sobota, 29 marca 2014

Rozdział 18.

We trójkę podeszliśmy do drzwi, Marco nacisnął dzwonek. Dało się już słyszeć muzykę. Zapewne prywatka już się zaczyna. 
Otworzył nam Kevin, cały uśmiechnięty, ubrany w żółtą koszulkę polo i szare dresy. 
- Witajcie, kochani! Wchodźcie - zaprosił nas do środka. 
Przywitaliśmy się i zostawiliśmy w hallu nasze wierzchnie ubrania. Lekko przejęta, weszłam do salonu, gdzie siedziała już reszta towarzystwa. Był Nuri, Marcel i jego ukochana Jenny, Mats z Cathy, Mitchell i Sven. 
- Cześć wszystkim! - powiedziałam, uśmiechając się.
- No cześć! - powiedział Marco, zaczął wymieniać uściski dłoni z chłopakami. 
- Nuri, gdzie Tugbę masz? - zapytała Angela. 
- Zrezygnowała z imprezy - machnął ręką Nuri - postanowiła pójść z siostrą na basen. 
- No cóż, jak kto woli - powiedziała Jenny. 
- Wszyscy zaproszeni już są, nie? - powiedział gospodarz. - Czas na pierwszy toast! - uśmiechnął się triumfalnie. - A, i chciałbym dodać, że możecie u mnie nocować, jakby co. Pomieścimy się jakoś. 
- To ja raczej zostanę - powiedział Sven.
- Ja też - powiedział Mitchell. 
- Charlie, Angela? - Marco skinął na nas. 
- Mi tam obojętnie w sumie - odparłam i aż się zdumiałam na te swoje słowa. 
- Zostajemy! A co! - powiedziała Angela. - Przecież proste, że nie będzie nikt z nas tu siedział cały wieczór o suchym pysku! 
- Oj, biedna ta Twoja wątroba będzie - zaśmiał się Sven. 
- Lepszy nie jesteś - stwierdziła Angela. 
Sven dziś naprawdę nieźle wygląda. W ogóle, jest niebrzydkim gościem. Urocze rysy twarzy, ładna fryzura, zgrabne ciało... I do tego jest singlem! 
- Jak tam, Charlie? - z zamyślenia wyrwał mnie głos siedzącego obok mnie właśnie Svena. 
- A dobrze, dziękuję - powiedziałam. - A co tam u Ciebie? 
- Nie jest źle, gdyby nie ta kontuzja, powiedziałbym że jest świetnie - powiedział Sven. - Ale mogę już jeździć rowerem, więc jest coraz lepiej! 
- No widzisz - powiedziałam. 
Kevin przyniósł do pokoju kratę piwa. A za nim skradał się Mats, niosąc kolejną. O matko, już widzę, jak wszyscy (przynajmniej chłopaki) będą leżeć zalani. Nie obrażając Angeli, ona pewnie też. Ona to lubi się bawić, szczególnie przy napojach wyskokowych. 
- Ej, Charlie, łap się za browar - Angela wcisnęła mi butelkę piwa. 
- Sven, a Ty co? Nie prowadzisz auta, z tego co się orientuję - Kevin wręczył butelkę przyjacielowi. 
- Kevin, pijaku, Ty to wszystkich niebawem rozpijesz - zaśmiał się Marcel. 
- Ty cicho siedź, bo lepszy nie jesteś - powiedział Kevin. - Też lubisz się nieźle zalać. 
- Z tym się zgodzę! - wtrąciła Jenny. - Nie dalej jak tydzień temu były urodziny mojego brata. No i musiałam Marcela prowadzić potem do auta, bo ledwie na nogach stał. Boże, co to było... - westchnęła. 
- Było, minęło - powiedział Marcel. 
- To nie był pierwszy raz - powiedziała Jenny. 
- I na pewno nie ostatni! - dodał szybko Nuri. 
- Nuri, z Tobą Tugba też łatwo nie ma - stwierdziła Jenny. 
- Ze mną?! Ja przecież grzeczny facet jestem - powiedział Nuri. 
Męska część towarzystwa parsknęła śmiechem. 
- Nuri... daj spokój z tymi czerstwymi dowcipami - powiedział Marco. - Zdrówko! 
Stuknęliśmy się wszyscy butelkami. No i dalej domówka zaczęła wartko się toczyć. Towarzystwo przestało żartować na temat alkoholu, nikt go sobie dalej nie żałował. Ja w sumie też... chociaż się nieco pilnowałam, nie miałam ochoty stracić przytomności i nie daj Boże dostać zatrucia alkoholowego. 
Angela się tego w ogóle nie obawiała, przynajmniej nie było po niej widać. Podkręciła radio na full i zaczęła tańczyć z Cathy. Akurat leciała piosenka "Only Girl" Rihanny. Świetna jest!
- Charlie! Dawaj na parkiet - Jenny wyciągnęła do mnie rękę. 
Nie dałam się prosić dwa razy. Dołączyłyśmy do dziewczyn. Zorientowałam się po chwili, że Mitchell nas nagrywa, ale nie przejęłam się tym specjalnie. Przynajmniej będzie jakaś pamiątka! 
W trakcie imprezy zdążyłam raz pomyśleć o Victorii. Ciekawe, kiedy ją wypiszą do domu? Raczej nieprędko. Zapewne zostawią ją na obserwację. 
Gdy już się nieco zmęczyłyśmy, usiadłyśmy we czwórkę na kanapie i zaczęłyśmy plotkować. Mitchell, Marco i Kevin byli zajęci jedzeniem... właściwie pochłanianiem ciasta, natomiast Nuri, Mats, Marcel i Sven w najlepsze grali sobie w Fifę. 
- No, Angela, kiedy ślub? - zapytała Jenny. 
- Chciałabym jak najszybciej, żeby nasze małżeństwo stało się nieodwracalnym faktem - stwierdziła Angela. - Poczekamy, zobaczymy. Spokojnie, na pewno wszystkie Was zaproszę, o to nie musicie się martwić - roześmiała się. 
- A tylko spróbuj nie zaprosić! - zaśmiałam się. 
- Dokładnie! - zawtórowała mi Cathy. - Wiesz już, kto będzie Twoją druhną? 
- Nie - odparła Angela. - Ale jeszcze jest czas na wybór. 
- Dużo będziesz miała tych wyborów - powiedziała Jenny - zorganizowanie wesela chociażby... wybór orkiestry, menu, załatwienie jakiejś sali... 
- A ile kasy - Cathy zrobiła wielkie oczy. 
- Na biednego nie trafiła - powiedziałam. Aż wyczułam u siebie ironię, gdy mówiłam te słowa. Dlaczego?! Przecież powinnam cieszyć się jej szczęściem... co się ze mną dzieje? To już serio zaczyna być niepokojące! 
Na szczęście ani Angela, ani Cathy i Jenny nie wyczuły tej ironii! Uff! 
- Ma się szczęście, nie? - uśmiechnęła się szeroko Angela. - Nigdy bym się nie spodziewała, że będę żoną takiego cudownego faceta jak Marco! Będę jedną z WAG-s - dodała zadowolona. 
Cathy i Jenny już są WAG-s. Angela do nich teraz dołączy. Nie będę jedną z nich... i nigdy raczej nie będę. 
- Charlie, musisz się na łowy wybrać! - powiedziała Jenny. - Tylu facetów w Borussii jest jeszcze wolnych. A jakich przystojnych! 
- Jenny! Słyszałem! - zawołał Marcel, na moment odrywając się od gry. 
- Może żaden z nich nie jest taki przystojny jak Marcel, ale brzydcy nie są - zaśmiała się Jenny. 
- Może akurat ktoś wpadnie Ci w oko? - odparła Cathy. 
- Ludziska, mam pomysł! Zagrajmy w butelkę! - zapodała pomysł Angela.
- Tak! - przyklasnęła Cathy. 
- Trzeba zebrać męskie towarzystwo - powiedziała Angela. - Chodź, Jenny! Starczy już im tej Fify. 
Dziewczyny zebrały chłopaków, pięć minut później siedzieliśmy wszyscy na podłodze, pośrodku leżała butelka, wiadomo, po piwie! Zakręcił nią Marco. Wypadło na Matsa. 
- Szczerość czy odwaga? - zapytał blondyn. 
- Odwaga! - powiedział Mats. 
- Hm, to w takim razie - odparł Marco - otwórz okno i krzyknij "Lubię placki!". 
Parsknęliśmy wszyscy śmiechem. Mats, niezrażony, podszedł do okna, otworzył je szeroko i wykrzyczał dwa słowa, o które prosił Marco. Śmiechu było co niemiara! 
- To teraz ja kręcę! - powiedział Mats, i zakręcił butelką. Tym razem wypadło na Angelę. 
- Szczerość, czy odwaga? - zapytał ukochany Cathy. 
- Szczerość. A tak dla odmiany - powiedziała Angela. 
- Okej... w takim razie, mam takie pytanie - zdarzyło Ci się kiedyś śpiewać pod prysznicem? - zapytał ze śmiechem Mats. 
- Żeby to raz! - powiedziała Angela. 
- Słyszałem, słyszałem - powiedział Marco ze śmiechem.
- Jest potencjał, co? - odparła Angela. - To teraz ja kręcę... 
Tym razem butelka wskazała Svena. Wybrał odwagę. 
- Mam dla Ciebie naprawdę miłe zadanie - powiedziała Angela. - Musisz pocałować Charlie. 
Wytrzeszczyłam oczy. Co jak co, ale tego to serio się nie spodziewałam! 
- Bardzo chętnie. Charlie, chyba nie masz nic przeciwko? - a takiej reakcji Svena to już w ogóle! 
I po chwili poczułam, jak usta Svena dotykają moich. Nie powiem... było to bardzo miłe. Trochę głupio się czułam, bo wszyscy pożerali nas wzrokiem. Pocałunek trwał chwilę, może dziesięć sekund, ale czułam się, jakby to trwało wieczność! 
- Słodko tak razem wyglądaliście - powiedziała Cathy. 
- Słodko, słodko, ale tak poza tym, chciałbym przypomnieć, że mam jeszcze jedną kratę piwa. Ktoś chętny? - zapytał Kevin. 
- Mnie pytać nie trzeba - powiedział Marco. 
- Marco piwko zawsze wypije - zaśmiał się Marcel. - Jego nie trzeba namawiać! 
- I kto to mówi - prychnął Marco. 
Kevin przyniósł napoje wyskokowe. Dałam się namówić na kolejny. Czułam, że już jestem lekko pijana, ale mimo wszystko namówili mnie! 
Tym razem Sven zakręcił butelką. Wypadło na Marco! 
- Szczerość czy odwaga? - zapytał Sven. 
- Szczerość - powiedział Marco. 
- No więc - zaczął Sven - zdarzyło Ci się kiedyś chodzić nago po mieszkaniu? Ale niekoniecznie w dzieciństwie! 
- Kilka razy - machnął ręką Marco. - Moje mieszkanie, więc chyba mogę, co? 
- Ależ nikt nie przeczy, spokojnie - zaśmiał się Nuri. 
Parę osób jeszcze zakręciło, i w końcu jakoś się znudziło. 
- Ej, laski, idzie któraś ze mną zapalić? - zapytała Cathy. 
- Mogę iść - powiedziała Jenny.
- Ja też! Charlie, chodź - powiedziała Angela.
- Nie palę - skrzywiłam się. - Nie, dzięki. 
- Jak chcesz - powiedziała Cathy. 
Dziewczyny wyszły na zewnątrz. Mats i Sven postanowili jeszcze coś wszamać, reszta zajęła się Fifą. A ja postanowiłam pójść do łazienki. Niestety, siedział tam blady jak ściana Nuri, który wymiotował. Nawet nie dał rady się zamknąć... 
- Idź do łazienki na górze, na pewno jest wolna - wymamrotał, że ledwie go zrozumiałam. 
Zatem nie zawracałam dłużej głowy Nuriemu i pomknęłam na górę. Znalazłam łazienkę, myślałam, że jest pusta, ale jednak się myliłam. Trafiłam tam na Marco, który siedział na wannie, wyglądał na upitego. Pewnie też niezbyt kontaktował. W łazience panował półmrok. 
- O, sorry - mruknęłam i odwróciłam się, chcąc wyjść.
- Charlie, poczekaj - usłyszałam Marco. 
- Pomóc Ci zejść na dół? Jesteś totalnie pijany! Jak Ty w ogóle wszedłeś na górę? - zapytałam, podchodząc do niego. 
- Normalnie - powiedział Marco. - "Totalnie pijany" nie przesadzaj już tak, aniołku... 
Nie wiem, może i przesadziłam? Sama też już byłam nieźle podchmielona, ale nie robiło mi się słabo. I jakoś kontaktowałam... 
Podeszłam do okna, które akurat wychodziło na ogród. Stały tam dziewczyny, śmiejąc się i paląc w najlepsze. 
A Marco w tym czasie... podszedł do drzwi i je zamknął na zasuwkę. 
- Marco, co Ty wyrabiasz?! - zapytałam zupełnie zaskoczona. 
- Nie udawaj, że nie wiesz - Marco podszedł do mnie lekko chwiejnym krokiem i... objął mnie w biodrach. - Wiesz, że piękna jesteś? 
- Marco, uspokój się! Pijany jesteś i opowiadasz bzdety! - powiedziałam i się wyrwałam - przypominam Ci, że jesteś narzeczonym Angeli, nie moim! 
- Daj spokój z Angelą! - mruknął Marco - ona Ci do pięt nie dorasta! 
Marco stał przed drzwiami, tarasując mi przejście. Był pijany, ale mógł jeszcze stać na nogach. Złapał mnie mocno za ręce. 
- Nie pójdziesz nigdzie - wyszeptał mi do ucha - Charlie, ja tylko Ciebie chcę! 
- Marco, serio... pijany jesteś i nie wiesz, co mówisz - powiedziałam. 
Ale jakoś... w głębi serca, nie chciałam go odpychać, aby uciec z tej łazienki. Poczułam tę jego bliskość, której... po prostu pragnęłam. W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że go... kocham. Tyle że on niebawem ma brać ślub z inną kobietą. Poczułam ogromny mętlik w głowie, taki, jakiego jeszcze nigdy nie miałam. Uświadomiłam także sobie, że gdy Angela mówiła o nim i sobie, byłam zwyczajnie zazdrosna. Zakochałam się - tu już nie ma wątpliwości... 
- Charlie, powiedz, że też mnie kochasz - wyszeptał blondyn. 
- Tak... Marco... ale Ty jesteś z Angelą! - odparłam cicho.
- Nieważne - szepnął i ujął moje policzki w swoje dłonie. W tym momencie miałam wszystko gdzieś, pozwoliłam się porwać chwili. Po chwili poczułam gorący pocałunek na ustach... 



________________________________ 





Hej, jestem come back :) Mam nadzieję, że podoba się Wam. Spodziewałyście się takiego zwrotu akcji? Jak myślicie, jak to się skończy? :> 
Cóż, podpici ludzie robią różne rzeczy... 

Dziękuję Wam bardzo za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mam nadzieję, że pod tym też się jakieś znajdą :> 

To jak? Do następnego! 
Buziaki ;*** ! 





niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 17.

W niedzielny poranek obudziłam się taka wykończona psychicznie, zniesmaczona wszystkim, co się wydarzyło. Sama nie potrafię siebie zrozumieć - czemu nie umiem cieszyć się szczęściem moich przyjaciół? Może jestem zwyczajną zazdrośnicą? Nawet z Sabiną czy Isabel nie jestem w stanie o tym porozmawiać. Emily jeszcze za słabo znam. 
Nagle z ponurego zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. To Angela!
- Halo, Charlie? Obudziłam Cię? - usłyszałam jej radosny głos.
- Cześć, Angie - odparłam - nie, już nie spałam. Co tam? - zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam, co chce mi zakomunikować. 
- To nie jest rozmowa na telefon - powiedziała Angela - uważam, że powinnyśmy się spotkać. Pasuje Ci za godzinę, w parku? 
- Pasuje - wymamrotałam. - W takim razie idę się doprowadzić do porządku.
- W porządku, ja też jeszcze w proszku jestem - roześmiała się moja rozmówczyni. - W takim razie do zobaczenia!
- Pa - odparłam i rozłączyłam się. 
Bez większego entuzjazmu wstałam, ubrałam się w dżinsy i dzianinowy, brązowy sweterek, po czym uczesałam włosy w kucyk i zeszłam na dół. Przyrządziłam sobie na śniadanie płatki owsiane z bananem. 
Dziewiąta rano, a Lisa i Amelia wciąż się nie pokazują. Postanowiłam wyjść nieco wcześniej. Zostawiłam na stole w kuchni karteczkę z informacją, że wyszłam się spotkać z Angelą. Wzięłam torebkę, ubrałam się ciepło i wyszłam. 
Zanim Angela przyszła, zdążyłam zrobić dwie rundki po parku. Zastanawiałam się również, czy powiedzieć Angeli, że już wiem o wszystkim, czy udawać zaskoczoną. Postawiłam na to pierwsze. 
W końcu dziewczyna się pojawiła. 
- Cześć, Charlie - powiedziała i pocałowała mnie w policzek na przywitanie. 
- Hej - powiedziałam. - Jak tam? 
- Dobrze - powiedziała Angela. - Jestem cała w skowronkach po prostu! 
- Domyślam się, czemu... - uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Ty już wiesz? - Angela wytrzeszczyła oczy. - O zaręczynach? 
- Tak - powiedziałam. - Mam swoje źródła - dodałam ze śmiechem. - W ogóle, to gratulacje. 
- Dzięki, dzięki - powiedziała Angela - nie spodziewałam się, że już wiesz! 
- Podziwiam Cię - odparłam - nie miałabym tyle odwagi, aby oświadczyć się chłopakowi! 
- Nawet ten szczegół już znasz? Myślisz, że ja nie miałam cykora? - odparła moja rozmówczyni. - Miałam nieco strachu, ale Marco mnie kocha i przyjął oświadczyny. Mam nadzieję, że pobierzemy się jak najszybciej. Kochamy się, więc czemu mamy czekać? 
- W sumie racja - powiedziałam i aż miałam ochotę zaśmiać się z samej siebie, że ja przyznałam Angeli rację. Ale co mogłam jej innego powiedzieć? Aż biło od niej szczęściem, ciężko trochę było to tak zepsuć. 
- Kochana, czy ja mam wrażenie, że Ty jakaś nie w sosie dzisiaj? - zapytała Angela. - Uśmiech, proszę!
- Jeden z tych dni mam - skłamałam. 
- Ach, rozumiem - powiedziała Angela. - W takim razie, mam propozycję, która na pewno Ci poprawi nastrój. Dziś impreza u Kevina, o osiemnastej! Idziesz z nami, kochana. 
- A kto tam jeszcze będzie? - zapytałam.
- Sven, Marcel, Mats, Mitchell i Nuri - powiedziała Angela - Nuri pewnie ze swoją żoną Tugbą przyjdzie, Marcel z Jenny, i Mats z Cathy. Może Svena lub Mitchella wyrwiesz? - puściła do mnie oczko. - Są wolni. 
- Tacy przystojni, a jeszcze wolni? - uśmiechnęłam się.
- Bywa - odparła Angela. - To jak, idziesz? Zgódź się - zrobiła maślane oczka.
- No dobra - odparłam. W sumie, to nie mam nic do stracenia... A może akurat będzie świetna zabawa, kto wie? 
- Ekstra - Angela przyklasnęła. - Podjedziemy po Ciebie z Marco tak przed osiemnastą, więc bądź gotowa. Nie chcę stracić ani minutki! 
- Okej, okej - odparłam. - Tylko w co się ubrać? 
- Załóż jakąś sexy sukienkę - Angela puściła oczko. - Ja też coś podobnego założę. Zróbmy się na bóstwa!
- Cóż, trzeba będzie przetrząsnąć szafę i znaleźć coś stosownego - odparłam. 
- A jak - odparła Angela. 
Przeszłyśmy się jeszcze trochę po parku, po czym pożegnałyśmy się. Angela powiedziała, że ma jeszcze parę spraw do załatwienia na mieście. Rozeszłyśmy się. Nie było co robić dłużej - zatem skierowałam się do domu, myśląc o dzisiejszej imprezie. 






***





Na imprezę postanowiłam założyć czarną sukienkę. Cały dzień myślałam nad swoim imprezowym wyglądem. Praktycznie nie rozmawiałam z Lisą i Amelią. Zresztą, te dwie gdzieś po południu się wybrały i dopiero godzinę temu wróciły. Już niedługo osiemnasta, niebawem powinni przyjechać po mnie Marco z Angelą. 
Wystrojona, uczesana i umalowana siedziałam u siebie w pokoju na kanapie, grając w grę na komórce, gdy nagle usłyszałam krzyki dochodzące z dołu. 
- Co to się mogło stać? - pomyślałam, schodząc po schodach. Myślałam, że nic mnie już nie zaszokuje tego dnia! 
Po hallu biegała w tę i z powrotem rozpromieniona Amelia, pokrzykując, była też Lisa, która miała łzy w oczach. 
- Victoria się wybudziła! - powiedziała - wreszcie nasza kochana Vici wybudziła się ze śpiączki! 
A mnie aż zamurowało. Nie spodziewałam się tej informacji w takim momencie. Szczerze mówiąc, jakoś odzwyczaiłam się od obecności Victorii w domu. Nie żebym życzyła jej źle... ale bez niej był taki spokój! 
- Musimy jechać do niej! - powiedziała Amelia. - A Ty dokąd się wybierasz? - zwróciła się do mnie, krzywiąc się. 
- Wychodzę - powiedziałam. - Razem z Marco i Angelą. 
- A powinnaś pojechać do siostry - powiedziała Lisa. 
- Sorry, ale już jestem umówiona! - powiedziałam.
- Taka z Ciebie siostra - powiedziała Amelia. - Teraz to Ci tylko imprezy w głowie. Widzę, że schodzisz na psy...
- Tak?! Sama do niedawna byłaś nie lepsza - odparłam - więc się przymknij! 
- Przestańcie! - krzyknęła Lisa. - Charlie, jak musisz, to idź gdzie chcesz, my z Amelią jedziemy do szpitala. 
- Dobrze - odparłam. 
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam. To Marco. 
- Cześć, Charlie - powiedział - już jesteśmy po Ciebie. Gotowa? 
- Jasne - odparłam. Narzuciłam szybko kurtkę, buty, chwyciłam torebkę i posyłając spojrzenie Lisie i Amelii, wyszłam. 
Wskoczyłam na tylne siedzenie w aucie. Z przodu, obok Marco, siedziała oczywiście Amelia, wystrojona i zrobiona na bóstwo. 
- No cześć, Charlie - powiedziała słodkim głosem - no to teraz będzie zabawa! 
- Świetnie - powiedziałam. 
Marco szybko jechał, zatem niebawem znaleźliśmy się przed posesją Kevina. Wyszłam na lekko miękkich nogach, nie wiem czemu, ale odczuwałam mały stres przed tą prywatką... 

________________________


Rozdział nie powala, krótki i nudny... 
Ktoś jeszcze czyta to opowiadanie? 


Przepraszam Was najmocniej, że nie komentuję Waszych blogów, ale staram się czytać i być na bieżąco! Natłok różnych spraw, po prostu brak czasu... Czekam z takim utęsknieniem na wakacje.

Gdy będę miała chwilę, postaram się zostawić jakieś komentarze u Was. :) 

Do następnego, i mam nadzieję, lepszego rozdziału :) 
Buziaczki!!! :***