piątek, 20 września 2013

Rozdział 9.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ 



Nastała środa, siedemnasty lipca. Jutro Mario, Marco, Ann i Amelia mają powrócić do Dortmundu. 
Wszystko, jak dotąd, układało się znakomicie. Marco wspaniale bawił się z Amelią, podobnie jak Mario i Ann. Tyle, że ich relacje były różne. Mario i Ann są w związku, natomiast Amelia jest po prostu kumpelą Marco. 
Co do nieszczęsnej Charlie - ostatni tydzień był dla niej naprawdę niewesoły. Jedynie mogła liczyć na Sabinę i Isabel, które wspierały ją przez telefon albo Skype. Niestety, nie miały możliwości przyjazdu do Dortmundu i odwiedzin swojej smutnej i przygnębionej przyjaciółki. 
Całe dnie spędzała w domu, nawet nie miała chęci wyjść na spacer. Dwa razy wyszła jednak - żaliła się także swojemu zmarłemu ojcu, siedząc w kucki przy jego mogile. Charlotte wierzy, że on ją słyszy i widzi, że czuwa nad nią. Ona tak bardzo za nim tęskni. 
Wróćmy jednak do czwórki spędzającej wakacje na egzotycznych Malediwach. Zazwyczaj spędzali czas, wylegując się na plaży, kąpiąc się w ciepłym oceanie, chłopaki chętnie też złapali nieco adrenaliny, jeżdżąc wodnymi skuterami. Oni jednak przede wszystkim chcieli podładować baterie, odpocząć, przygotować się i zregenerować przed następnym sezonem Bundesligi. Nie przyjechali tu, aby ostro imprezować. Jednakże nie obyło się bez dwóch wyjść do dyskoteki - oczywiście stało się to za namową Amelii. 
Amelia wprawdzie to kumpela Marco. Co nie znaczy, że do niczego między nimi nie doszło... 


Była druga nad ranem, noc z poniedziałku na wtorek. Marco i Amelia wracali z dyskoteki. Tym razem Mario i Ann wyszli wcześniej, gdyż Ann zaczęła źle się czuć. 
Była pogodna, księżycowa noc. Marco i Amelia szli sobie wydmami, gdy nagle Amelia usiadła na ziemię. 
- Ale mnie nogi bolą - westchnęła.
- Tańczyłaś jak najęta - powiedział Marco.
Oboje byli nieco podpici, jednak jeszcze mieli oboje nad sobą kontrolę. Nikt ich nie okradł ani nie zrobił żadnej krzywdy. 
- Usiądź obok mnie - powiedziała Amelia. 
Marco usiadł, Amelia zaczęła się do niego przytulać.
- Ależ Ty bosko pachniesz - wyszeptała mu do ucha. - Jesteś piękny!
- Daruj sobie, bo się zaczerwienię - uśmiechnął się Marco.
- Oj tam - mruknęła Amelia i przysunęła swoją twarz do twarzy Marco. 
Patrzyli sobie w oczy, aż w końcu... zaczęli się całować. Atmosfera, w jakiej się oboje znajdowali, z pewnością miała swój udział w całym wydarzeniu. 
Amelia położyła się na Marco, ten nie protestował. W końcu, korzystając z tego, że nikt ich nie widzi na tych wydmach, zaczęli się rozbierać. 
- Marco, wyglądasz jak młody bóg - powiedziała Amelia. 
I stało się... Po wszystkim upojeni wrócili do hotelu. Szczególnie zadowolona i niesamowicie szczęśliwa była Amelia. 


Marco poniosła wtedy chwila. Oczywiście o niczym nie powiedział Mario czy Ann, Amelia również się tym nie przechwalała. 
Marco i Amelia nie rozmawiali ze sobą o tym zdarzeniu następnego dnia. Nie wiadomo, czemu... Nie powtórzyło się to więcej. 
Tak czy siak, Amelia uznała, że może zaliczyć ten tydzień do wyjątkowo udanych. 
Jednak niespecjalnie zakolegowała się z Ann. Amelia uznała ją za nudną osobę i niezbyt fascynującą. Ann też nie obdarzyła jej sympatią.
Jednak Amelia idealnie potrafiła zachować pozory, była miła i sympatyczna dla otoczenia. 
A dzisiaj środa. Ostatni dzień na wspaniałych tropikalnych wyspach Malediwach... 
Godzina dziewiąta rano. Amelia wylegiwała się na swoim łóżku. Marco poszedł sobie coś przekąsić do baru. Nudziło się dziewczynie, zatem postanowiła pójść do pokoju Mario i Ann. Weszła sobie do ich pokoju bez pukania. Był tylko Mario. 
- Dlaczego nie pukasz?! - oburzył się.
- Oj, przepraszam - Amelia udała niewiniątko. - Mam taką kiepską pamięć.
- Ale takie rzeczy powinno się pamiętać, moja droga - powiedział Mario. 
- Dobrze, dobrze - mruknęła Amelia. - Ależ masz wspaniały tors - powiedziała, spoglądając na kaloryfer piłkarza. 
- Do czego zmierzasz? - odparł podejrzliwie Mario. 
- Ano do tego - Amelia przysunęła się do Mario, ten natomiast się odsunął. 
- Co Ty, dziewczyno wyrabiasz?! Wyjdź stąd! - odparł. - Pogięło Cię? 
- Nie - powiedziała Amelia. Podeszła do stojącego przy oknie Mario i zaczęła głaskać go po torsie. - Schrupałabym Cię, kotku - spojrzała na niego uwodząco i cmoknęła go w policzek. 
- Zostaw mnie! - Mario odepchnął od siebie Amelię.
- Ty szmato! - nagle do pokoju wparowała Ann. - Wszystko słyszałam! - krzyknęła i rzuciła się na Amelię.
- O co Ci chodzi, blondyneczko? - prychnęła Amelia. 
- Od początku wiedziałam, że fałszywa z Ciebie żmijka - syknęła Ann - nie pozwolę Ci odbić mojego chłopaka, idiotko! Trzymaj swoje łapy z dala od niego! 
- Ann, to ona zaczęła się do mnie dobierać. To ona tu przyszła - powiedział Mario. - Uwierz mi! 
- Słyszałam wszystko, podsłuchałam - powiedziała wzburzona Ann - wypad stąd, słyszysz?! Marco powinien Cię wywalić na zbity pysk! 
- Dokładnie - powiedział Mario. - Obserwowałem Cię przez parę dni i czuję, że wcale nie jesteś taka super! 
- Twoja ukochana Ann już Cię nakręciła, co? - prychnęła Amelia. 
- Co tu się dzieje?! - do pokoju wparował Marco.
- Amelia zaczęła się do mnie dobierać, ot co - powiedział Mario. - Zobacz, to jej błyszczyk mam na policzku.
Marco spojrzał na policzek przyjaciela, potem na Amelię.
- To prawda! - powiedziała Ann - wszystko słyszałam! Marco, uwierz nam! Ona jest fałszywa jak mało kto! 
- Nieprawda - Amelia zrobiła maślane oczka. - Marco, ja...
- Nie kłam! - krzyknął Marco. - Wierzę im. Ten sam błyszczyk, jaki zostawiłaś Mario na policzku, masz na ustach. Poza tym, Mario nigdy, przenigdy by mnie nie okłamał. 
- A wiecie co? Myślcie, co zechcecie, sztywniaki - powiedziała Amelia. - Ann, Ty mnie denerwujesz od samego początku! 
No tak. Marco przestał wierzyć Amelii, w jej aktorstwo, więc teraz sobie pozwoliła na bycie sobą, wiedząc, że i tak już nie uratuje swojej sytuacji. 
Wszystko sama sobie zepsuła - zaczęła przystawiać się do Mario, a przecież była towarzyszką Marco. Poza tym, jak mogła przystawiać się do zajętego faceta? Przecież Mario jest w szczęśliwej relacji z Ann. 
- Ciekawe, czym - powiedziała Ann. - Żałosna jesteś. Jak można podrywać zajętego faceta?! To było bezczelne jak mało co! Chciałaś go do łóżka zaciągnąć! 
- Amelia, przesadziłaś. Nie spodziewałbym się - powiedział Marco. 
- Nic takiego nie zrobiłam - powiedziała Amelia. - Ludzie, czego się tak spinacie? 
- My się spinamy? - odparła Ann - żałosna jesteś! - odparła i wyszła z pokoju wzburzona. Mario poszedł za nią. Marco zmierzył Amelię lodowatym wzrokiem. 
- Marco, słuchaj, ja... 
- Już pokazałaś, jaka naprawdę jesteś - powiedział zimno Marco. - Kto wie, do czego by doszło przez Twoje krętactwo? Widzisz, do czego doprowadziłaś, dziewczyno? Mojej przyjaźni z Mario nie uda Ci się nigdy zniszczyć, nawet nie próbuj. Myślałem, że jesteś inna. Mogę tylko przyznać, że niezła z Ciebie aktorka - i tu nastąpił przełom. Marco wreszcie zrozumiał prawdziwe intencje Amelii. 
- Nie przesadzasz? Marco, nic się takiego nie stało - powiedziała Amelia, jakby chciała wrócić do swojej udawanej sympatyczności, chciała objąć Marco, ale ten się odsunął. 
- Całe szczęście, że jutro wracamy. Jak wrócimy do Dortmundu, nie chcę z Tobą mieć więcej żadnego kontaktu. Kto wie, do czego Ty możesz być zdolna?! Krętaczkom mówię nie - powiedział Marco. 
I można się domyślić, jak przebiegł ostatni dzień na Malediwach. Wszyscy byli wkurzeni na Amelię. A Marco, Mario i Ann inaczej sobie wszystko wyobrażali. Zwłaszcza Marco... 
Ann od początku wyczuwała fałsz i złe intencje u Amelii, ale nikomu nic nie mówiła. Marco był zachwycony Amelią. 
Środa zleciała w napiętej atmosferze. Ann nie chciała mieć styczności z Amelią. Marco i Mario podobnie. Cała trójka chyba tylko już czekała na powrót do Niemiec...
Lot do Dortmundu z Malediwów o siódmej rano w czwartek. 






***





Dziś czwartek - dzień powrotu Amelii do Dortmundu.
To była moja pierwsza myśl, gdy otworzyłam oczy, wybudziłam się ze snu w czwartkowy poranek. 
Obudziłam się około dziewiątej rano. 
Niezbyt chętnie się zwlokłam z łóżka. Wyciągnęłam z szafy dżinsowe spodenki, oraz zwykły, czerwony top na ramiączkach, po czym poszłam do łazienki zrobić ze sobą porządek. 
Czesząc włosy przed lustrem w łazience, rozmyślałam, co zapewne nastąpi tego dnia. Amelia zapewne wróci szczęśliwa, rozanielona, cała w skowronkach. Marco na pewno wspaniale się z nią bawił. Ech... 
Lisa jest niesamowicie wściekła na nią. Ma zamiar powiedzieć jej kilka słów do słuchu. Jestem w szoku. Tyle lat na to czekałam. Lisa tyle lat pobłażała Amelii, na wszystko jej pozwalała i przymykała oko na złe zachowania. A teraz? Ma zamiar udzielić jej ostrej reprymendy?! Muszę to widzieć. 
Amelia z pewnością nie będzie zadowolona. Wróci radosna z wakacji, a tu naskoczy na nią wściekła matka. Jednak Lisa ma rację. Amelii należy się powiedzieć parę słów prawdy o jej zachowaniu i podejściu do życia, i innych ludzi. 
Zeszłam na dół, a tam, ku mojemu zdziwieniu, była Lisa, siedziała przy stole kuchennym. Miała być w pracy!
- Hej, a Ty nie w pracy? - zagadnęłam.
- Nie - powiedziała Lisa - czekam na Amelię. Wygarnę jej dzisiaj! Z tym wyjazdem przesadziła i to ostro! 
- Racja - powiedziałam. 
Później przyłączyła się Victoria, spędzałyśmy dzień, czekając na Amelię. Nie spodziewałyśmy się, że szybko przybędzie, ponieważ z lot Malediwów może nieco czasu zająć. 
Około godziny trzynastej odezwał się telefon Lisy. Jak się okazało, dzwoniła jej starsza córka. 
- Co?! Mam przyjechać po Ciebie? A ten Twój kochaś nie mógłby Cię odwieźć?! - zdziwiła mnie taka reakcja Lisy. 
- No dobrze, zaraz tam będę - powiedziała Lisa i się rozłączyła.
- O co chodzi, mamo? - zapytała Vici.
- Mamy pojechać po Amelię na lotnisko - powiedziała Lisa - z jakichś niewiadomych przyczyn została sama, a ten cały Marco jej nie ma zamiaru odwieźć. Nie opowiadała mi, o co chodzi. Trzeba jechać. Zbierać się! 
Postanowiłam pojechać razem z Lisą i Vici. 
Na lotnisku faktycznie czekała Amelia, razem z walizką. Jej mina mówiła wszystko. Była wyraźnie wściekła, niezadowolona i ponura. 
Gdy zobaczyła nasze auto, wrzuciła walizkę do bagażnika i usiadła na tylnym siedzeniu, obok mnie. Przywitała mnie chłodnym spojrzeniem. Lisa, prowadząc auto, zaczęła robić jej wyrzuty... 
- Ciekawe, co masz mi do powiedzenia - powiedziała Lisa. 
- Mamo, masz zamiar awanturę mi zrobić?! - odparła Amelia.
- Żebyś wiedziała! - krzyknęła Lisa - co to w ogóle miało być?! Poleciałaś na drugi koniec świata z facetem, którego niemalże nie znasz?! Czy Ty wiesz, jakie to niebezpieczne?! W ogóle, zniknęłaś bez słowa, nie raczyłaś nawet słówkiem wspomnieć, co masz zamiar robić i gdzie się wybierasz! 
- Mamo, ja jestem dorosła - powiedziała Amelia. 
- Ale jesteś pod moją opieką, tak?! Żyjesz pod moim dachem, za moje pieniądze - powiedziała Lisa. - Masz pojęcie, co ja przeżywałam?! Jeśli taka dorosła jesteś, to wyprowadź się, znajdź sobie pracę, a wtedy rób co chcesz - powiedziała Lisa dosadnie. 
Tak długo czekałam na takie słowa z jej ust. Wreszcie nagadała Amelii. W oczach siedzącej obok mnie przyrodniej siostry zauważyłam wyraźne bezbrzeżne zdumienie. Matka pierwszy raz w życiu udzieliła jej takiej reprymendy. 
- Amelia, dlaczego Cię Marco nie odwiózł do domu? - zapytała Vici.
- No właśnie? - dodała Lisa.
- Nieważne! - syknęła Amelia. - Nie wypytujcie mnie o to, bo i tak Wam nie powiem! 
Zaintrygowało mnie to. Czyżby Amelia i Marco pokłócili się? Jeżeli tak, to nie zdziwiłabym się... 
- W domu sobie jeszcze porozmawiamy - powiedziała Lisa. - Nie ujdzie Ci to na sucho. Wprowadzimy trochę zmian, co do Twojego życia! 
- Mamo! Nie przesadzaj! - powiedziała Amelia. - Nie denerwuj mnie. 
- Ja Cię denerwuję?! Już nie powiem, kto tu kogo zdenerwował! - krzyknęła Lisa. - Już nie próbuj się usprawiedliwiać, nie pogarszaj swojej sytuacji! 
Lisa naprawdę była rozwścieczona. Czułam, że to nie koniec tej poważnej rozmowy. Czekałam z niecierpliwością, aż wrócimy do domu. A Amelia na pewno opowie Vici całą prawdę o tym, co zdarzyło się między nią a Marco. Na pewno uda mi się podsłuchać. 

__________________________ 



Wybaczcie, że taki krótki, ale jestem zmęczona po tym całym tygodniu i dziś już nie mam siły więcej pisać. Ale mam nadzieję że ciekawy rozdział, gdyż nastąpił przełom. :) 

Na mój drugi blog "Life..." postaram się coś dodać w ten weekend. 

Kto przeczytał, niech zostawi po sobie pamiątkę, bardzo o to proszę. Mam nadzieję że nie zapomnieliście o tym blogu. 

Buziaki! :*** 


+ polecam fantastycznego bloga http://kovma.blogspot.com/ 


niedziela, 8 września 2013

Rozdział 8.

Moje oczy zrobiły się jak spodki. Co ta Victoria wygaduje?! 
- Jak to, zaginęła?! - krzyknęła Lisa - co Ty opowiadasz, Vici? 
- Nigdzie jej nie ma - powiedziała Vici. - I, co najdziwniejsze, nie ma także jej niektórych rzeczy, na przykład zniknęło sporo jej ciuchów i kosmetyki. 
- Dziecko, co Ty opowiadasz?! - krzyknęła Lisa i poderwała się z krzesła. Obie pobiegły na górę, ja poszłam za nimi. 
W pokoju Amelii panował okropny rozgardiasz. Wszystko w nim wyglądało tak, jakby Amelia na szybkiego gdzieś się pakowała. 
Vici zajrzała pod łóżko Amelii.
- Hej, nie ma walizki - powiedziała. - A Amelia właśnie tam ją schowała, kiedy przyjechaliśmy ze Stuttgartu! 
- Ja już nic nie rozumiem - powiedziała Lisa. - Może jednak gdzieś indziej ją przeniosła? Może po prostu wyszła do sklepu, albo pobiegać? 
Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Amelia nigdy, przenigdy nie wstałaby wczesnym rankiem, żeby pójść pobiegać. Mało prawdopodobne jest również to, iż wyszła po prostu do sklepu. Niby po co? 
I zastanawiający jest brak jej osobistych rzeczy... 
- Z czego się śmiejesz, Charlie?! - krzyknęła Victoria - to w ogóle nie jest śmieszne!
- Nie krzycz, Vici - powiedziała Lisa. - A co, jeżeli Amelia uciekła z domu? 
- Nie wierzę - powiedziała Victoria. - Niby czemu miałaby to robić?! 
- Może poświęcałam jej za mało czasu?! - Lisa schowała twarz w dłoniach. 
- Ona przecież doskonale rozumie, że masz robotę - powiedziała Victoria. - Na litość boską, zaraz do niej zadzwonię!
Victoria przyłożyła komórkę do ucha, jednak po chwili z wściekłością rzuciła ją na łóżko Amelii.
- Nie odbiera - powiedziała wkurzona.
- Co teraz? - jęknęła Lisa.
- Poczekajmy, może coś się wyjaśni - powiedziała Victoria. 
Przewróciłam oczami i poszłam do swojego pokoju. 
- Jakoś niespecjalnie mnie to rusza - pomyślałam. - Dla mnie może nawet nie wracać. 
A niechby ktoś tak porwał tę Amelię i nauczył jej respektu. 
Jednak Victoria i Lisa się przestraszyły. Uważam, iż niepotrzebnie. Amelia na pewno i tak się odnajdzie. Jestem tego bardziej niż pewna. 








*** 






Mijał czas, dalej nic nie było wiadomo. Lisa czuła się coraz gorzej. Zaczęła się obwiniać o zaistniałą sytuację.
- Poświęcałam jej za mało czasu. Niby jest dorosła, ale ona widocznie potrzebuje... 
- Mamo, przestań - powiedziała Vici - na pewno się niebawem odezwie. 
Nie tęskniłam ani trochę za Amelią. Ale jednak mnie ciekawiło, gdzie mogła pójść. 
Siedziałyśmy w salonie. Ja oglądałam serial, natomiast Lisa i Victoria popijały herbatę i rozmawiały. 
Lisa zajrzała do swojej paczki papierosów, jednak nie było już tam ani jednej sztuki.
- Cholera! Skończyły się - westchnęła. - Muszę iść do sklepu. Wrócę niebawem.
- Spoko, idź, idź - powiedziała Victoria. 
Lisa wyszła, ja zostałam sama z Victorią. Nie odzywałam się do niej, ona też nie była skora do rozmowy. 
Nagle jej komórka zadzwoniła. Vici, gdy spojrzała na wyświetlacz, zrobiła ogromne oczy, po czym odebrała i prawie że krzyczała do słuchawki... 
- Amelia! Kobieto, gdzie Ty się podziewasz?! 
Vici siedziała przez moment, z zapartym tchem słuchając swojej siostry, która coś jej mówiła przez telefon. Wreszcie się okaże, co z moją przyrodnią siostrą... 
Victoria w końcu skończyła konwersację, ze złością rzuciła telefon na kanapę.
- I co z nią? - zapytałam. 
- Zaraz się dowiem - powiedziała Vici - Amelia sobie zażyczyła, żebym weszła na Skype. 
W głosie Victorii dało się słyszeć wyraźną złość. Ewidentnie była zła na swoją siostrę. Victoria nawet dziś nie była złośliwa wobec mnie. 
Victoria pobiegła do swojego pokoju, włączyła swój laptop i Skype. Ja również miałam zamiar się dowiedzieć, gdzie przebywa Amelia... 
Vici nie zamknęła drzwi od swojego pokoju. Stanęłam w progu, Victoria siedziała na łóżku i wpatrywała się w ekran laptopa. 
- Szybciej, kurwa... - mruczała sama do siebie. 
W końcu Amelia weszła na Skype, bo usłyszałam jej głos. I to jaki radosny głos! 
- No hej, Victoria - powiedziała.
- Kobieto, czy Ty mi powiesz, co z Tobą?! My tu się od rana martwimy - powiedziała Victoria. 
- Nie martw się o mnie, kochana. Wszystko jest w należytym porządku - powiedziała Amelia. 
- Gdzie jesteś, do kurwy nędzy?! - piekliła się Victoria.
- Na Malediwach - gdy to usłyszałam, pomyślałam, że zaraz padnę trupem. Amelia na Malediwach?! Jakim cudem?! 
I po chwili mi się przypomniało, że przecież Marco miał wybrać się na Malediwy razem z Mario i jego dziewczyną Ann. Czy to możliwe... żeby... 
- Co Ty gadasz, dziewczyno?! Na Malediwach?! - krzyknęła Vici. 
- Spokojnie, żabko, zaraz Ci wszystko wyjaśnię - powiedziała Amelia. - Jak wiesz, doskonale się dogadywałam z Marco, i on mnie zaprosił. Po prostu nie miał nikogo do towarzystwa. Jego kumpel Mario ma dziewczynę, Ann. 
- Co Ci do głowy przyszło? Ty go parę dni znasz, a już z nim poleciałaś na drugi koniec świata? Nawet słowa nie raczyłaś powiedzieć o swoich zamiarach! - wściekła się Victoria. - Powiesz mi jeszcze, że zostałaś jego dziewczyną? 
- Nie, ale wiele wskazuje na to, że kiedyś nią będę - powiedziała Amelia. - Żebyś Ty widziała, jak Marco na mnie patrzy. I właśnie mnie poprosił, abym z nim poleciała! Po prostu chciał mieć kumpelę, z którą mógłby spędzać czas, gdy jego kumpel będzie się migdalił ze swoją dziewczyną - roześmiała się.
- Tak, tak, zakochał się w Tobie i na pewno Ci się tam oświadczy - powiedziała ironicznie Victoria. - Za słabo go znasz, aby lecieć z nim na drugi koniec świata! Poleciałaś tam, żeby być jego prywatną dziwką?! 
- Uważaj na słowa - powiedziała Amelia. - Wcale nie. Źle coś zrozumiałaś, kobieto. 
- A może Ty chcesz złapać go na dziecko, co? - zapytała Victoria. 
- Pogięło Cię?! Nie mam zamiaru być mamuśką - powiedziała Amelia. - Teraz chcę się wybawić, a nie zmieniać pieluchy.
- Co w ogóle reszta robi? - zapytała Victoria.
- Ja teraz siedzę w pokoju hotelowym, Mario i Marco poszli do hotelowego baru, a Ann to nie wiem - powiedziała Amelia. 
- Ile czasu tam będziecie? - zapytała Victoria. 
- Tydzień - odparła Amelia. 
- Oj, jak się matka dowie... Nie chciałabym być w Twojej skórze - powiedziała Victoria. 
- Wiesz, że mama nam pobłaża - powiedziała rozkosznie Amelia. 
- Owszem - odparła Victoria - ale dziś wyglądała na naprawdę zdenerwowaną i złą. 
- Przejdzie jej - odparła Amelia.
Dziś jedenasty lipca. Czyli cała czwórka wróci dopiero osiemnastego lipca. 
- Nie masz pojęcia, jak się jaram tym wyjazdem - powiedziała Amelia. - Malediwy są boskie! 
- W to nie wątpię - powiedziała Victoria - jednak wolałabym, żebyś wróciła cała i zdrowa.
- Spokojna Twoja rozczochrana - powiedziała Amelia. - I nie złość się na mnie, na litość boską! Przynajmniej utarłam nosa Charlie... - roześmiała się. 
Szybko schowałam się za progiem. Czułam, że teraz będą o mnie rozmawiać. Wiedziałam, że Vici mogłaby mnie przepędzić, więc póki co, schowałam się, aby dalej słuchać. 
- No, przynajmniej - powiedziała Victoria. - Chociaż taki pożytek. Szkoda tylko, że narażasz swoje bezpieczeństwo. 
- Tak zauroczę Marco, że już nie będzie chciał tamtej szkarady na oczy widzieć. O moje bezpieczeństwo się nie lękaj - powiedziała Amelia.
- Wróciłam! - usłyszałam nagle Lisę. 
Victoria zapewne też usłyszała matkę, gdyż zaczęła się żegnać z siostrą.
- Matka wróciła - powiedziała - teraz muszę jej powiedzieć.
- Śmiało - powiedziała Amelia - pozdrów ją ode mnie. 
- Na razie - powiedziała Victoria. Za moment wyszła z pokoju, ja już byłam w drodze na dół. 
Lisa wyszła do ogrodu zapalić papierosa. Poszłam do niej, za chwilę przyszła też Victoria. Byłam ogromnie ciekawa reakcji Lisy. 
- No co tam? Amelia się odezwała? - zapytała Lisa.
- Tak - powiedziała Victoria. - Oj, mamo, ja nie wiem, jak Ci to powiedzieć...
- Coś jej się stało? - Lisa zbladła. 
- Nie - odparła Victoria - ona... jest na Malediwach. 
- Że co?! - krzyknęła Lisa. - Co Ty, dziecko, opowiadasz?! 
- To prawda - powiedziała Victoria. - Ten cały Marco Reus, mówiłyśmy Ci o nim... to on ją zaprosił, jako towarzyszkę. 
- Nie wierzę! To nie może być prawda! Wyjechałaby z facetem, którego ledwo zna? Niesłychane! Muszę do niej zadzwonić - powiedziała Lisa. Dokończyła swojego papierosa, poszła do domu, chwyciła za telefon i zaczęła dzwonić do Amelii. 
Zdaje się, że się do niej dodzwoniła. Poszła z telefonem do swojego pokoju. Po paru minutach wróciła, niesamowicie wściekła, rzuciła telefon na stół kuchenny. 
- Nie do pomyślenia - powiedziała - czy ja tak ją wychowałam?! Pozwalałam wprawdzie na wiele, chciałam, żeby się wybawiła, ale to?! To gruba przesada! Przecież ona prawie nie zna tego człowieka! Kto wie, jaki on jest?! 
- Chyba jej nie zabije ani nie zgwałci - powiedziała Victoria, zapewne chciała obronić siostrę, ale Lisa tylko spojrzała lodowatym wzrokiem na swoją młodszą córkę. 
- Nie broń jej, Vici, ja jestem naprawdę wściekła na nią - powiedziała Lisa.
- Jest dorosła. Może robić, co chce - kontynuowała Victoria.
- Ale jest pod moją opieką! Żyje za moje pieniądze, dalej razem mieszkamy - powiedziała Lisa. - Nawet nie raczyła słowa powiedzieć. Uciekła, ot tak się wymknęła z domu. Mimo, że jest dorosła, dalej się o nią troszczę - powiedziała i zaczęła palić kolejnego papierosa. 
Lisa przysiadła na ogrodowej ławce. Ja wyciągnęłam oranżadę z lodówki i nalałam jej sobie do szklanki. Napiłam się, po czym poszłam do swojego pokoju. 
Jestem w przeogromnym szoku. Amelia poleciała sobie na wakacje z Marco, który miał być MOIM dobrym kumplem. Tak dobrze się dogadywaliśmy, a ta żmija wszystko zepsuła. Teraz on ją zaprosił na Malediwy... kto wie, czy on się w niej nie zakocha? 
Nie, ja nie jestem zakochana w Marco. Ja po prostu potrzebuję przyjaźni, Marco świetnie mnie rozumiał. Potrafił wysłuchać i coś mądrego doradzić. Amelia nie pasuje nawet do niego jako zwykła znajoma. 
Teraz żałuję, że nie ma przy mnie Isabel czy Sabiny. 








*** 







Tymczasem na Malediwach cała czwórka upajała się wspaniałym, słonecznym i gorącym dniem. Jak to w egzotycznych krajach, był niesamowity upał. 
Marco i Mario siedzieli przy barze, popijając już drugie piwo. 
- Co robimy wieczorem? - zapytał Mario. 
- Ciekawe, co dziewczyny będą chciały - odparł Marco. - Może pójdziemy na plażę? 
- Dla mnie pasuje - powiedział Mario. - Ale i tak nie będę mógł się kąpać. 
- Dlaczego? - zapytał Marco.
- Bo po alkoholu nie wchodzi się do wody, cioto - powiedział Mario i się roześmiał. 
- O nie, tylko bez obelg - powiedział Marco. - Ha, widzisz? Ja bym wszedł do wody i... 
- Chyba nie myślisz, że bym Cię puścił? - odparł Mario. 
- Jak ja wytrzymam bez Ciebie? - jęknął Marco. - Czy Ty musisz iść do Bayernu?! 
- Pół roku wytrzymasz, a w zimę kolejne wakacje - powiedział Mario. 
- Pół roku?! Ja pół tygodnia nie wytrzymam - odparł Marco. 
- Masz Amelię - powiedział Mario. - Więc będzie dobrze.
- To póki co koleżanka - powiedział Marco. - Zaprosiłem ją, chciałem mieć kogoś do pary. Co nie znaczy, że zerwę z nią kontakt po powrocie do Niemiec. Bardzo ją polubiłem i dobrze się dogadujemy. 
- Ho, ho, chyba wpadła Ci w oko... - Mario uśmiechnął się szelmowsko.
- Oj tam, od razu... - Marco nagle przerwał swoją wypowiedź, gdyż do chłopaków podeszły Ann i Amelia.
- Hej, chodźcie na plażę - powiedziała Ann. 
- Teraz? Nie możemy pod wieczór? - jęknął Mario.
- Oj tam, już siedemnasta - powiedziała Amelia. - A nie moglibyśmy kiedy pójść do jakiegoś klubu potańczyć? 
- Nie umiem tańczyć, od razu Ci to mówię - powiedział Marco.
- Oj tam, to nic trudnego - powiedziała Amelia.
- Ja też nie lubię dyskotek - skrzywił się Mario. - Możemy pograć w siatkówkę plażową, taki mój pomysł! 
- No pewnie! - powiedziała Ann z uśmiechem - siatkówka jest świetna! 
- Mój Boże, co za ludzie - pomyślała Amelia. W ogóle nie pochwalała pomysłu reszty, chociaż nie przyznawała się do tego. 
Marco i Mario dopili swoje piwa, i cała czwórka udała się na plażę. 
- Ej, nie mamy żadnych ręczników, ani... - zaczęła Amelia, ale Mario jej przerwał.
- Pójdźmy na zwykły spacer - powiedział Mario. 
- Super - powiedziała Ann i chwyciła czule za rękę swojego ukochanego. - Spacer brzegiem morza! 
Mario i Ann poszli pierwsi, Marco i Amelia za nimi. Marco spojrzał na swoją towarzyszkę.
- I jak się kochana czujesz? - zapytał - podoba Ci się? 
- No pewnie - powiedziała Amelia - i to jak. Tylko wiesz, ja nie jestem zbyt wprawiona w długie marsze...
- Rozumiem - powiedział Marco - i nie będziemy długo spacerować. 
- Oby - powiedziała Amelia. 
Żeby Marco wiedział, co Amelia myślała w tamtej chwili! Amelia mówiła jedno, a w tym samym momencie myślała kompletnie inaczej.
Spacer brzegiem morza ją po prostu nudził. Dla Ann to się podobało, ale nie dla Amelii. 
Marco objął Amelię ramieniem. 
- Jesteś śliczna, wiesz o tym? - powiedział cicho. 

_______________________________ 



Lipa, lipa, i jeszcze raz lipa. Taki krótki, nudny i beznadziejny ten rozdział.
Ostatni fragment napisany w narracji 3-osobowej, chciałam przedstawić również to, co działo się na Malediwach. 
Następny nie wiem kiedy. Zapowiada się, że będzie mnóstwo nauki, więc z wolnym czasem może być naprawdę krucho. 

Kto przeczytał, niech zostawi komentarz i swoją szczerą opinię... 

Buziaki! :* 


czwartek, 5 września 2013

Informacja.

Kochane Czytelniczki!
Wybaczcie mi, ale dziś nie dam rady dodać rozdziału. Jak wiecie, zaczęła się szkoła, nauka, teraz, gdy poszłam do technikum, późno wracam do domu... Nie miałam jak napisać rozdziału. Kiedy pojawi się kolejny, nie wiem, kiedy będzie, to będzie. Może w weekend postaram się coś naskrobać i dodać, ale niczego nie obiecuję. 
Jeżeli kogoś zawiodłam, to przepraszam. 

Buziaki! :***