niedziela, 6 października 2013

Rozdział 10.

Dojechałyśmy niebawem do domu, Lisa dalej była rozwścieczona. Victoria nie próbowała bronić siostry, Amelia siedziała obok mnie naburmuszona. 
Gdy dotarłyśmy do naszego miejsca zamieszkania, Amelia wzięła swój bagaż i od razu chciała iść do swojego pokoju, ale matka chwyciła ją za ramię.
- Ja jeszcze z Tobą nie skończyłam, moja droga - powiedziała - do salonu, w tej chwili! 
Nadęta Amelia usłuchała swojej rodzicielki. Wszystkie cztery usiadłyśmy w salonie. 
- A Ty tu czego? Zadowolona?! - prychnęła w moją stronę Amelia. 
- Amelia! Nie zmieniaj tematu - powiedziała Lisa. - Skoro jesteś już taka dorosła, to masz sobie poszukać pracy. Ja nie będę spełniała Twoich wszystkich zachcianek, jak to było do tej pory. Popełniłam ogromny błąd wychowawczy. Rozpieściłam Cię i teraz taki jest tego efekt. Koniec z tym! Victoria, najlepiej by było, jakbyś Ty też zaczęła szukać pracy! 
- Że co?! - wrzasnęła Vici. - Nie moja wina, że Amelii zachciało się tego wyjazdu! Ja mam ponosić karę, bo ona narozrabiała?! Po moim trupie! 
- Nie o to chodzi! Obie jesteście dorosłe i nie widzę powodu, czemu miałybyście cały czas żyć tylko i wyłącznie z moich pieniędzy - powiedziała Lisa. 
- Tak?! A Charlie?! Ona też... 
- Charlie jeszcze nie ukończyła osiemnastu lat - powiedziała Lisa. - Poza tym otrzymuje rentę. Zresztą, ona cały czas wykonywała i dalej wykonuje wszystkie domowe obowiązki! Żadna z Was nie może powiedzieć, że jest leniem! 
- Amelia, przyznaj się, że pokłóciłaś się z Marco - i aż mnie zmroziło. Ja tylko tak sobie pomyślałam, a nieświadomie to powiedziałam. Amelia spojrzała na mnie tak lodowato, że aż poczułam ciarki na plecach. 
- Zamknij się! - krzyknęła Amelia - szmato jedna! 
- Amelia! Wyrażaj się! - krzyknęła Lisa. - Jak się w ogóle zwracasz do siostry?! 
- Ona nie jest moją siostrą! Ona jest dla mnie obcą osobą, rozumiesz!? - krzyknęła Amelia. - Dobrze wiesz, że ja nigdy nie chciałam takiej rodziny! 
- Od jutra szukasz sobie pracy! - powiedziała Lisa - a jak nie, to wyciągnę odpowiednie konsekwencje! 
- Nigdzie nie będę pracować! - krzyknęła Amelia i wybiegła z salonu.
- Amelia! Wracaj! - krzyknęła Lisa, ale ta nie zareagowała i nie wróciła. Moja macocha ciężko westchnęła. 
- Mamo, bardzo Cię proszę, nie każ mi iść do roboty - powiedziała Victoria. 
- Pójdziesz razem ze swoją siostrą - powiedziała Lisa. - Solidarnie! Macie jakie takie wykształcenie, na pewno Was gdzieś wezmą. Zajmiecie się czymś, dobrze Wam to zrobi. Wszystkie kobiety w Waszym wieku pracują lub się uczą, a nie cały czas bimbają i latają po dyskotekach! 
- Jak dotąd, nie przeszkadzało Ci to - burknęła Vici. 
- Popełniłam ogromny błąd - powiedziała Lisa. - Już zresztą postanowione! Od jutra obie szukacie roboty. Poza tym, i tak nie będziecie do końca żyły na własny rachunek. Nie każę Wam przecież się wyprowadzać! 
- To jest też nasz dom, nie możesz nas wyrzucić - powiedziała Vici. - Ale Ty, Charlie, po osiemnastce od razu powinnaś się wynosić - syknęła w moją stronę. 
- To też jej dom. Ojciec wyraźnie powiedział, że... 
- No i co?! - przerwała matce Vici. - Teraz będziesz ją faworyzować, tak?! Jak dotąd, to ja i Amelia... 
- Jakbyś nie zauważyła, moja droga, jest to pracowita dziewczyna - powiedziała Lisa. - Czy Wy kiedykolwiek posprzątałyście w domu lub przyniosłyście zakupy?! Nie! 
- Jak dotąd, nie miałaś z tym problemu - powiedziała Victoria. - Stałaś po naszej stronie, a teraz... 
- Ja się od Was nie odwracam, tylko chciałabym, żebyście się wzięły do roboty! Zwłaszcza Amelia! Czy Ty nie wiesz, że z nudów głupoty przychodzą do głowy?! A co, jakby ten cały Marco czy jak mu tam, zrobił jej krzywdę i już byśmy nigdy jej nie zobaczyły?! Ludziom teraz nie wolno ufać - powiedziała Lisa. 
Akurat z tym się nie zgodziłam. Marco raczej nikogo by ot tak bez powodu nie skrzywdził. Chociaż Amelii należałoby się. 
Ale mnie nurtuje jedna sprawa. Czemu Amelia wróciła z tych wakacji taka wzburzona?! I czemu Marco jej nie odrzucił do domu?! Spodziewałam się, że wróci z uśmiechem, cała w skowronkach, a tu taka niespodzianka... 
- Idę do niej - powiedziała Vici, podrywając się z kanapy. 
Ja poszłam do kuchni napić się wody, po czym również powędrowałam na górę. Lisa siedziała dalej w salonie, ciężko wzdychając. 
Wreszcie przejrzała na oczy. Ale to dobrze. Ile można żyć w zakłamaniu?! Jednak ja jej nie pokocham od razu, nie wybaczę jej ot tak z marszu tych wszystkich lat. 
Usłyszałam podniesione głosy moich przyrodnich sióstr dochodzące zza drzwi do pokoju Amelii. Postanowiłam, że z chęcią posłucham tej rozmowy. Na pewno dowiem się czegoś ciekawego. 
- Amelia, czemu wróciłaś taka rozwścieczona!? - dopytywała się Victoria. - Powiedz! Wiesz, że ja zachowam to w tajemnicy. 
- Nic takiego - burknęła Amelia. 
- Widzę przecież, że coś Cię dręczy - powiedziała Vici. - Pokłóciłaś się z tym Reusem czy jak?! 
- Powiedzmy - powiedziała Amelia. 
A jednak! Coś się niedobrego wydarzyło między tą dwójką. Mogę się założyć, że to z winy Amelii. Przecież ta żmijka potrafi każdemu napsuć krwi, nawet najszczęśliwszej osobie. 
- A dokładniej? - dopytywała się Victoria. 
- Czy Ty musisz wszystko wiedzieć? - burknęła jej siostra. 
- Jestem Twoją siostrą, prawda? - odparła Vici. - Chcę Ci pomóc. 
No proszę. Jakże ta Victoria jest milutka i pomocna - ale tylko dla swojej zołzowatej siostry. Chociaż nie powiem, między nimi również bywały często zaciekłe, ostre kłótnie. Ale to zdarza się wszystkim. 
- Niech Ci będzie - odparła Amelia - ale morda w kubeł, jasne?! 
- Jasne - odparła Vici. 
- W przeddzień naszego wyjazdu chciałam sobie urobić przyjaciela Marco, tego Goetze, kojarzysz? - zapytała Amelia. 
- Kojarzę - powiedziała Vici. - Ale przecież on ma dziewczynę! Amelia, czemu Ty... 
- On jest słodki jak cukierek - powiedziała Amelia. - Chciałam się tylko zabawić, a tak się stało, że ta jego laska wparowała do pokoju i zrobiła mi awanturę. Marco też przyszedł, dowiedział się i chuj bombki strzelił. 
- Ale coś Ty konkretnie narobiła?! - nie ustępowała Vici - ty się z nim przespałaś, czy jak?!
- Nie! Głupia jesteś? Tylko zrobiłam mu masaż torsu - zaśmiała się Amelia, a w jej śmiechu wyczułam czystą złośliwość. - Chociaż nie miałabym nic przeciwko, jakby się tak stało. Masz pojęcie, jakie on ma boskie ciało?! 
- To samo mówiłaś o ciele Marco - powiedziała Vici. 
- To prawda - powiedziała Amelia. 
- Z dwoma facetami na raz, ostro - stwierdziła Victoria. 
Brak słów. Amelia to po prostu szmata. Żeby jeszcze urabiać zajętego faceta, to po prostu jest nie do opisania. Czyżby taka spragniona wrażeń?! 
Przez jej kretyńskie zachowanie Mario mógł stracić dziewczynę, a i jego relacje z Marco też mogłyby się pogorszyć. 
Zapewne i w tym wypadku Amelia próbowała się jakoś usprawiedliwić. Ale że nikt jej nie uwierzył?! To nowość. Zazwyczaj zawsze wszyscy dawali się nabrać na jej piękne oczka i słodziutki, niewinny uśmieszek. 
Po prostu szok. Dobrze, że zdecydowałam się podsłuchać. Przynajmniej dowiedziałam się prawdy. Amelia czy Vici nigdy, przenigdy nie powiedziałyby mi tego same. Zapewne Lisa również nie dowie się prawdy. 
Gdy tak się zamyśliłam przykucnięta obok drzwi, one... nagle się otworzyły, z pokoju wyszła Amelia. Gdy mnie zobaczyła, od razu się wściekła.
- Co Ty tu robisz?! Podsłuchiwałaś?! - wrzasnęła na mnie.
- Nie drzyj się na mnie! Wcale nie...
- Szmato głupia! Ty suko! Cieszysz się, co?! - ryknęła Amelia  i zaczęłyśmy się szarpać. To znaczy, ona się na mnie rzuciła. 
- Marco i tak nigdy nie będzie twój - wysyczała i nagle poczułam... jak spadam ze schodów. Tak, bo ta mini-bójka miała swoje miejsce obok schodów... 
I nagle wylądowałam w czyichś ramionach. W ramionach Lisy, jak się okazało. 
- Amelia, czyś Ty oszalała?! - krzyknęła Lisa - jak mogłaś ją zepchnąć?! 
- Ona się sama poślizgnęła - odparła Amelia.
- Widziałam! Szarpałaś ją - powiedziała Lisa - w ogóle, co miały znaczyć te krzyki i wyzwiska?! Jakoś nie słyszałam krzyków Charlie, tylko i wyłącznie Twoje. Czy Ty zdajesz sobie sprawę, że jakby Charlie zleciała z tych schodów, mogłaby nawet umrzeć, jakby uderzyła się mocno w głowę?! Dorosła osoba z Ciebie, a nieodpowiedzialna jak dziecko! Jak Ci nie wstyd, dziewczyno?! 
- Przestań się drzeć na mnie! - krzyknęła Amelia - a ta suczka i tak jeszcze pożałuje! 
Lisa weszła bez słowa do pokoju Amelii, ja i Amelia podążyłyśmy za nią. Moja macocha szybkim ruchem wyciągnęła z torby Amelii kartę płatniczą. 
- Oddaj mi tę kartę! Nie możesz mi jej zabrać! - krzyknęła Amelia. 
- Właśnie że mogę, bo to ja daję na tę kartę pieniądze, tak? - odparła Lisa. - Musisz zmienić swoje postępowanie, bo inaczej nie będzie wesoło. 
Victoria siedziała cichutko. wyraźnie zszokowana całą sytuacją. Taką kłótnię między Amelią a Lisa zaobserwowałam chyba pierwszy raz. 
Podczas gdy Amelia próbowała jeszcze dyskutować, ja skierowałam swoje kroki do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, chcąc nacieszyć się ciszą i samotnością. 
Ciekawe, co teraz czuje Marco. Jak się czuje po tym, jak Amelia próbowała uwieść jego najlepszego przyjaciela, chociaż to dla Marco miała towarzyszyć podczas tych wakacji? Poza tym, Mario jest z Ann. 
Poza tym... teraz, gdy się przekonał, iż Amelia jest taka fałszywa, czy dałby się przekonać, że to nie ja wysyłałam do niego te SMSy? Czy uwierzyłby, że ja nie jestem taka?! Zwłaszcza, że wcześniej wyśmienicie się dogadywaliśmy. 
Ciężka sprawa. Z Amelią nie da się żyć. Ona każdemu potrafi zepsuć krew. 







*** 


*oczami Marco* 




Mario i Ann pojechali do siebie, natomiast ja do swojego mieszkania. Jestem po prostu przybity. Wakacje tak wspaniale zlatywały, a Amelia okazała się fałszywą zołzą. A ja myślałem, że dobrzy z nas kumple, a może potem nasza relacja przerodziłaby się w coś poważniejszego... 
Jak dobrze, że Ann przyłapała Amelię na gorącym uczynku. I że między nią a Mario się nic nie zepsuło. Gdyby Mario stracił Ann, załamałby się. Jest w niej zakochany do szaleństwa, a ona w nim też. Tylko pozazdrościć. 
Jednak ja nie pałam zazdrością, tylko chciałbym odnaleźć swoją drugą połówkę. Gdzieś w głębi serca liczyłem, że Amelia się nią okaże. A okazała się taką niegodziwą istotą. 
Muszę z kimś pogadać. Wybrałem numer Kevina. Na szczęście szybko odebrał. 
- Halo? Marco? - usłyszałem w słuchawce.
- Cześć, Kevin - odparłem. - Masz chwilę czasu? Możemy pogadać? 
- No jasne - powiedział wesoło mój przyjaciel - ale nie lepiej by było się spotkać i pogadać w cztery oczy? 
- Czemu nie - odparłem. 
- Wpadnij do mnie, akurat mam świeże piwko - zaśmiał się Kevin. 
- Jak tak bardzo nalegasz - powiedziałem. - Niebawem będę. Do zobaczenia! 
- Na razie - odparł Kevin i się rozłączył. 
Kevin mieszka niedaleko mnie. Założyłem zatem buty i udałem się w stronę domu mojego przyjaciela. 
Otworzył mi uśmiechnięty, powitał mnie braterskim uściskiem. Usiedliśmy sobie w ogrodowej altance, zaczęliśmy sobie popijać chłodne piwo. 
- Coś taki markotny? O ile pamiętam, to dziś miałeś z Malediwów wrócić - powiedział Kevin. - Prawda - potwierdziłem. 
Opowiedziałem mu z żalem to, co się stało. Kevin słuchał mnie cały zdumiony. Tak jak ja, był przekonany, że Amelia jest w porządku osobą. 
- Nie do wiary - powiedział, gdy skończyłem opowieść. - A była taka sympatyczna i dowcipna, a tu... 
- Sam nie wierzę - powiedziałem. - I teraz się zastanawiam, czy to nie faktycznie jej sprawka, te SMS-y, które rzekomo wysłała mi Charlie... 
Tak, teraz tak sobie dochodzę do wniosku, że to Amelia mogła się podszyć pod Charlie. Przecież z nią bardzo dobrze się dogadywałem, teraz naszło mnie pytanie - czy ona mogłaby mnie tak zwyzywać i tak potraktować?! 
A Amelia, jak się okazało, jest zdolna do wielu rzeczy, nie, co ja mówię do wielu rzeczy - do wszystkiego! 
- Może powinieneś odezwać się do Charlie i porozmawiać z nią o tym - powiedział Kevin.
- Teraz nie dam rady spojrzeć jej w oczy. Na pewno już nie chce mieć ze mną kontaktu - powiedziałem smutno. 
Coraz bardziej do mnie dochodzi, że Charlie jest na pewno niewinna. Ale wątpię, bym po tym, jak ją olałem i nie dałem jej wtedy nawet dojść do słowa, miał odwagę iść do niej i z nią pogadać o tym. 

________________________________ 


Rozdział nie powala, no ale jest. :) 
Na tamten blog nie mam pojęcia kiedy coś dodam, ale mam nadzieję, że są tacy, którzy poczekają i nie uciekną ode mnie. 

Pogrom nauki, po prostu zero czasu na życie osobiste. A zmęczenie nie ma kiedy odpuścić. Weekend to stanowczo za mało. -.- 

To co? Do następnego! :*** 

Buziaki! Sylwia :***