Po powrocie do domu miałam taki nijaki, ponury nastrój. Cały dzień przesiedziałam w pokoju, słuchając ulubionej muzyki i wpatrując się tępo w ścianę. Czekałam z niecierpliwością na wieczór i mecz. Wreszcie będę mogła się wyrwać z domu, odetchnąć trochę od tego wszystkiego.
Już dziewiętnasta. Ciemno za oknem. Niebawem będzie czas się zbierać i jechać na stadion. Lisa powiedziała, że mogę wziąć auto. Tak - miesiąc temu wyrobiłam sobie prawo jazdy.
Gdy jeszcze żył tata, jeździliśmy czasem na wieś leżącą za Stuttgartem, gdzie mieszkał jego dobry przyjaciel ze starych lat. I zdarzało się, że uczył jeździć mnie samochodem, nawet gdy miałam z piętnaście czy szesnaście lat. I te umiejętności przydały mi się na kursie. Udało się, zdałam za pierwszym razem. Lisa nawet pomogła mi zapłacić za zrobienie tego kursu. Jeszcze całkiem niedawno byłoby to nie do pomyślenia!
Muszę przyznać, że moje relacje z nią uległy znaczącej poprawie. Nie podobało się to Amelii, i nie ukrywała tego. Jednak Lisa przestała tak się przejmować zdaniem córki - lepiej późno niż wcale...
Nagle zadzwonił mój telefon. To Angela!
- Halo? Angela?
- Hej, Charlie - usłyszałam radosny głos kumpeli. - Jak tam, zbierasz się? Ja tu już z dziewczynami stoję pod stadionem! Przyjeżdżaj!
- Już? Jeszcze półtorej godziny - powiedziałam,
- Oj tam, porobimy coś - powiedziała Angela. - Dawaj!
- Okej, tylko daj mi się ogarnąć i już jadę - powiedziałam. Cóż, namówiła mnie.
- Czekamy! - powiedziała Angela. - Do zobaczenia!
Ciekawe, czy jak już się spotkamy, to napomknie o kłótni, jaka zaszła między nią a Marco. A może już się pogodzili? Kto wie...
Ubrałam się ciepło, i wzięłam dwa szaliki - jeden w barwach Borussii, drugi w barwach Stuttgartu.
Chwyciłam torbę i poszłam na dół. Lisa zamiatała akurat w hallu.
- Co, Charlie, już idziesz na mecz? - zapytała.
- Tak - odparłam.
- A z kim w ogóle gra ta Borussia? - zapytała macocha.
- Ze Stuttgartem - powiedziałam.
- To komu Ty będziesz w końcu kibicować? - zaśmiała się pogodnie Lisa. Tak, jej pogodny śmiech przy rozmowach ze mną to też jest nowość. Kiedyś dane było mi tylko wysłuchiwać jej gderania i oglądać ponure, często także srogie miny.
- Powiem sobie tak - wygra lepszy - odparłam, nakładając buty.
- W sumie racja - powiedziała Lisa. - Baw się dobrze.
- A dziękuję - powiedziałam, narzucając kurtkę.
Do hallu przypałętała się także Amelia. Miała na sobie stare dresy, kapcie i za dużą koszulkę. Spojrzała na mnie z wrogością.
- Nie zedrzyj sobie gardła na tym głupim stadionie - zaśmiała się głupio.
- Amelia, proszę... - westchnęła Lisa.
- To ja już uciekam - odparłam. - Do zobaczenia.
- Na razie, uważaj tam na siebie - powiedziała Lisa.
Aż mi się ciepło zrobiło. Że też doczekałam się takiej chwili, kiedy Lisa tak ciepło się do mnie zwraca! Zawsze przecież traktowała mnie jak piąte koło u wozu. Życie potrafi zaskoczyć. Niestety, częściej to jednak negatywnie niż pozytywnie...
***
Dojechałam na miejsce. Ciężko było znaleźć wolne miejsce do zaparkowania, ale się jakimś cudem udało.
Angela i jej koleżanki miały czekać przed wejściem. Faktycznie, zmierzając tam, zauważyłam machającą Angelę. Podbiegłam od razu.
- Hej, kochana - powiedziała Angela i dała mi buziaka w policzek. - Poznaj moje koleżanki.
- Cześć, Emily jestem, Emily Carter - powiedziała koleżanka Angeli, podając mi rękę.
- Charlotte Kastner - również się przedstawiłam - miło mi poznać!
- Hej, Jessica jestem, siostra Emily - powiedziała druga dziewczyna. - Cieszę się, że mogę Cię poznać!
Gdy popatrzyłam na nowo poznane osoby, pomyślałam, że one raczej nie są Niemkami. Wyglądały mi na Angielki. Ale może to tylko moje wrażenie.
- Chodźcie do sklepiku, kupimy sobie jakiś popcorn czy coś - powiedziała wesoło Angela. - No i Wy, dziewczyny, bardziej się poznacie.
Jeszcze trochę czasu zostało do meczu, ale już się nazbierało sporo ludzi. Idąc do stadionowego sklepiku, Emily mnie zagadnęła.
- Czemu masz szalik Stuttgartu? - zapytała.
- Pochodzę stamtąd. W tym roku się przeprowadziłam do Dortmundu - powiedziałam.
- Za kim w końcu będziesz? - zapytała mnie nowa koleżanka.
- Wiesz, powiem sobie tak - wygra lepszy - powiedziałam. Uśmiechnęłam się. Już dziś komuś to mówiłam!
- Wiesz, ja i Jess też nie jesteśmy rodem z Dortmundu - powiedziała Emily. - W wieku dziesięciu lat przeprowadziliśmy się tu z Londynu. Ale piłkę nożną mamy wpajaną od dziecka.
- I miłość do Chelsea! - powiedziała Jessica, usłyszawszy, o czym rozmawiamy. - Gdy jeszcze mieszkaliśmy w Londynie, regularnie chodziliśmy na Stamford Bridge. Teraz pozostaje nam kibicowanie przed TV - skrzywiła się.
Podczas sympatycznej rozmowy, dowiedziałam się, że Emily jest w moim wieku (czyli ma osiemnaście lat), natomiast Jessica jest starsza od Emily o rok. Z Angelą poznały się w pracy.
Obkupiłyśmy się w sklepiku, po czym usiadłyśmy na stadionie, w pierwszym rzędzie, blisko murawy. Ja kupiłam sobie sok pomarańczowy, ze względu na to, iż jestem tu autem, nie mogłam sobie kupić piwa. Oprócz soku, kupiłam sobie także precelki.
Na stadionie rozległ się hymn Borussii.
Wir halten fest und treu zusammen,
Ball-hail hurra! Borussia!
Vor keinem Gegner wir verzagen,
Ball-hail hurra! Borussia!
Zauważyłam w sektorze gości fanów Stuttgartu. Serce ścisnęło mi się na ten widok. Jeszcze do całkiem niedawna siedziałam właśnie wśród takich, w koszulce Stuttgartu, z szalikiem Stuttgartu i całym sercem byłam właśnie tylko i wyłącznie za nimi. Nie widziałam świata poza tą drużyną.
- Angela, a co tam u Ciebie? - zapytałam.
- E tam, bez szału - skrzywiła się. - Pokłóciłam się z Marco, o czym zapewne wiesz.
- Jejku, o co? - zapytała Emily.
- Bo czasami on mnie denerwuje - powiedziała Angela. - Czasem zachowuje się jak kura domowa.
- Ach, no tak, mówiłaś mi - powiedziała Jessica - nie chciał z Tobą na dyskotekę iść.
- A ja taką chcicę miałam gdzieś się wyrwać - powiedziała Angela. - No cóż. Może jutro zadzwonię, to się z nim umówię i się pogodzimy.
- Albo pierwszy sam zadzwoni - wtrąciłam.
- Ha, możliwe. W końcu mnie kocha - powiedziała Angela.
Powiedziała to takim pewnym, zdecydowanym głosem. Nie wiem czemu, ale poczułam w tym momencie ukłucie w sercu.
Niebawem mecz się rozpoczął. Oglądałam z zapartym tchem, co się dzieje na boisku. Ale takiego rezultatu na koniec to w życiu się nie spodziewałam.
Borussia rozgromiła Stuttgart aż 6:1. Szok! Co się stało?
- Po prostu coś niebywałego - powiedziała rozpromieniona Angela, gdy wychodziłyśmy ze stadionu. - Kto by pomyślał!
- Właśnie, kto by pomyślał - powiedziałam. - Też się cieszę, ale czuję trochę niesmak, że Stuttgart aż tak wysoko przegrał.
- Rozumiem - powiedziała Angela.
- Charlie, dałabyś swój numer telefonu? - zapytała Emily.
- Okej! A Ty daj swój - odparłam.
Wymieniłam się także numerami z Jessicą. Pożegnałam się z dziewczynami i poszłam do auta. Dojechałam szybko do domu, zmęczona podreptałam do drzwi frontowych. Pięć minut trwało, nim Lisa mi otworzyła.
- I kto wygrał? - przywitała mnie takim pytaniem, wpuszczając mnie do środka.
- Borussia - powiedziałam. - Aż 6:1.
- Niesamowite.
Wzięłam tylko szybki prysznic, ubrałam piżamę i popędziłam spać.
***
*oczami Marco*
Obudziłem się nieco zmęczony w sobotni poranek. Fakt, wczoraj to sobie z chłopakami pobiegaliśmy. Rozgromiliśmy Stuttgart, aż 6:1.
Ciekawe, jak się podobało dziewczynom. Mam nadzieję, że niebawem będę miał okazję porozmawiać sobie z Charlie. No i mam ogromną nadzieję, że pogodzę się z Angelą... że w końcu zrozumie, że ja mogę mieć inne zdanie niż ona. W udanym związku przecież obie strony muszą czasem pójść na kompromis, nie zawsze jest tak, że obie strony zawsze chcą tego samego... To po prostu niemożliwe.
Wstałem, zaścieliłem łóżko, chwyciłem świeże ciuchy i poszedłem do łazienki się ogarnąć. Po czym udałem się do kuchni, przygotowałem sobie na śniadanie płatki owsiane z dodatkiem orzechów i rodzynek. Jest to bardzo zdrowy posiłek, daje mi naprawdę sporo energii.
Gdy już się posiliłem, postanowiłem, że ciepło się ubiorę i pójdę sobie troszkę pobiegać. Gdy zakładałem buty, nagle zadzwonił mój telefon. To Angela!
- Halo? - odezwałem się.
- Halo? Cześć, kochanie - powiedziała Angela. - Słuchaj, głupio wyszło wtedy z tą kłótnią... chciałam Cię spytać, czy nie masz ochoty na spotkanie? Bardzo bym chciała się z Tobą pogodzić, brakuje mi Ciebie.
Westchnąłem cichutko. Angela pierwsza wyciągnęła rękę do zgody, można jej wielki plus postawić za to. No i się zgodziłem.
- Pewnie - odparłem. - O której i kiedy?
- Co powiesz na lunch w restauracji? Chodzi mi o tę restaurację na Twojej ulicy - powiedziała Angela. - O jedenastej. Pasuje?
- Pewnie - powiedziałem. - Teraz pójdę sobie nieco pobiegać. W takim razie do zobaczenia!
- Pa! - powiedziała Angela i się rozłączyła.
Schowałem komórkę do kieszeni, ubrałem się i wyszedłem. Na szczęście, dziś nie ma ogromnego wiatru. Więc bieganie było jak najbardziej możliwe. Zrobiłem kilka rundek, po czym spacerkiem wróciłem sobie do domu. Szybko czas zleciał. Trzeba teraz prędko się doprowadzić do porządku, przed spotkaniem z ukochaną.
godz 11:00
Właśnie przyszedłem do lokalu. Usiadłem sobie w ustronnym miejscu, wypatruję Angeli. W końcu przyszła.
- Witaj, kochanie - powiedziałem
- No cześć, skarbie - powiedziała, zdejmując swój płaszcz. - Jak tam?
- Dobrze, dziękuję. Jak u Ciebie? - zapytałem.
- Również. Wspaniały mecz - powiedziała, uśmiechając się. - Ty i chłopaki wymiatacie!
- Staramy się, jak możemy - uśmiechnąłem się.
- Jaki obiad zamawiasz? - zapytała Angela.
Przejrzałem menu, postanowiłem zamówić sobie spaghetti i herbatę z cytryną. Angela wybrała sobie sałatkę grecką, pierś z kurczaka oraz wodę z cytryną. Powiedziałem, że zapłacę za nią. W końcu to moja dziewczyna...
Niebawem kelner przyniósł nam nasze potrawy. Trochę zgłodniałem od czasu zjedzenia śniadania, więc zajadałem z apetytem.
- Słuchaj, Marco - zaczęła Angela. - Mam nadzieję, że nie będzie więcej takich kłótni. Postaram się rozumieć Ciebie i Twoje preferencje.
- Cieszę się - odparłem. - Ja nie jestem wielkim fanem dyskotek, nie mam siły na nie, zwłaszcza jak mam wyczerpujący trening.
Angela pokiwała głową. Odniosłem wrażenie, że zrozumiała, o co chodzi.
- Więc zgoda? - zapytałem.
- Zgoda! - powiedziałem. - W ogóle, to smacznego.
- Wzajemnie.
Niewiele już potem rozmawiając, jedliśmy nasze dania. Zrobiło mi się lżej po tym pogodzeniu się z moją dziewczyną. Tym bardziej też smakował mi obiad.
Po skonsumowaniu posiłku Angela zaproponowała, żebyśmy wybrali się na spacer do parku. Zgodziłem się. Spacerowaliśmy alejkami, podziwiając krajobrazy jesieni. Wszędzie były porozrzucane żółte i pomarańczowe liście. Wzmógł się lekki wiatr, przez co zaczęły wirować w powietrzu.
- Jak zimno - wzdrygnęła się Angela.
- Niestety - pokiwałem głową. Przystanęliśmy, przytuliłem ją do siebie. Zazwyczaj ponoć kobiety, gdy mówią, że im zimno, chcą, aby je przytulić.
- Marco... słuchaj... - odezwała się drżącym głosem dziewczyna.
- Tak, o co chodzi?
- Jesteśmy już ze sobą trochę czasu, zżyliśmy się, bardzo się kochamy - zaczęła Angela - może to nie ja powinnam o to pytać, ale mimo wszystko...
Angela wyciągnęła z torebki malutkie pudełeczko, otworzyła je i moim oczom ukazał się męski pierścionek.
- Marco, wyjdziesz za mnie? - dokończyła.
_________________________
Hej, w końcu dokończyłam. Miało być wcześniej, ale nastąpił pewien problem i niestety nie byłam w stanie pisać.
Mam nadzieję, że się rozdział podoba i że ktoś będzie czekał na kolejny ;)
A ten problem to bóle w klatce piersiowej. Raz jest po lewej stronie, raz po prawej, raz na środku, trwa to już od wtorkowego wieczoru. Nie mam pojęcia, czemu...
Mam nadzieję, że to nic poważnego.
I już od poniedziałku szkoła :/ niesamowite, jak te ferie szybciutko zleciały. Teraz oby do wakacji!!! :D
Nie zanudzam dłużej. Mam nadzieję, że kto przeczytał, zostawi motywującą pamiątkę.
Do następnego! :*
Pozdrawiam, Sylwia