Ilekroć spoglądałam na trumnę, do moich oczu cisnęły się słone łzy. Do Dortmundu na pogrzeb przyjechało również paru znajomych taty ze Stuttgartu oraz nieco rodziny z jego strony.
We wtorek rozmawiałam na Skype razem z Isabel i Sabiną. Opowiedziałam im o wszystkim, nie pomijając tego, iż poznałam osobiście gwiazdę Borussii Dortmund, Marco Reusa.
Były pod wrażeniem. Na początku nawet mi nie dowierzały. Jednak obie nie były zadowolone z faktu, że poznała go również Amelia. Doskonale bowiem wiedziały, jaką podłą suką jest ta dziewczyna, jaką znakomitą aktorką potrafi być, w zależności od sytuacji...
Dzisiaj siedzę cały dzień w domu. Lisa rzuciła się w wir pracy. Co do Amelii i Victorii, nie zmieniły swojego stylu życia.
Nagle moje ponure rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego SMSa. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, był on od... Marco!
Cześć, Charlie! Jak tam? Jak samopoczucie? Wybacz, że dopiero teraz się odzywam, ale miałem trochę spraw na głowie.
Uśmiechnęłam się. Rzadko mnie ktoś pytał o to, jak się czuję. Nigdy nie usłyszałam takiego pytania od domowników, chyba że od taty, kiedy jeszcze żył...
Witaj, Marco! Rozumiem, nie przejmuj się. Moje samopoczucie? Nie ma co ukrywać, czuję się fatalnie. Do tego brzydka pogoda. Siedzę cały dzień w domu i opłakuję śmierć taty. Wczoraj był pogrzeb.
No tak, w niedzielę byłam na spacerze z Marco, dziś jest czwartek i dziś się odezwał. Ale w ogóle nie czuję gniewu na niego.
Bardzo Ci współczuję, Charlie. To straszne stracić kogoś tak bliskiego. W ogóle Ci się nie dziwię. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Znamy się wprawdzie od niedawna, ale już Cię polubiłem.
O kurczę! Takiego wyznania to się bym w życiu nie spodziewała. Marco bardzo mile mnie zaskoczył. Widać, że jest człowiekiem otwartym na nowe znajomości, na pomaganie innym.
Ktoś o wielkim sercu. Podobnie jak mój świętej pamięci tata.
Marco do tego zaoferował mi wsparcie. Uśmiechnęłam się do wyświetlacza mojego smartfona. Zanim zdążyłam mu odpisać, przyszedł od niego kolejny SMS.
Jeśli masz ochotę, możemy się spotkać, trochę porozmawiać. Oczywiście, ja Cię nie zmuszam. Ale jeśli chcesz, to mogę nawet po Ciebie wpaść, tak się składa, że szczęśliwie zapamiętałem, gdzie mieszkasz. Ulica Remydamm, prawda?
Teraz to już w ogóle zrobiło mi się gorąco. To było takie miłe uczucie, kiedy ktoś się zainteresował moim stanem psychicznym, zaoferował pomoc. Tutaj, w Dortmundzie, nie mam żadnych znajomych, ani przyjaciół, jednak teraz poznałam miłego faceta, który jest świetnym materiałem na kumpla.
Postanowiłam, że się zgodzę na to spotkanie. Dlaczego nie? Może naprawdę poczuję się lepiej? W domu nie mam z kim porozmawiać. Lisa w pracy, a nawet jak wróci... nie mam z nią dobrych kontaktów, a poza tym zapewne będzie padnięta i od razu pójdzie spać.
O Amelii czy Victorii nawet nie wspominam.
Tak, tak, to ta ulica! Chętnie się z Tobą spotkam i pogadam. To bardzo miłe z Twojej strony, Marco. Kiedy chciałbyś przyjść?
Odpowiedział mi niemalże natychmiast.
Mogę przyjść nawet zaraz!
Nie ma problemu. Czekam :) odpisałam mu.
Postanowiłam się przebrać i nieco ogarnąć, abym wyglądała jak cywilizowany człowiek. Teraz wyglądam, jakby czołg po mnie przejechał. Rozciągnięta koszulka i dresy, rozczochrane włosy, od płaczu oczy czerwone, jak trykoty Bayernu.
Zajrzałam do szafy. Wyciągnęłam czarne, zwykłe legginsy i czarną tunikę. Ponieważ jestem w żałobie, mój strój będzie cały czarny.
Zerknęłam na termometr wiszący za oknem. Wprawdzie jest lipiec, ale póki co, nie ma jakichś ogromnych upałów. Okazało się, że jest dwadzieścia stopni Celsjusza.
Dziś czwarty lipca, wszyscy piłkarze Bundesligi zapewne mają teraz urlop.
Ubrałam się i skierowałam się do łazienki. Przejrzałam się w lustrze, nie chwaląc się, nawet dobrze się prezentowałam.
Zaczęłam robić delikatny makijaż. Nigdy nie przesadzałam z kosmetykami, tak jak Amelia i Victoria. One są fankami grubej tapety na twarzy. Ale strach im powiedzieć, że wyglądają z tym po prostu koszmarnie...
Akurat wcierałam puder w moją bladą cerą, gdy do łazienki wparowała Victoria.
- Możesz stąd wyjść?! Zaraz się zleję - burknęła.
- Idź na dół - odparłam. - Tam jest wolne.
- Nie chce mi się - prychnęła Victoria. - Czego się tak malujesz? Wychodzisz gdzieś?
- Nie Twój to biznes - powiedziałam.
- Co tu się dzieje? - jeszcze Amelii tu brakowało...
- Patrz, pasztet się na coś szykuje - powiedziała Victoria.
- Czarne ciuchy, żałoba trwa - powiedziała Amelia.
- Zastanawiam się, jak Ci nie wstyd - powiedziałam i pokręciłam głową.
Skierowałam się do wyjścia z łazienki, gdy nagle Amelia domyśliła się, co zamierzam robić.
- Ty, Vici, przecież ona się wymieniła numerem telefonu z tym Marco!
- Właśnie! Charlie niby w żałobie, a umawia się na randki?! - powiedziała Victoria.
- To żadna randka, dla twojej informacji - prychnęłam. - W ogóle, to skończcie już.
Wzięłam z pokoju jeszcze swoją torbę. Teraz pozostało mi tylko czekać na Marco.
Poszłam do hallu, moje przyrodnie siostry "musiały" podreptać za mną. I... Amelia zażądała, abym dała jej numer telefonu Marco!
- Nie zasługujesz, by się z kimś takim spotykać, nawet przyjaźnić - wysyczała wściekła.
- Jak zawsze, chcesz mi odebrać prawo do szczęścia. Nawet z Isabel i Sabiną chciałaś mnie rozdzielić - powiedziałam. - Nie mówiąc już o tym, że odbiłaś mi Alexa.
- Masz żałobę, tak? - wtrąciła się Victoria.
- Tak - powiedziałam - ale Marco okazał się osobą o niemałym sercu, jest chętny udzielić wsparcia, którego od Was na pewno nie dostanę.
- Może mamy razem z Tobą cały dzień ryczeć, co? - zachichotała Vici. - Wolne żarty.
- Daj mi ten numer - syknęła Amelia.
- Jeszcze czego! - wzdrygnęłam się. - Widocznie nie wpadłaś mu w oko, skoro Ci nie zaproponował wymiany numerów na tej kawce - wymusiłam chichot, mówiąc to zdanie, chciałam zamknąć usta tej okropnej blondynce.
- Uważaj, suczko, ja zawsze dostaję tego, czego chcę - powiedziała wyraźnie dotknięta moją wypowiedzią.
- Powiem Marco prawdę o Tobie. Skończy się Twoje aktorstwo - powiedziałam.
- Lepiej uważaj - powiedziała Victoria. - Jak Ci życie w piekło zamienimy, to szybko umilkniesz.
Tak... Amelia i Victoria już raz tak zrobiły. A co takiego? Gdy jeszcze uczyłam się w gimnazjum, przerobiły kilka moich zdjęć, porozwieszały mnóstwo ich kopii w szkole, nawet poza szkołą... To po prostu nie do opisania, jak się wtedy czułam. Byłam pośmiewiskiem całej szkoły i nie tylko... Bałam się chodzić wtedy do szkoły, o tym, co się działo, nie byłam w stanie opowiedzieć nawet ojcu. Symulowałam wtedy chorobę, nie mogłam iść do szkoły i znosić szyderstw innych uczniów.
A te dwie żmije były takie zadowolone, że mnie tak upokorzyły, ich radość była bezbrzeżna.
I ja do dziś trochę się tych żmijek... boję. Tak! One są zdolne do wszystkiego. Jeżeli teraz powiedziałabym Marco, jaka naprawdę jest Amelia, i to w dodatku przy niej, nie miałabym spokoju...
Amelia udaje miłą i sympatyczną, chciałaby na pewno być blisko Marco, bo jest bogaty i do tego bardzo sławny. Ona lgnie do popularności i bogactwa. A myśl, że ja idę na spotkanie z tą osobą, zapewne napawa ją nie lada wściekłością.
- Zatkało, co? - zaśmiała się Victoria.
- Ona się nas boi - powiedziała Amelia, i przybiła piątkę z siostrą.
- Tak tylko Ci się wydaje - powiedziałam. Nie chciałam pokazać im tego lęku, który siedzi we mnie od lat.
Naszą zaostrzoną rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. To na pewno Marco. Otworzyłam drzwi, nie myliłam się.
- Cześć, Charlie - uśmiechnął się do mnie.
- Witaj, Marco - powiedziałam, wymusiłam uśmiech na swojej twarzy. Teraz, gdy tata umarł, bardzo ciężko jest mi się uśmiechnąć.
- O, cześć Amelia, cześć Victoria - Marco zauważył moje przyrodnie siostry.
- Hej, Marco - powiedziała przyjaźnie Amelia. - Jak tam?
- Dziękuję, jakoś leci - powiedział Marco. - Jak tam u Was?
- Daj spokój - machnęła ręką Amelia. - Wczoraj byłyśmy na pogrzebie ojczyma, nie masz pojęcia, jak ciężko nam pogodzić się z jego śmiercią.
- Dokładnie - powiedziała Victoria, spuściła głowę w dół.
- Ważne, że macie siebie - powiedział Marco. On był dla nich naprawdę miły, szkoda, że one tylko udawały...
- Oj, tak - powiedziała Amelia i przytuliła się do Victorii. - Nie wiem, co bym bez niej zrobiła...
- To co, Charlie, idziemy? - zwrócił się do mnie Marco.
- Pewnie - powiedziałam.
- Do zobaczenia - rzucił Marco do Amelii i Victorii, i wyszliśmy.
***
Marco zaproponował, żebyśmy poszli do kawiarni. Zgodziłam się. Gdy już tam dotarliśmy, zajęliśmy ustronny stolik. Popijając cappuccino, zaczęliśmy rozmowę.
- Cieszę się, że zgodziłaś się na spotkanie - powiedział Marco. - Mam nadzieję, że nieco polepszę Ci nastrój - uśmiechnął się.
- Już to zrobiłeś - powiedziałam. - Naprawdę miło z Twojej strony.
- Oj tam - Marco machnął ręką. - Wiem, jak boli utrata rodziców. Jak dotąd, nie powiedziałem Ci tego, ale moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej, kiedy miałem sześć lat.
- Mój Boże - złapałam się za serce.
Sama straciłam matkę, gdy miałam sześć lat. Wiem zatem, co czuł Marco... Stracił oboje rodziców w straszliwej katastrofie...
- Wychowywałem się w rodzinie zastępczej. Nie wspominam tego miło - westchnął Marco. - Gdy zacząłem grać w piłkę, poczułem się nieco lepiej. Na boisku zapominałem o wszystkich kłopotach - powiedział Marco. - Żebym tak jeszcze miał rodzeństwo! Jednak byłem szczęśliwym jedynakiem, dopóki rodzice nie zginęli... - tu głos mu się załamał.
- Marco, co Ty musiałeś przeżyć - powiedziałam współczująco, zszokowało mnie to, co opowiedział mi Marco.
- Więc wiem dokładnie, co czujesz. Na pewno bardziej przeżywasz niż Amelia i Victoria, dla nich był to ojczym, dla ciebie rodzony ojciec - powiedział Marco. - Poza tym, ich matka żyje...
- Tak - powiedziałam krótko. - Już Ci mówiłam, że nie mam matki, straciłam ją w wieku sześciu lat.
- Widzisz, Charlotte, jedziemy na jednym wózku - powiedział Marco. - Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję - powiedziałam. - Wiesz, Amelia i Victoria ogólnie to niezbyt się ze mną trzymają, one mają inne charaktery. Miałam dwie wspaniałe przyjaciółki w Stuttgarcie. Bardzo za nimi tęsknię - westchnęłam.
- Coś wiem i na ten temat - pokiwał głową Marco. - Mój najlepszy przyjaciel mieszka pół Niemiec ode mnie.
- Nie mam żadnych znajomych w Dortmundzie - powiedziałam. - Czuję się tu nieco samotna, zwłaszcza po śmierci taty.
- Teraz masz mnie, masz już jednego znajomego - powiedział Marco. - Amelia także jest bardzo miła i sympatyczna, ale jednak z Tobą mnie więcej łączy.
Aż się zarumieniłam. Marco był taki przyjacielski, potrafił niesamowicie pocieszyć człowieka. Rozmowa z nim bardzo poprawiła mi nastrój. Dał mi do zrozumienia, że moi rodzice na pewno by chcieli, bym w końcu była szczęśliwa.
Tylko jedno mnie denerwuje - niesłusznie uważa Amelię za taką miłą i przyjacielską osobę. Ona wcale taka nie jest, nigdy nie była. Wyrachowana, zimna za przeproszeniem suka, a nie ciepła osoba. Żeby Marco wiedział, jakie naprawdę mamy relacje, zdziwiłby się i to bardzo.
Ale powiedział, że go ze mną więcej łączy. No tak - oboje straciliśmy obojga rodziców. Co do Amelii i Victorii, mają przy sobie matkę, która nieźle się trzyma i jeszcze długo pożyje.
- Jak tam Twój przyjaciel, Mario? - zapytałam przyjaźnie.
- A dobrze - powiedział Marco. - Aktualnie przebywa ze swoją dziewczyną tutaj, w Dortmundzie, nie ma teraz treningów i nie musi siedzieć w Monachium. Wiesz, że jego dziewczyna jest modelką?
- Naprawdę? - zdziwiłam się. - Jak się nazywa? Może będę kojarzyła...
- Ann Kathrin Brommel - powiedział Marco.
- Ach! Kojarzę - powiedziałam.
- No widzisz - powiedział Marco. - Niesamowite, dość krótko się znamy, a już tyle o sobie wiemy.
- Prawda - pokiwałam głową.
Jeszcze sobie trochę porozmawialiśmy, żadnemu z nas zbytnio się nie śpieszyło. Gdy już mieliśmy zakończyć nasze spotkanie, Marco powiedział, że odprowadzi mnie do domu.
Podczas spaceru również nieco porozmawialiśmy.
Gdy już znaleźliśmy się przed moją furtką, Marco uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Do zobaczenia, Charlie - powiedział - trzymaj się!
- Dzięki - powiedziałam. - Dzięki Tobie nieco poprawił mi się humor. Nie masz pojęcia, jak się straszliwie czułam.
- Potrafię sobie to wyobrazić - powiedział Marco. - Kiedyś jeszcze się zgadamy, prawda?
- Chętnie - powiedziałam - naprawdę potrafisz pocieszyć i wesprzeć.
- Cieszę się, że Ci pomogłem - powiedział Marco i znienacka mnie... przytulił, uderzył mnie w nos zapach jego mocnych perfum.
- Do zobaczenia - powiedziałam, zdobyłam się na lekki uśmiech i poszłam do domu. Marco odszedł swoją drogą.
Ale powiedział, że go ze mną więcej łączy. No tak - oboje straciliśmy obojga rodziców. Co do Amelii i Victorii, mają przy sobie matkę, która nieźle się trzyma i jeszcze długo pożyje.
- Jak tam Twój przyjaciel, Mario? - zapytałam przyjaźnie.
- A dobrze - powiedział Marco. - Aktualnie przebywa ze swoją dziewczyną tutaj, w Dortmundzie, nie ma teraz treningów i nie musi siedzieć w Monachium. Wiesz, że jego dziewczyna jest modelką?
- Naprawdę? - zdziwiłam się. - Jak się nazywa? Może będę kojarzyła...
- Ann Kathrin Brommel - powiedział Marco.
- Ach! Kojarzę - powiedziałam.
- No widzisz - powiedział Marco. - Niesamowite, dość krótko się znamy, a już tyle o sobie wiemy.
- Prawda - pokiwałam głową.
Jeszcze sobie trochę porozmawialiśmy, żadnemu z nas zbytnio się nie śpieszyło. Gdy już mieliśmy zakończyć nasze spotkanie, Marco powiedział, że odprowadzi mnie do domu.
Podczas spaceru również nieco porozmawialiśmy.
Gdy już znaleźliśmy się przed moją furtką, Marco uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Do zobaczenia, Charlie - powiedział - trzymaj się!
- Dzięki - powiedziałam. - Dzięki Tobie nieco poprawił mi się humor. Nie masz pojęcia, jak się straszliwie czułam.
- Potrafię sobie to wyobrazić - powiedział Marco. - Kiedyś jeszcze się zgadamy, prawda?
- Chętnie - powiedziałam - naprawdę potrafisz pocieszyć i wesprzeć.
- Cieszę się, że Ci pomogłem - powiedział Marco i znienacka mnie... przytulił, uderzył mnie w nos zapach jego mocnych perfum.
- Do zobaczenia - powiedziałam, zdobyłam się na lekki uśmiech i poszłam do domu. Marco odszedł swoją drogą.
***
Weszłam nieco pocieszona do domu, jednak dalej nie pozbyłam się okropnego uczucia pustki, które jeszcze będzie towarzyszyć mi zapewne przez bardzo długi czas. Nikt ani nic nie usunie ze mnie tego uczucia. Jednak jestem wdzięczna Marco, że zaproponował mi spotkanie, że nieco mnie wsparł. Tak bardzo tego potrzebowałam.
Poszłam na górę i chciałam pójść do swojego pokoju, ale nagle... padłam gradem. Drzwi od łazienki były otwarte, dzięki czemu zauważyłam, że jest tam Amelia i... tnie moją koszulkę. Moją meczową koszulkę VfB Stuttgartu!
Wpadłam jak burza do łazienki, poczułam, jak puszczają mi nerwy...
- Zostaw tę koszulkę, szmato - krzyknęłam i wyrwałam jej ubranie z ręki.
- Jak mnie nazwałaś?! - zagotowała się Amelia.
- To moja ulubiona koszulka! - krzyknęłam. - Suko, nie daruję Ci tego! Twoje zachowanie przekracza wszelkie granice!
- Nie pozwalaj sobie, czupiradło - powiedziała Amelia i lekko mnie popchnęła. - Nie pozwolę, abyś się spotykała z Marco! On nie będzie dla Ciebie! Jasne?!
- Aha! Dlatego pocięłaś mi koszulkę, tak?! - krzyknęłam - nie Ty będziesz decydować, z kim mam się zadawać! Jak zawsze, chcesz pozbawić mnie najmniejszego szczęścia! Jesteś podłą zdzirą, wiesz? W ogóle uczuć nie masz! - krzyczałam jak szalona. Amelia naprawdę ostro przesadziła.
Poza tym, ona już myśli, że romansuję z tym Marco, a to przecież nieprawda. My tylko rozmawiamy o naszych życiach, dzielimy się doświadczeniami. A ta podła zołza już sobie wyobraża, że zaraz zostanę jego dziewczyną, będę miała dostęp do bogactwa i sławy... Nie, Amelia by tego nie przeżyła. Kto by to nie był, próbowałaby mi wszystko zniszczyć i mnie dobić.
- Ty masz niby żałobę po ojcu - wysyczała Amelia - a się umawiasz na randki! Wstydu nie masz!
- To ty wstydu nie masz - powiedziałam. - Niszczysz mi koszulkę, bo jesteś może zwyczajnie zazdrosna, chociaż nie mam pojęcia, o co!
- Nie tylko koszulkę Ci zniszczyłam. Ty sama będziesz kolejna - powiedziała Amelia. - Co Ty sobie wyobrażasz?! Pracy sobie lepiej poszukaj, a nie...
- No proszę, i kto to mówi - powiedziałam. - I tak, jestem w żałobie po tacie! Nawet jak ciągle nie okazuję smutku, to cały czas jest on we mnie! Ale Ty nigdy tego nie zrozumiesz, bo Ty serca nie masz! Tylko imprezy Ci w głowie i kasa!
Amelia nagle uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz. Nie pozostałam jej dłużna... zaczęłyśmy się szarpać.
- Nienawidzę Cię! - krzyczała Amelia - ja Cię zniszczę! Nie będziesz nigdy szczęśliwa!
- Zobaczymy, blondi - syknęłam.
Jestem nieco silniejsza od Amelii, więc udało mi się ją usadzić na podłodze. Wykorzystałam ten moment i udało mi się zamknąć ją w łazience!
- Suko! Otwieraj! - zaczęła łomotać w drzwi Amelia.
- Zamknij się - krzyknęłam.
Victoria jak dotąd nie przybiegła, zapewne gdzieś wyszła. A ja postanowiłam wykorzystać moment... i zniszczyć jakiś ciuszek Amelii.
Nie myślałam o żadnych konsekwencjach, że Amelia może się zemścić. Smutek po stracie ojca plus wściekłość na Amelię za zniszczenie mi koszulki i ciągłe psychiczne molestowanie sprawił, że w tamtej chwili niczego się nie bałam...
Wpadłam do pokoju Amelii, z jej szafy wyciągnęłam jej dyskotekową kieckę. Po chwili zamieniła się w kilka kawałków materiału.
Krzyki Amelii nie ustawały. Nagle usłyszałam, że wróciła Victoria. Zapewne wypuściła siostrę z łazienki, i po chwili obie się zameldowały w jej pokoju...
- Co Ty zrobiłaś?! To moja ulubiona sukienka - zaczęła lamentować Amelia.
- A co Ty zrobiłaś z moją koszulką? - odparłam.
- Powiem mamie - powiedziała Amelia.
- A co Ty, przedszkolak jesteś? - zapytałam.
- Zamknij się - powiedziała Victoria.
Zrozpaczona Amelia wzięła w ręce pokrojoną sukienkę. Ja wraz z moją pociętą koszulką wróciłam do swojego pokoju.
Zastanawiałam się, czy nie pokazać Lisie tej zniszczonej koszulki. Może wtedy by zobaczyła, jaka jest naprawdę Amelia?
Postanowiłam, że tak zrobię.
Wieczorem, gdy Lisa wróciła do domu z pracy, od razu pobiegłam do niej z koszulką. Jednak Amelia wpadła na taki sam pomysł...
- Mamo! Patrz! Ta łajza pocięła moją sukienkę - ubolewała.
Zachowywała się jak dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka...
Ja postanowiłam być bardziej opanowana.
- Zobacz, co ona zrobiła z moją koszulką - powiedziałam - po prostu się jej zrewanżowałam.
- Ona niby ma żałobę, a umawia się - grzmiała Amelia.
Reakcja Lisy bardzo mnie zaskoczyła.
- Zachowujecie się jak dzieci! Same to rozwiążcie między sobą - westchnęła - ja jestem totalnie padnięta, miałam ciężki dzień. Chcę teraz odpocząć, a nie wysłuchiwać waszych sporów.
Amelia się wściekła.
- Jak to!? Mamo!
- Przestań krzyczeć, Amelia - powiedziała słabym głosem Lisa i skierowała swoje kroki na górę.
Amelia spojrzała na mnie wściekła.
- I tak tego pożałujesz - syknęła. - Nie będziesz się z nikim umawiać, a już na pewno nie z Marco!
Cała Amelia - chce mnie pozbawić wszystkiego. Ona szczerze mnie nienawidzi, najchętniej utopiłaby mnie w łyżce wody. Ta nienawiść z roku na rok jest coraz silniejsza. Od samego początku darzyła mnie niechęcią, była zawsze zimna wobec mnie.
Teraz, gdy zdobyłam jednego miłego znajomego w nowym miejscu zamieszkania, zdenerwowała się. To chora psychicznie dziewczyna.
Amelia poszła na górę, ja natomiast zaparzyłam sobie zieloną herbatę. Usiadłam sobie w kuchni, popijając herbatę, obiecałam sobie, że postaram się nie dać Amelii.
___________________________
No i mamy piątkę :)
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Dały mi one niemałą motywację :)
Potrzebna mi ona, żeby pisać jak najlepsze rozdziały, żeby komentowanie ich było dla Was przyjemnością :)
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie tyle samo komentarzy, co pod poprzednim, a może nawet i więcej! Nie obraziłabym się ;)
Pozdrawiam ciepło! :*
WildChild
Zachowywała się jak dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka...
Ja postanowiłam być bardziej opanowana.
- Zobacz, co ona zrobiła z moją koszulką - powiedziałam - po prostu się jej zrewanżowałam.
- Ona niby ma żałobę, a umawia się - grzmiała Amelia.
Reakcja Lisy bardzo mnie zaskoczyła.
- Zachowujecie się jak dzieci! Same to rozwiążcie między sobą - westchnęła - ja jestem totalnie padnięta, miałam ciężki dzień. Chcę teraz odpocząć, a nie wysłuchiwać waszych sporów.
Amelia się wściekła.
- Jak to!? Mamo!
- Przestań krzyczeć, Amelia - powiedziała słabym głosem Lisa i skierowała swoje kroki na górę.
Amelia spojrzała na mnie wściekła.
- I tak tego pożałujesz - syknęła. - Nie będziesz się z nikim umawiać, a już na pewno nie z Marco!
Cała Amelia - chce mnie pozbawić wszystkiego. Ona szczerze mnie nienawidzi, najchętniej utopiłaby mnie w łyżce wody. Ta nienawiść z roku na rok jest coraz silniejsza. Od samego początku darzyła mnie niechęcią, była zawsze zimna wobec mnie.
Teraz, gdy zdobyłam jednego miłego znajomego w nowym miejscu zamieszkania, zdenerwowała się. To chora psychicznie dziewczyna.
Amelia poszła na górę, ja natomiast zaparzyłam sobie zieloną herbatę. Usiadłam sobie w kuchni, popijając herbatę, obiecałam sobie, że postaram się nie dać Amelii.
___________________________
No i mamy piątkę :)
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Dały mi one niemałą motywację :)
Potrzebna mi ona, żeby pisać jak najlepsze rozdziały, żeby komentowanie ich było dla Was przyjemnością :)
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie tyle samo komentarzy, co pod poprzednim, a może nawet i więcej! Nie obraziłabym się ;)
Pozdrawiam ciepło! :*
WildChild
Nie mogę się doczekać, aż Marco się dowie jaką to Amelia jest żmiją...
OdpowiedzUsuńUghh... Taką to udusiłabym przy najbliższej okazji.. ;/
Mam nadzieję, że Charlie nie da się tym idiotkom. ;)
Świetny rozdział, czekam na nexta ;3
Pozdrawiam;**
Cudowny rozdział! Miło ze strony Marco, że tak pociesza i wspiera Charlie, mam nadzieję, że będą częściej się spotykać, a Amelia im w tym nie przeszkodzi. Z tą koszulką to przeszła samą siebie. Oby Marco jak najszybciej poznał jej prawdziwą twarz. Czekam na kolejny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNie nawidzę tej Amelii! Oby Marco jak najszybciej dowiedział się jaka ona naprawdę jest.
OdpowiedzUsuńNa szczęście Charlie jest silna i tak łatwo się nie da :) Jednym słowem, rozdział wspaniały!<3
Czekam na następny :3
Pozdrawiam, Wiktoria :*
Rozdział fantastyczny ! Piszesz naprawdę świetnie, mam wrażenie, że z każdym rozdziałem coraz lepiej, oczywiście zawsze jak wspaniale! Ale piszesz jak prawdziwa pisarka, potrafisz naprawdę zaciekawić. To opowiadanie jest niesamowite, fabuła - fantastyczna. Dziękuję Ci, że wymyśliłaś takie opowiadanie, porusza rzeczywiście poważny problem, jakim jest dręczenie, poniżanie. Mam nadzieję, że w życiu Charlie niebawem się to zmieni. Zapewne z pomocą Marco ;) Dobrze, że ma go przy sobie, martwi mnie tylko to, że piłkarz uważa Amelię za dobrą, miłą. Oby szybko przejrzał na oczy i poznał jakie są przyrodnie siostry Charlie. A je powinna spotkać jakaś kara za to co robią.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Charlie, by się nie dała ;)
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ;*
Super rozdział
OdpowiedzUsuńMarco musi dowiedzieć sie jaka jest Amelia.
Lisa sie zmieniła nie jest taka jak wcześniej...
Niech Charli częściej spotyka sie z Marco.
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ;*
Ale mnie wkurza ta Amelia ..
OdpowiedzUsuńNajchętniej wysłałabym ją tam gdzie pieprz rośnie !
Cieszę się, że Charli złapała dobry kontakt z Marco ;)
Rozdział cudowny ! :*
Pozdrawiam - Nikola <3
Marco to wspaniały chłopak, wspiera i pociesza Charlie. Dobrze, że go poznała bo sama z tymi idiotkami zwariowałaby :) Mam nadzieję, że nie da się zastraszyć Amelii! Pokaże, że jest silna i nie pozwoli aby dwie puste lale kierowały jej życiem. Oby Marco przejrzał na oczy i poznał prawdziwe oblicze siostrzyczek :)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, jak zawsze <3 Już nie mogę doczekać się następnego!
Buziaki :*
Rozdział wspaniały, niech Charlie pokaże tej szmacie, że zadziera z nie tą osobą co potrzeba ;3
OdpowiedzUsuńWidać, że zaczyna się chemia między Charlie a Marco, tylko żeby się Amelia nie wtrącała ^^
Nie cierp;iwie czekam na następny : )
Pozdrawiam <3
boskie boskie boskie <3 czekam aż Marco się dowie i zabierze Charlie z tego domu do siebie.. :)) jak mozesz dodawaj czesciej rozdzialy..
OdpowiedzUsuńCudo, Cudo <333 !!!
OdpowiedzUsuńDenerwuje mnie Amelia -.- ;D
Marco jaki słodki <3
Czekam na nn ;p
Pozdrawiam ;**
Jak mnie te siostrzyczki wkurzają! Mam ich dosyć. Mam nadzieję, że Amelia da sobie spokój z Marco a on dowie się prawdy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na bloga o Lewym
i-need-your-love-bvb.blogspot.com
Ale tam Amelia jest wredna! Dobrze, że Charlie pocięła tą sukienkę. Zasłużyła na to. Mam nadzieję, że Marco szybko się dowie jaka z tej Amelii wredna żmija.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
I dobrze, że Charlie jednak poszła na spotkanie z Marco! A ta Amelia.. tnie koszulkę, mamie skarży.. gorszej 'siostry' bym sobie nie wyobraziła.
OdpowiedzUsuńBuziaki ;**
http://claire-mario-story.blogspot.com/
http://life-is-rarely-easy.blogspot.com/
O rany!
OdpowiedzUsuńAmelia to skończona sucz! Udusiłabym ją gołymi rękoma!
Och, Charlie i Marco są idealną parą!Muszą być razem!
Rozdział świetny!Jestem pod wrażeniem!
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam,Izaa
Ta Amelia i Victoria są strasznie podłe i chamskie. Chciałabym, żeby Marco dowiedział jakie są naprawdę. Współczuję Charlie tych jej "kochanych siostrzyczek"
OdpowiedzUsuńRozumiem cię kochana<3
OdpowiedzUsuńJa sama dobrze wiem, że komentarze są mega ważne! Wtedy wiem na czym stoję i o co się podpieram :-P
Rozdział jak zwykle cudowny..
Zdzirowata Amelia i Bogu Ducha winna Charlie..
Ciekawi mnie postać Reusa w tym opowiadaniu.. Jestem ciekawa również jego dalszego postępowania ;-)
Jaka zmiana nastąpiła u Lisy!? Czyżby zmadrzala ??
Buziaczki:-*:-*:-*
Amelia jest strasznie denerwująca ;/ Chciałabym, aby Marco jak najszybciej dowiedział się jaką ona jest aktorką ;/ Biedna Charlie :( Dobrze, że przynajmniej Marco poprawił jej trochę nastrój ;)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny ;) Piszesz taki ciekawie, ze ciągle chce się więcej i więcej...
Czekam na kolejny i pozdrawiam ;*
Biedna:(
OdpowiedzUsuńDobrze, ze pocieła jej tą kieckę:)
No prosze może Lisa się zmieni.
Pozdrawiam:**
Ahhgrr, jak ja nienawidzę tych zołz ! Nie wiem jak one mogą jej tak dokuczać, mam nadzieję, że w końcu dostaną za swoje : ) Biedna Charlie, tyle przeszła, dobrze, że Marco ją wspiera, oby coś z tego jak najprędzej wyszło i mogła na niego liczyć w każdej chwili : ) I niech przejrzy na oczy, Amelia to niezła aktorka, a teraz, kiedy jest rządna zemsty może nieźle namieszać... ; < Reakcja Lisy też zastanawiająca, czyżby się zmieniła i inaczej będzie traktować poszczególne córki ? Czekam na nexta ! Pozdrawiam : *
OdpowiedzUsuńAmelia jaka z niej wredna małpa.. -.-
OdpowiedzUsuńŚwietnie że Marco pocieszył dziewczynę ;D
Rozdział cudowny! :>
Czekam na kolejny! :)
Kocham Twoją wyobraźnię <3
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Marco dowie się jakie te wariatki są naprawdę!
cudowny rozdział, czekam oczywiście na kolejny.
Pozdrawiam, Patrycja :*
Jestem i tutaj!!! :** podziwiam Cię wiesz? Potrafisz rozdzielić dwa zupełnie inne blogi :P Jesteś niesamowita! Czy pomiędzy Charlie a Reusem coś się kroi? Nie obraziłabym się :* A Victorię i Amelię sama zamknę w psychiatryku. Waiatki :P :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny :**
Buziaki kochana! :*
wariatki*
UsuńDobrze, że Charlie ma takiego przyjaciela jak Marco:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niedługo będzie między nimi coś wiecej:)
Dziekuje, że komentujesz u mnie:)
Buziaki:**
Świetny blog :) Bardzo podobają mi się rozdziały.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Marco dowie się jaka na prawdę jest Amelia.
Coś mi się wydaje, że teraz kiedy Lisa zaczęła pracę, lepiej będzie się dogadywać z Charlie.
Czekam na kolejny :)
Ale zołzy z tych jej przyrodnich sióstr !
OdpowiedzUsuńZabiłabym chyba je na miejscu Charlie xD
Mam nadzieję, że Marco prędzej, czy później dowie się jaka to wredna małpa z tej Amelii ;x
Czekam na nn ;*
Pozdrawiam - Karinka <3