 
- Ale mi się spać chce - marudziła Victoria. 
- Mógłby ten samolot być po południu - wtórowała Amelia. 
- Nie marudźcie - odparła Lisa. - Macie wszystko? 
Wszyscy mieli swoje rzeczy, wyglądało na to, że możemy opuścić mój rodzinny dom... 
Zdążyłam go jeszcze raz obiec, łzy mi stanęły w oczach. Gdy wychodziłam, wszyscy już na mnie czekali. 
- A ta znowu ryczy - zaśmiała się Amelia.
- Ona się tu wychowała, moja droga - zwrócił jej uwagę tata. 
- No i co z tego - wzruszyła ramionami Victoria.
Tata znów mnie obronił. Nie mogę uwierzyć, że za miesiąc czy dwa może już go ze mną nie być...
Tak bym chciała, żeby on nie miał tego raka! Oddałabym wszystko, żeby tata żył jak najdłużej i był zdrowy. 
Podjechaliśmy na lotnisko metrem. Oddaliśmy walizki obsłudze lotniska, sami skierowaliśmy się do samolotu. Usiadłam z dala od moich okropnych przyrodnich sióstr. Założyłam słuchawki, które podarowały mi Isabel i Sabina na siedemnaste urodziny, i włączyłam Dazed And Confused zespołu Led Zeppelin. 
Co do muzyki, również przez to znosiłam docinki Amelii i Victorii. Nabijały się wielokrotnie, że słucham starocia... 
Ja im tylko zawsze powtarzałam, że o gustach się nie dyskutuje. 
Ciekawe, jak potoczyła się rozmowa mojego taty z Lisą. Trzeba będzie później o to zapytać. 
Lot zleciał dosyć szybko. Samolot niedługo zaczął kołować. Znalazłam się w Dortmundzie... 
Wszyscy zaczęli opuszczać pokład. Niedługo moje nogi ustały na dortmundzkiej ziemi. Wyciągnęłam z torebki komórkę, było kilka minut po dziewiątej. 
Lisa wyciągnęła ze swojej torby mapę, zaczęła coś na niej sprawdzać. 
- Musimy się dostać na ulicę Remydamm - powiedziała Lisa. - Tam jest nasz dom. Będę też miała niedaleko do pracy. 
W końcu, dostaliśmy się... Na szczęście Lisa mniej więcej się orientowała. 
- To jest nasz nowy dom - powiedziała zachwycona. - Na szczęście, moi rodzice sypnęli groszem i pomogli go kupić. 
Przewróciłam oczami. Moja tęsknota za Stuttgartem wzrosła. 
Weszliśmy do domu. Zaczęliśmy robić obchód po wszystkich pomieszczeniach. Niektóre meble były nowe, niektóre z starego domu. Rzeczy stały popakowane w kartonach. 
Byłam w pozytywnym szoku, gdy zobaczyłam mój pokój. Był naprawdę ładny. Było parę nowych mebli... 
Wiedziałam, że to zasługa taty... 
Zajrzałam także do sypialni taty i Lisy. Udało mi się też zobaczyć wystrój pokoju Amelii i pokoju Victorii. 
Łazienkakuchnia połączona z jadalnią oraz salon również prezentowały się nieźle. Faktycznie, rodzice Lisy na pewno hojnie potrząsnęli sakiewką... 
- To teraz trzeba rozpakowywać rzeczy - westchnęła Amelia. 
- Trzeba, trzeba - powiedział tata. Amelia tylko spojrzała na niego z niechęcią. 
Amelia i Victoria w ogóle chyba nie zdają sobie sprawy, że niedługo zabraknie nam tej osoby. 
Czułam do nich taką nienawiść, taką niechęć, miałam tylko ochotę nimi potrząsnąć. 
Pobiegłam do swojego pokoju, zaczęłam rozpakowywać moje manatki. Po dwóch godzinach wszystko było gotowe. 
Odniosłam tylko walizkę do specjalnego schowka na różne szpargały i wróciłam do pokoju. 
Usiadłam przy oknie, zaczęłam przez nie wyglądać. Westchnęłam smutno. Czułam się totalnie obco w tym mieście... 

____________________________ 


Hej! :) 
Dziękuję za komentarze pod prologiem, bardzo się cieszę, że jest takie zainteresowanie.
No i dziękuję tym, którzy polecili tego bloga! Dużo to dla mnie znaczy! 
Mam nadzieję, że powyższy rozdział się Wam podoba. 
Mam zamiar dodawać rozdziały na tym blogu co tydzień, w czwartek.

Bardzo proszę o komentarze! To dla mnie ogromna motywacja! 

Buziaki! Sylwia :* 

32 komentarze:

  1. Świetnyn rozdział.Te dziewczyny to nie złe szmaty.Czekam z niecierpliwością na kolejny.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezłe z nich suki, już wiem, że na pewno ich nie będę lubiła. Strasznie mi szkoda ojca bohaterki, wiadać, że tylko on trzyma jej stronę. Czykam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. to opowiadanie jest genialne! Tylko Ty zawsze masz tak świetne pomysły!
    Te siostrunie zachowuję jak zwykłe szmaty, ale coś mi się wydaje że Charlie utrze im te garbate nosy. :D
    Pozdrawiam i bardzo proszę o informowanie o nowych rozdziałach :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No no.. :D Nie mam określenia na te potworne siostrzyczki.. ;p
    Szkoda mi tej dziewczyny tak samo jak jej ojca.. ;(
    Czekam na następny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super! Ale te jej siostry wredne. Mam nadzieję, że jakoś się jej ułoży :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział jest boski.
    Podoba mi się to opowiadanie.
    Szkoda że ojca i dziewczyny. co oni muszą mieć za horror w domu
    nie mogę się już doczekać kolejnego :*

    OdpowiedzUsuń
  7. dobrze że przynajmniej tata Charlie trzyma jej stronę, a Lisa i jej córki nie będą zbyt długo wykorzystywać Charlie, tak mi się wydaje. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Motywuje cie ;D Przecudnyyyyyyyyyyyy <33333

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział. <3
    Dziękuję za nominację do The Versatile Blogger <3


    +
    __
    http://this-story-is.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger.html
    Nominowałam cię do Versatile Blogger :)
    Zasady są w linku. :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny blog i opowiadanie ale mogłabyś wybierać ładniejsze ciuch najlepiej w jednym zdjeciu np:http://www.faslook.pl/collection/fashon-2/ tu są fajne stylowy ;)
    I jesszcze jakby się otwierały w drugiej karcie ;)
    ale ogólnie blog bardzo fajny ;) mam nadzieje że weżmiesz sobie moje rady do serca :)) <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze że przynajmniej ojciec jest po stronie Charlotte ;) Tylko szkoda że za niedługo umrze ;[[
    Lisa, Amelia i Victoria są okropne -,- Mają ręce, nogi, mogą pójść do sklepu, posprzątać, czy zrobić obiad ;_; Jak ja ich nienawidzę ! :((

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze że przynajmniej ojciec jest po stronie Charlotte ;) Tylko szkoda że za niedługo umrze ;[[
    Lisa, Amelia i Victoria są okropne -,- Mają ręce, nogi, mogą pójść do sklepu, posprzątać, czy zrobić obiad ;_; Jak ja ich nienawidzę ! :((

    OdpowiedzUsuń
  13. Te dziewczyny są okropne.!!
    Mam nadzieję że wszystko się ułoży.;d
    Rozdział jak zawsze świetny masz talent :D
    Pozdrawiam i życzę weny.;d

    OdpowiedzUsuń
  14. One są podłe...
    Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze <3
    Cudowny rozdział <3
    Czekam na nn ;3
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział. A Amelia i Victoria mogłyby trochę być samodzielne, dobrze że Charlotte ma jeszcze ojca. Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Fantastyczny rozdział! Biedna Charlotte, te głupie dziewuchy tak jej dokuczają. Boję się co będzie jak umrze jej tata. Wtedy dopiero będzie masakra. Kocham twoje opowiadania. Czekam na kolejny. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  17. fantastyczny rozdział <3 denerwują mnie te jej 'siostrzyczki' -,- wspaniałe ;3 czekam na nn xD

    OdpowiedzUsuń
  18. Współczuje Charlotte takich przyrodnich sióstr. A co do Amielii i Victorii to mogły by być trochę bardziej samodzielne, bo kiedyś obudzą się nie wiadomo gdzie bez grosza przy duszy i pożałują, że były takie oschłe. Czekam na następny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudowny rozdział! <3
    Biedna Charlotte, nie chciałabym mieć takiej matki i sióstr ;/
    Czekam na następny!
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  20. Czytałam prolog i czytam pierwszy rozdział.. I wiem!! Wiem z czym twoje opowiadanie mi się kojarzy :-P Macocha i dwie zle, podłe siostry.. Kopciuch od brudnej roboty;-) To jest genialne!! <3 Historia kopciuszka w Dortmundzie :-D Świetny pomysł;-);-)
    Jestem bardzo ciekawa w jaki sposób wprowadzić piłkarzy.. Bo napewno nie stanie się to po zagubieniu pantofelka xD
    Świetny blog :-* <3
    Buziaki:-*:-*:-*

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale te dziewuchy podłe :o :// Mam nadzieję że wszystko będzie lepsze :** Pozdrawiam i czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Matko jak można być tak okropnym.. :( To dopiero początek, a ja tak samo jak Charlie nienawidzę jej macochy i sióstr ;/
    Szkoda mi jej ojca :( To jedyna bliska jej osoba :( Reszta tej "rodziny" w ogóle się tym nie przejmuje :(
    Cudowny rozdział :) Czekam na kolejny i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo fajny rozdział!! A te dwie blondyny...wrr...małpy!
    Nominowałam Cię do The Versatile Blogge:)
    Szczegóły u mnie na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  24. niezłe zdj. na początku
    wredne, głupie, małpy! te blondyny mnie wkurzają mam nadzieję, że wszystko będzie ok :)) czekam na nexta
    masz talent ♥
    lovciam ♥
    zapraszam do mnie http://bvbtomojezycie.blogspot.com/
    i zadawajcie pytania na: http://ask.fm/klaudiaheeeyy

    OdpowiedzUsuń
  25. Nominowałam cię do The Versatile Blogger :) przezprzypadekzmienilasmojezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  26. Natrafiłam na bloga przez przypadek,ale od razu polubiłam :3 Ale nieważne.Bożee jakie te dziewczyny są okropnee -.- Nie mogę się doczekać następnego :33 Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;))

    OdpowiedzUsuń
  27. Świetny rozdział, na pewno będę czytać dalej :)
    Zapraszam do nas na http://mr11mg10.blogspot.com/
    -Kamila ;>

    OdpowiedzUsuń
  28. Nominowałyśmy Cię do The Versatile Blogger :)
    Szczegóły na naszym blogu.
    -Kamila ;>

    OdpowiedzUsuń
  29. Bardzo się cieszę, że założyłaś nowego bloga. Temat masz bardzo fajny. Będę czytać i czekam na nowy rozdział.
    Buziaki ;*
    http://marcoreusstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  30. Współczesny Kopciuszek :) Trafiłam tutaj przez przhpadek i stwierdziłam, że zacznę czytać.

    OdpowiedzUsuń
  31. Dodałam cię do polecanych u mnie :D Świetny rozdział i zapowiada się wspaniale.Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Rozdział bardzo mi się podoba, przepraszam że tak późno, ale nie miałam zbyt dużo czasu, mam nadzieję, ze się nie gniewasz :3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń