*oczami Marco*
Aż mnie zatkało. Nie spodziewałbym się tego. Zazwyczaj to facet oświadcza się kobiecie, ale żeby na odwrót?! Słyszałem, że to raczej rzadkie przypadki. Ale cóż - spotkał mnie najwyraźniej jeden z nich...
- Marco, zamurowało Cię? - uśmiechnęła się Angela.
Nie mogę odmówić Angeli. To przecież moja dziewczyna.
- Tak... wyjdę za Ciebie - powiedziałem. - Kocham Cię, wiesz?
- Ja Ciebie też! I to mocniej! - zawołała Angela i rzuciła mi się na szyję. Pierścionek powędrował na mój serdeczny palec.
Od mojej ukochanej bił nieziemski entuzjazm i radość. Ciekawe, jak nasi znajomi zareagują, jak się dowiedzą. Pogratulują, czy... wyśmieją? Ciekawe, co moi świętej pamięci rodzice by powiedzieli.
- Chodźmy, przejdziemy się jeszcze - zaproponowałem.
- Chętnie - odparła Angela. Trzymając się za ręce, powędrowaliśmy dalej.
***
Właśnie się szykuję na spotkanie z nową koleżanką - Emily. Zadzwoniła dziś przed godziną i zaproponowała spotkanie. Powiedziała, że chciałaby się lepiej ze mną poznać. Oczywiście z chęcią się zgodziłam. Niby czemu mam całą sobotę spędzić w domu, słuchając gderania mojej przyrodniej siostry? Amelia bez Victorii jest naprawdę osamotniona. Vici dalej pozostaje w śpiączce. Nadzieja jest coraz mniejsza... jednak Lisa nie chce słyszeć o odłączeniu jej od aparatury czy o eutanazji. Wierzy, że jej druga córka wróci do normalnego życia, jak nie teraz, to za rok czy dwa.
Zbiegłam na dół, Lisa i Amelia akurat przesiadywały w salonie, oglądając TV.
- Gdzie idziesz, Charlie? - zapytała Lisa.
- Idę się spotkać z koleżanką - powiedziałam.
- Naczynia byś pozmywała, a nie się znów będziesz szlajać - burknęła Amelia.
- Prawda, jest góra brudnych naczyń w kuchni - powiedziała Lisa.
- Amelia, a Ty co? Sama mogłabyś raz coś zrobić pożytecznego - powiedziałam.
- Brzuch mnie boli, i nie będę tyrać, bo Ty masz takie życzenie - burknęła dziewczyna.
- Ja również nie będę niczyją służącą - powiedziałam. - I możesz sobie, Amelia, gderać, ja już się uodporniłam na Ciebie. Na razie!
- Cześć - wymamrotała Lisa i pokręciła głową. Pewnie też już jest zmęczona tymi kłótniami, ale jak tu ujarzmić taką Amelię?
Narzuciłam na siebie kurtkę, założyłam buty, wyszłam z domu i od razu uśmiech zagościł na mojej twarzy. Czeka mnie miłe popołudnie, z nowo poznaną osobą. Emily zaprosiła mnie do pizzerii, podała mi przez telefon adres. Ponieważ zarabiam, pozwoliłam sobie podjechać tam taksówką.
Emily już czekała w lokalu. Posłała mi ciepły, przyjazny uśmiech.
- No cześć, kochana - powiedziała. - Fajnie, że się spotkałyśmy.
- Cześć! Też się cieszę - powiedziałam pogodnie, zdejmując kurtkę.
- Zamówiłam już dla nas pizzę - powiedziała Emily. - Może być z kukurydzą?
- No jasne - powiedziałam. - Ja tam nie jestem wybredna.
Dziesięć minut później kelnerka podała nam pizzę. Jadłyśmy ze smakiem, popijając sokiem pomarańczowym. Rozmowa wartko i miło się potoczyła. Nadajemy z Emily na tych samych falach. Podobnie jak ja, jest raczej cichą, spokojną i pełną empatii osobą. Co innego jej siostra Jess - jest nieco bardziej szalona, ale na pewno nie taka jak Amelia!
- Jak to się stało, że zakolegowałyście się z Angie? - zapytała Emily.
- Poznałam ją przez Marco - powiedziałam. - To jego koleżanka... a teraz właściwie sympatia - powiedziałam.
- Rozumiem - powiedziała Emily. - Dobra z niej osoba, lubię ją, ale też bez przesady. Ona bardziej się z Jess trzyma, niż ze mną. Masz poza nią jakieś przyjaciółki?
- Mam, w Stuttgarcie - powiedziałam. - A Ty?
- Moje przyjaciółki zostały w Londynie - skrzywiła się. - Wprawdzie znam tu jakieś osoby, chodziłam tu przecież do szkoły. ale z nikim się nie zaprzyjaźniłam na śmierć i życie. W Londynie, w czasach dzieciństwa, miałam swoją paczkę. Lucy, Alexis i Olivia, tak się nazywały moje przyjaciółki. Utrzymuję wprawdzie z nimi kontakt, ale Skype to nie to samo co rozmowy w realu.
- Skąd ja to znam - powiedziałam. - Moje przyjaciółki nazywają się Isabel i Sabina. Z nimi również głównie przez Skype czy telefon rozmawiam.
- Lepsze to niż nic - stwierdziła Emily.
- Prawda... - pokiwałam głową, wzięłam łyk swojego soku.
Emily udała się do łazienki. Ja w tym czasie zaczęłam myśleć, co porabia Marco. Odpoczywa po wyczerpującym meczu? Opija zwycięstwo z kolegami? Przebywa z ukochaną Angelą? Każda z tych opcji jest możliwa...
- Cholera, czemu ja o nim myślę?! Często za często - skarciłam siebie w myślach. - On należy do Angeli, nie do mnie.
Starałam się odpędzić swoje myśli od niego. Na szczęście, Emily szybko wróciła i zajęła mnie interesującą rozmową.
Gdy już skończyłyśmy posiłek, zapłaciłyśmy i Emily zaproponowała, że pójdzie mnie odprowadzić. Powiedziała, że chce zobaczyć, gdzie i jak mieszkam. Oczywiście chętnie na to przystałam.
Ech... szkoda, że nie udało się wczoraj wygrać Borussii. Mogłoby się wydawać, że grają z niezbyt mocną drużyną... Nie, jednak w Bundeslidze nie ma słabych przeciwników.
Liczę, że we wtorek winy zostaną odkupione i nasze pszczółki wygrają ;) HEJA BVB!
- Prawda... - pokiwałam głową, wzięłam łyk swojego soku.
Emily udała się do łazienki. Ja w tym czasie zaczęłam myśleć, co porabia Marco. Odpoczywa po wyczerpującym meczu? Opija zwycięstwo z kolegami? Przebywa z ukochaną Angelą? Każda z tych opcji jest możliwa...
- Cholera, czemu ja o nim myślę?! Często za często - skarciłam siebie w myślach. - On należy do Angeli, nie do mnie.
Starałam się odpędzić swoje myśli od niego. Na szczęście, Emily szybko wróciła i zajęła mnie interesującą rozmową.
Gdy już skończyłyśmy posiłek, zapłaciłyśmy i Emily zaproponowała, że pójdzie mnie odprowadzić. Powiedziała, że chce zobaczyć, gdzie i jak mieszkam. Oczywiście chętnie na to przystałam.
***
Gdy już byłyśmy na mojej ulicy, nagle zauważyłam znajomych chłopaków, którzy zaraz mieli się minąć z nami. A byli to Kevin, dobry przyjaciel Marco, towarzyszył mu Sven Bender, z którym wprawdzie jeszcze ani razu nie rozmawiałam, ale go kojarzę.
- Patrz, kto idzie - szepnęła do mnie podekscytowana Emily.
- Widzę - powiedziałam.
- Cześć, Charlie! Witaj, Emily! - powiedział do nas wesoło Kevin, gdy już się zeszliśmy.
- Cześć, Emily - powiedział Sven. - Sven Bender jestem - uśmiechnął się do mnie, podając mi rękę.
- Charlie Kastner - powiedziałam. - Miło Cię poznać. Ale Ty w sumie nikomu nie musisz się przedstawiać - zachichotałam.
- Może i tak, ale mam te resztki kultury - zaśmiał się pogodnie.
- Ale jak pluć po boisku to nie wstydzisz się wcale - powiedział Kevin.
- No proszę! I kto to mówi - powiedział Sven.
- Ale wy jesteście zabawni - stwierdziła Emily.
- O to chodzi! - powiedział Kevin. - Gdzie idziecie?
- Idę odprowadzić Charlie - powiedziała Emily.
- Mieszkam na tej ulicy - powiedziałam.
- Ha, ja wiem nawet gdzie, a Ty nie - zadrwił sobie żartobliwie Kevin ze swojego kolegi.
- Zaraz też się dowiem. Oświecisz mnie, nowa koleżanko? - uśmiechnął się Sven.
- Będę tak miła i to zrobię. Chodźcie wszyscy - powiedziałam. Aż byłam zdziwiona swoją postawą. Zazwyczaj byłam dość nieśmiała wobec nowo poznanych osób. Ale w tym przypadku, nie... nie byłam.
Znam już wiele piłkarzy z Borussii, głównie dzięki Marco. Jednak Svena dotąd nie zdążyłam poznać, może dlatego, że od paru miesięcy leczy kontuzję i nie ma go na treningach.
Doszliśmy do furtki wiodącej do mojego domu. Zaprosiłam towarzystwo, abyśmy sobie przysiedli na ławeczkach stojących przed domem.
- A słyszałyście? - zapytał Kevin. - Marco niebawem będzie żonaty!
- Jak to? - zdziwiła się Emily.
- Dziś Angela mu się oświadczyła. Marco powiedział tak - powiedział Sven.
Na tę wieść poczułam się, jakby ktoś wyssał mi całe powietrze z płuc. Angela się oświadczyła?! Jak to? W ogóle bym się czegoś takiego nie spodziewała! Nic o tym nie wspominała, że ma taki zamiar. Poczułam, że robi mi się gorąco.
- Zszokowane? - zapytał Kevin.
- Tak - powiedziałam szczerze.
- Nie dziwię się, Charlie - powiedział Kevin. - Zazwyczaj to facet się oświadcza, a nie kobieta. Nie wiem jak Wam, ale dla mnie to... podejrzane.
- Dobrze mówisz - powiedział Sven. - Kto wie, czy ona nie chce tylko kasy Marco?
- Nie chcę plotkować - powiedział Kevin - ale wątpię, czy ona się nadaję na żonę dla Marco. Przecież oni są tacy różni. Marco jest domatorem, a ona imprezowiczką. Mam wątpliwości, czy będą razem szczęśliwi.
- Niby przeciwieństwa się przyciągają - powiedziała Emily.
- To rzadkie przypadki - machnęłam ręką. - Ale cóż... to ich decyzja, musimy ją uszanować.
Powiedziałam to bez przekonania. Nie wiem czemu, ale poczułam dziwne kłucie w sercu, gdy Sven przekazał nam tę szokującą informację. Nie ucieszyłam się. Dlaczego? Przecież to moi przyjaciele, powinnam się cieszyć ich szczęściem...
I ciekawe, jak Marco zareagował, gdy Angie mu się oświadczyła...
Porozmawialiśmy jeszcze trochę, po czym trójka, która mnie odwiedziła, pożegnała się miło ze mną i opuściła posesję.
Weszłam do domu. Gdy się rozbierałam w hallu. przyszła Amelia.
- Słyszałam wszystko przez uchylone okno - powiedziała wyraźnie zadowolona - nie wyrwiesz już sobie Marco! I dobrze Ci tak!
- Nie miałam nawet takiego zamiaru - powiedziałam oschle. - Nie wiem, co sobie ubzdurałaś.
- Nie kłam, dobrze wiem, że lecisz na niego - powiedziała Amelia. - Tego nie da się ukryć.
- Nie będę z Tobą o tym rozmawiać - wycedziłam i poszłam do siebie na górę.
Amelia jest teraz cała w skowronkach, ja mniej...
__________________________
Trochę namieszałam :) Wiem, że to rzadkie, jak kobieta oświadcza się facetowi, więc postanowiłam to wykorzystać w tym opowiadaniu.
Mam nadzieję, że nie rozszarpiecie mnie na strzępy za to, że Marco przyjął oświadczyny ;)
Jeszcze się zadzieje w tym opowiadaniu. Jeśli tylko będę miała czas je pisać... nauki tyle, że masakra! -.- Nawet w weekendy kiepsko z wolnym czasem. Ja chcę już wakacje!!!
Staram się Wasze opowiadania czytać, przepraszam Was najmocniej, że nie zawsze je komentuję. Obiecuję, że jak tylko wykroję kawałek czasu, postaram się coś skomentować.
Co do mojego zdrowia - gastroskopia prawidłowa, USG prawidłowe, więc czemu miałam taki atak bólu? Może to faktycznie z nerwów... tak jak moja kochana rodzinka mówiła. Zmieniłam nieco dietę, staram się lepiej odżywiać. Co nie znaczy, że totalnie pozbawiam się ukochanych przysmaków. Słodycze staram się teraz wybierać te lepszej jakości. :) No i wczoraj minął tydzień, jak zaczęłam biegać! Bardzo mnie to wciągnęło.
Ogromną motywację czerpię z bloga Ani Lewandowskiej! Czytacie jej wpisy? :)
Ech... szkoda, że nie udało się wczoraj wygrać Borussii. Mogłoby się wydawać, że grają z niezbyt mocną drużyną... Nie, jednak w Bundeslidze nie ma słabych przeciwników.
Liczę, że we wtorek winy zostaną odkupione i nasze pszczółki wygrają ;) HEJA BVB!
Kto już znalazł trochę czasu na te moje wypociny, niech zostawi motywującą pamiątkę! Będę bardzo wdzięczna :)
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Dużo dla mnie znaczą :)
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Dużo dla mnie znaczą :)
Buziaki, Sylwia