TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Nastała środa, siedemnasty lipca. Jutro Mario, Marco, Ann i Amelia mają powrócić do Dortmundu.
Wszystko, jak dotąd, układało się znakomicie. Marco wspaniale bawił się z Amelią, podobnie jak Mario i Ann. Tyle, że ich relacje były różne. Mario i Ann są w związku, natomiast Amelia jest po prostu kumpelą Marco.
Co do nieszczęsnej Charlie - ostatni tydzień był dla niej naprawdę niewesoły. Jedynie mogła liczyć na Sabinę i Isabel, które wspierały ją przez telefon albo Skype. Niestety, nie miały możliwości przyjazdu do Dortmundu i odwiedzin swojej smutnej i przygnębionej przyjaciółki.
Całe dnie spędzała w domu, nawet nie miała chęci wyjść na spacer. Dwa razy wyszła jednak - żaliła się także swojemu zmarłemu ojcu, siedząc w kucki przy jego mogile. Charlotte wierzy, że on ją słyszy i widzi, że czuwa nad nią. Ona tak bardzo za nim tęskni.
Wróćmy jednak do czwórki spędzającej wakacje na egzotycznych Malediwach. Zazwyczaj spędzali czas, wylegując się na plaży, kąpiąc się w ciepłym oceanie, chłopaki chętnie też złapali nieco adrenaliny, jeżdżąc wodnymi skuterami. Oni jednak przede wszystkim chcieli podładować baterie, odpocząć, przygotować się i zregenerować przed następnym sezonem Bundesligi. Nie przyjechali tu, aby ostro imprezować. Jednakże nie obyło się bez dwóch wyjść do dyskoteki - oczywiście stało się to za namową Amelii.
Amelia wprawdzie to kumpela Marco. Co nie znaczy, że do niczego między nimi nie doszło...
Była druga nad ranem, noc z poniedziałku na wtorek. Marco i Amelia wracali z dyskoteki. Tym razem Mario i Ann wyszli wcześniej, gdyż Ann zaczęła źle się czuć.
Była pogodna, księżycowa noc. Marco i Amelia szli sobie wydmami, gdy nagle Amelia usiadła na ziemię.
- Ale mnie nogi bolą - westchnęła.
- Tańczyłaś jak najęta - powiedział Marco.
Oboje byli nieco podpici, jednak jeszcze mieli oboje nad sobą kontrolę. Nikt ich nie okradł ani nie zrobił żadnej krzywdy.
- Usiądź obok mnie - powiedziała Amelia.
Marco usiadł, Amelia zaczęła się do niego przytulać.
- Ależ Ty bosko pachniesz - wyszeptała mu do ucha. - Jesteś piękny!
- Daruj sobie, bo się zaczerwienię - uśmiechnął się Marco.
- Oj tam - mruknęła Amelia i przysunęła swoją twarz do twarzy Marco.
Patrzyli sobie w oczy, aż w końcu... zaczęli się całować. Atmosfera, w jakiej się oboje znajdowali, z pewnością miała swój udział w całym wydarzeniu.
Amelia położyła się na Marco, ten nie protestował. W końcu, korzystając z tego, że nikt ich nie widzi na tych wydmach, zaczęli się rozbierać.
- Marco, wyglądasz jak młody bóg - powiedziała Amelia.
I stało się... Po wszystkim upojeni wrócili do hotelu. Szczególnie zadowolona i niesamowicie szczęśliwa była Amelia.
Marco poniosła wtedy chwila. Oczywiście o niczym nie powiedział Mario czy Ann, Amelia również się tym nie przechwalała.
Marco i Amelia nie rozmawiali ze sobą o tym zdarzeniu następnego dnia. Nie wiadomo, czemu... Nie powtórzyło się to więcej.
Tak czy siak, Amelia uznała, że może zaliczyć ten tydzień do wyjątkowo udanych.
Jednak niespecjalnie zakolegowała się z Ann. Amelia uznała ją za nudną osobę i niezbyt fascynującą. Ann też nie obdarzyła jej sympatią.
Jednak Amelia idealnie potrafiła zachować pozory, była miła i sympatyczna dla otoczenia.
A dzisiaj środa. Ostatni dzień na wspaniałych tropikalnych wyspach Malediwach...
Godzina dziewiąta rano. Amelia wylegiwała się na swoim łóżku. Marco poszedł sobie coś przekąsić do baru. Nudziło się dziewczynie, zatem postanowiła pójść do pokoju Mario i Ann. Weszła sobie do ich pokoju bez pukania. Był tylko Mario.
- Dlaczego nie pukasz?! - oburzył się.
- Oj, przepraszam - Amelia udała niewiniątko. - Mam taką kiepską pamięć.
- Ale takie rzeczy powinno się pamiętać, moja droga - powiedział Mario.
- Dobrze, dobrze - mruknęła Amelia. - Ależ masz wspaniały tors - powiedziała, spoglądając na kaloryfer piłkarza.
- Do czego zmierzasz? - odparł podejrzliwie Mario.
- Ano do tego - Amelia przysunęła się do Mario, ten natomiast się odsunął.
- Co Ty, dziewczyno wyrabiasz?! Wyjdź stąd! - odparł. - Pogięło Cię?
- Nie - powiedziała Amelia. Podeszła do stojącego przy oknie Mario i zaczęła głaskać go po torsie. - Schrupałabym Cię, kotku - spojrzała na niego uwodząco i cmoknęła go w policzek.
- Zostaw mnie! - Mario odepchnął od siebie Amelię.
- Ty szmato! - nagle do pokoju wparowała Ann. - Wszystko słyszałam! - krzyknęła i rzuciła się na Amelię.
- O co Ci chodzi, blondyneczko? - prychnęła Amelia.
- Od początku wiedziałam, że fałszywa z Ciebie żmijka - syknęła Ann - nie pozwolę Ci odbić mojego chłopaka, idiotko! Trzymaj swoje łapy z dala od niego!
- Ann, to ona zaczęła się do mnie dobierać. To ona tu przyszła - powiedział Mario. - Uwierz mi!
- Słyszałam wszystko, podsłuchałam - powiedziała wzburzona Ann - wypad stąd, słyszysz?! Marco powinien Cię wywalić na zbity pysk!
- Dokładnie - powiedział Mario. - Obserwowałem Cię przez parę dni i czuję, że wcale nie jesteś taka super!
- Twoja ukochana Ann już Cię nakręciła, co? - prychnęła Amelia.
- Co tu się dzieje?! - do pokoju wparował Marco.
- Amelia zaczęła się do mnie dobierać, ot co - powiedział Mario. - Zobacz, to jej błyszczyk mam na policzku.
Marco spojrzał na policzek przyjaciela, potem na Amelię.
- To prawda! - powiedziała Ann - wszystko słyszałam! Marco, uwierz nam! Ona jest fałszywa jak mało kto!
- Nieprawda - Amelia zrobiła maślane oczka. - Marco, ja...
- Nie kłam! - krzyknął Marco. - Wierzę im. Ten sam błyszczyk, jaki zostawiłaś Mario na policzku, masz na ustach. Poza tym, Mario nigdy, przenigdy by mnie nie okłamał.
- A wiecie co? Myślcie, co zechcecie, sztywniaki - powiedziała Amelia. - Ann, Ty mnie denerwujesz od samego początku!
No tak. Marco przestał wierzyć Amelii, w jej aktorstwo, więc teraz sobie pozwoliła na bycie sobą, wiedząc, że i tak już nie uratuje swojej sytuacji.
Wszystko sama sobie zepsuła - zaczęła przystawiać się do Mario, a przecież była towarzyszką Marco. Poza tym, jak mogła przystawiać się do zajętego faceta? Przecież Mario jest w szczęśliwej relacji z Ann.
- Ciekawe, czym - powiedziała Ann. - Żałosna jesteś. Jak można podrywać zajętego faceta?! To było bezczelne jak mało co! Chciałaś go do łóżka zaciągnąć!
- Amelia, przesadziłaś. Nie spodziewałbym się - powiedział Marco.
- Nic takiego nie zrobiłam - powiedziała Amelia. - Ludzie, czego się tak spinacie?
- My się spinamy? - odparła Ann - żałosna jesteś! - odparła i wyszła z pokoju wzburzona. Mario poszedł za nią. Marco zmierzył Amelię lodowatym wzrokiem.
- Marco, słuchaj, ja...
- Już pokazałaś, jaka naprawdę jesteś - powiedział zimno Marco. - Kto wie, do czego by doszło przez Twoje krętactwo? Widzisz, do czego doprowadziłaś, dziewczyno? Mojej przyjaźni z Mario nie uda Ci się nigdy zniszczyć, nawet nie próbuj. Myślałem, że jesteś inna. Mogę tylko przyznać, że niezła z Ciebie aktorka - i tu nastąpił przełom. Marco wreszcie zrozumiał prawdziwe intencje Amelii.
- Nie przesadzasz? Marco, nic się takiego nie stało - powiedziała Amelia, jakby chciała wrócić do swojej udawanej sympatyczności, chciała objąć Marco, ale ten się odsunął.
- Całe szczęście, że jutro wracamy. Jak wrócimy do Dortmundu, nie chcę z Tobą mieć więcej żadnego kontaktu. Kto wie, do czego Ty możesz być zdolna?! Krętaczkom mówię nie - powiedział Marco.
I można się domyślić, jak przebiegł ostatni dzień na Malediwach. Wszyscy byli wkurzeni na Amelię. A Marco, Mario i Ann inaczej sobie wszystko wyobrażali. Zwłaszcza Marco...
Ann od początku wyczuwała fałsz i złe intencje u Amelii, ale nikomu nic nie mówiła. Marco był zachwycony Amelią.
- My się spinamy? - odparła Ann - żałosna jesteś! - odparła i wyszła z pokoju wzburzona. Mario poszedł za nią. Marco zmierzył Amelię lodowatym wzrokiem.
- Marco, słuchaj, ja...
- Już pokazałaś, jaka naprawdę jesteś - powiedział zimno Marco. - Kto wie, do czego by doszło przez Twoje krętactwo? Widzisz, do czego doprowadziłaś, dziewczyno? Mojej przyjaźni z Mario nie uda Ci się nigdy zniszczyć, nawet nie próbuj. Myślałem, że jesteś inna. Mogę tylko przyznać, że niezła z Ciebie aktorka - i tu nastąpił przełom. Marco wreszcie zrozumiał prawdziwe intencje Amelii.
- Nie przesadzasz? Marco, nic się takiego nie stało - powiedziała Amelia, jakby chciała wrócić do swojej udawanej sympatyczności, chciała objąć Marco, ale ten się odsunął.
- Całe szczęście, że jutro wracamy. Jak wrócimy do Dortmundu, nie chcę z Tobą mieć więcej żadnego kontaktu. Kto wie, do czego Ty możesz być zdolna?! Krętaczkom mówię nie - powiedział Marco.
I można się domyślić, jak przebiegł ostatni dzień na Malediwach. Wszyscy byli wkurzeni na Amelię. A Marco, Mario i Ann inaczej sobie wszystko wyobrażali. Zwłaszcza Marco...
Ann od początku wyczuwała fałsz i złe intencje u Amelii, ale nikomu nic nie mówiła. Marco był zachwycony Amelią.
Środa zleciała w napiętej atmosferze. Ann nie chciała mieć styczności z Amelią. Marco i Mario podobnie. Cała trójka chyba tylko już czekała na powrót do Niemiec...
Lot do Dortmundu z Malediwów o siódmej rano w czwartek.
***
Dziś czwartek - dzień powrotu Amelii do Dortmundu.
To była moja pierwsza myśl, gdy otworzyłam oczy, wybudziłam się ze snu w czwartkowy poranek.
Obudziłam się około dziewiątej rano.
Niezbyt chętnie się zwlokłam z łóżka. Wyciągnęłam z szafy dżinsowe spodenki, oraz zwykły, czerwony top na ramiączkach, po czym poszłam do łazienki zrobić ze sobą porządek.
Czesząc włosy przed lustrem w łazience, rozmyślałam, co zapewne nastąpi tego dnia. Amelia zapewne wróci szczęśliwa, rozanielona, cała w skowronkach. Marco na pewno wspaniale się z nią bawił. Ech...
Lisa jest niesamowicie wściekła na nią. Ma zamiar powiedzieć jej kilka słów do słuchu. Jestem w szoku. Tyle lat na to czekałam. Lisa tyle lat pobłażała Amelii, na wszystko jej pozwalała i przymykała oko na złe zachowania. A teraz? Ma zamiar udzielić jej ostrej reprymendy?! Muszę to widzieć.
Amelia z pewnością nie będzie zadowolona. Wróci radosna z wakacji, a tu naskoczy na nią wściekła matka. Jednak Lisa ma rację. Amelii należy się powiedzieć parę słów prawdy o jej zachowaniu i podejściu do życia, i innych ludzi.
Zeszłam na dół, a tam, ku mojemu zdziwieniu, była Lisa, siedziała przy stole kuchennym. Miała być w pracy!
- Hej, a Ty nie w pracy? - zagadnęłam.
- Nie - powiedziała Lisa - czekam na Amelię. Wygarnę jej dzisiaj! Z tym wyjazdem przesadziła i to ostro!
- Racja - powiedziałam.
Później przyłączyła się Victoria, spędzałyśmy dzień, czekając na Amelię. Nie spodziewałyśmy się, że szybko przybędzie, ponieważ z lot Malediwów może nieco czasu zająć.
Około godziny trzynastej odezwał się telefon Lisy. Jak się okazało, dzwoniła jej starsza córka.
- Co?! Mam przyjechać po Ciebie? A ten Twój kochaś nie mógłby Cię odwieźć?! - zdziwiła mnie taka reakcja Lisy.
- No dobrze, zaraz tam będę - powiedziała Lisa i się rozłączyła.
- O co chodzi, mamo? - zapytała Vici.
- Mamy pojechać po Amelię na lotnisko - powiedziała Lisa - z jakichś niewiadomych przyczyn została sama, a ten cały Marco jej nie ma zamiaru odwieźć. Nie opowiadała mi, o co chodzi. Trzeba jechać. Zbierać się!
Postanowiłam pojechać razem z Lisą i Vici.
Na lotnisku faktycznie czekała Amelia, razem z walizką. Jej mina mówiła wszystko. Była wyraźnie wściekła, niezadowolona i ponura.
Gdy zobaczyła nasze auto, wrzuciła walizkę do bagażnika i usiadła na tylnym siedzeniu, obok mnie. Przywitała mnie chłodnym spojrzeniem. Lisa, prowadząc auto, zaczęła robić jej wyrzuty...
- Ciekawe, co masz mi do powiedzenia - powiedziała Lisa.
- Mamo, masz zamiar awanturę mi zrobić?! - odparła Amelia.
- Żebyś wiedziała! - krzyknęła Lisa - co to w ogóle miało być?! Poleciałaś na drugi koniec świata z facetem, którego niemalże nie znasz?! Czy Ty wiesz, jakie to niebezpieczne?! W ogóle, zniknęłaś bez słowa, nie raczyłaś nawet słówkiem wspomnieć, co masz zamiar robić i gdzie się wybierasz!
- Mamo, ja jestem dorosła - powiedziała Amelia.
- Ale jesteś pod moją opieką, tak?! Żyjesz pod moim dachem, za moje pieniądze - powiedziała Lisa. - Masz pojęcie, co ja przeżywałam?! Jeśli taka dorosła jesteś, to wyprowadź się, znajdź sobie pracę, a wtedy rób co chcesz - powiedziała Lisa dosadnie.
Tak długo czekałam na takie słowa z jej ust. Wreszcie nagadała Amelii. W oczach siedzącej obok mnie przyrodniej siostry zauważyłam wyraźne bezbrzeżne zdumienie. Matka pierwszy raz w życiu udzieliła jej takiej reprymendy.
- Amelia, dlaczego Cię Marco nie odwiózł do domu? - zapytała Vici.
- No właśnie? - dodała Lisa.
- Nieważne! - syknęła Amelia. - Nie wypytujcie mnie o to, bo i tak Wam nie powiem!
Zaintrygowało mnie to. Czyżby Amelia i Marco pokłócili się? Jeżeli tak, to nie zdziwiłabym się...
- W domu sobie jeszcze porozmawiamy - powiedziała Lisa. - Nie ujdzie Ci to na sucho. Wprowadzimy trochę zmian, co do Twojego życia!
- Mamo! Nie przesadzaj! - powiedziała Amelia. - Nie denerwuj mnie.
- Ja Cię denerwuję?! Już nie powiem, kto tu kogo zdenerwował! - krzyknęła Lisa. - Już nie próbuj się usprawiedliwiać, nie pogarszaj swojej sytuacji!
Lisa naprawdę była rozwścieczona. Czułam, że to nie koniec tej poważnej rozmowy. Czekałam z niecierpliwością, aż wrócimy do domu. A Amelia na pewno opowie Vici całą prawdę o tym, co zdarzyło się między nią a Marco. Na pewno uda mi się podsłuchać.
__________________________
Wybaczcie, że taki krótki, ale jestem zmęczona po tym całym tygodniu i dziś już nie mam siły więcej pisać. Ale mam nadzieję że ciekawy rozdział, gdyż nastąpił przełom. :)
Na mój drugi blog "Life..." postaram się coś dodać w ten weekend.
Kto przeczytał, niech zostawi po sobie pamiątkę, bardzo o to proszę. Mam nadzieję że nie zapomnieliście o tym blogu.
Buziaki! :***
+ polecam fantastycznego bloga http://kovma.blogspot.com/