- Słuchaj, poszłam do kaplicy, bo tam ta łajza siedziała, i rozmawiała z nim. On mi się przedstawił, i rozmowa już wartko się potoczyła - mówiła wyraźnie zadowolona Amelia. - On był w szpitalu, bo jakiś jego przyjaciel miał wypadek samochodowy i wylądował w szpitalu, jego stan ponoć był poważny!
- Jak on wygląda? - zapytała ciekawie Victoria.
- Taki uroczy blondyn - powiedziała Amelia. - Tylko tę twarz ma nieco bladą. Wiesz, skoro jest piłkarzem, to zapewne ma miliony na koncie! To już coś!
- Super - powiedziała Victoria - ciekawe, czy jeszcze uda Ci się go spotkać!
- Nie mam pojęcia - przyznała Amelia. - Cudnie by było.
Rozmarzyła się blondynka. Może jeszcze myśli, że go uwiedzie czy coś? Była dziś milutka dla niego, i to bardzo, ale to tylko jej doskonałe aktorstwo.
- Co dziś wieczorem robimy? - zapytała Amelię Victoria.
- Trzeba poszukać jakiejś dyskoteki - powiedziała Amelia. - Co do ubrań... coś trzeba wykombinować. Jak matka mogła karty zapomnieć!
- Właśnie - powiedziała oburzona Victoria. - Ile wstydu się najadłyśmy przed tą ekspedientką!
- A ta łajza Charlie wszystko widziała - powiedziała Amelia. - Pewnie ma krowa satysfakcję. Kupiła sobie jakieś beznadziejne dwie bluzeczki i się cieszy.
- Ona w ogóle gustu nie ma - powiedziała Victoria. - W ogóle nie zna się na modzie.
- Ona tylko piłkę nożną lubi i tyle - powiedziała Amelia. - Pamiętasz, jak biegała na każdy mecz VfB Stuttgartu?
- Oj, tak - powiedziała Victoria. - A teraz pewnie będzie chodziła na mecze tutejszej drużyny.
- Właśnie ten Marco gra w tutejszej drużynie, Borussii Dortmund - powiedziała Amelia. - Ciekawe, czy ma dziewczynę.
- Ha, możliwe - powiedziała Victoria. - Tacy to zazwyczaj są zajęci.
- Muszę znaleźć sobie bogatego męża - powiedziała Amelia. - Matka przecież nie będzie mnie utrzymywała do końca życia.
- Z facetami to masa jest problemów - powiedziała Victoria. - Miałam dwóch chłopaków, więc doskonale wiem, co mówię.
- To co, chcesz iść do roboty i zapieprzać całymi dniami? - zapytała Amelia. - Mnie się takie życie absolutnie nie widzi.
- Nasza siostrzyczka ma takie plany - zaśmiała się Victoria. - Lizuska jedna.
- Dziwne, że ona tylko do zawodówki poszła - powiedziała Amelia. - Powinna iść na jakieś studia na poziomie czy coś...
- Tłumaczy to tym, że głowy do nauki nie ma - prychnęła Victoria.
Słuchałam tej rozmowy ze wściekłością. Siedziałam w kucki przy tych drzwiach, nasłuchując. Nagle usłyszałam, że ktoś idzie po schodach - to na pewno Lisa. Zatem szybko się poderwałam i pobiegłam do swojego pokoju. Całe szczęście, nikt nie zauważył mnie podsłuchującej.
Usiadłam zrezygnowana na łóżku, spuściłam głowę w dół. Zaczęła mnie strasznie boleć głowa. Zapewne ze stresu, a miałam go sporo w ostatnich godzinach.
- Może mi zaraz przejdzie - pomyślałam.
Żadnych tabletek przeciwbólowych nie miałam na podorędziu. Postanowiłam spokojnie poleżeć i wyciszyć się, spróbować zrelaksować. Jednakże mój plan został popsuty za piętnaście minut, oczywiście za sprawą Amelii i Victorii, które bezceremonialnie wparowały do mojego pokoju.
- Rusz tyłek, leniu, i zrób nam coś do jedzenia - powiedziała Amelia. - Jesteśmy straszne głodne.
- Niech Wam Lisa zrobi - powiedziałam słabym głosem.
- Mama zasnęła - powiedziała Victoria. - Nie będziemy jej budzić.
- Mnie głowa boli, dajcie mi spokój - mruknęłam. - Musicie nawet w taki dzień pastwić się nade mną?
- Zrób nam coś dobrego do jedzenia! Tylko o to Cię prosimy! - krzyknęła Amelia.
- Masz ręce? Sama sobie coś zrób - powiedziałam.
- Masz pojęcie, ile się napracowałam nad tymi paznokciami? - Amelia zaczęła mi machać swoimi dłoniami przed oczami, ukazywać swoje pomarańczowe, żarówkowe tipsy. - Nie mogę ich zniszczyć!
- No właśnie! Ja też mam takie tipsy - powiedziała Victoria. - Nie dyskutuj zresztą z nami!
- Wyjdźcie stąd! - wrzasnęłam ostatkami sił. - Przestańcie mnie denerwować!
- A bo co? - zaśmiała się Amelia. Podniosła nogę i zaczęła mnie nią trącać w brzuch, chichocząc. Tego już było za wiele...
Znienacka szybciutko się podniosłam, chwyciłam Amelię za rękę i zaczęłam niszczyć jej tipsy, co skończyło się jej olbrzymim wybuchem złości...
- Idiotko! Co Ty robisz?! Vici, patrz, złamała mi dwa tipsy, świnia - głos Amelii prawie się łamał.
- Idź do mamusi i się poskarż - zaśmiałam się podle. Nie mam pojęcia, co mną pokierowało.
- Ja Ci zaraz dam... - Amelia chciała się na mnie rzucić, ale Victoria ją powstrzymała, co mnie zdziwiło...
- Amelia, chodź, poprawię Ci te paznokcie - powiedziała. - Nie ma sensu się denerwować przez tę łajzę.
- Ty suczko - syknęła Amelia na odchodne i razem ze swoją siostrzyczką opuściła mój pokój.
Poczułam satysfakcję, iż nieco dałam w kość Amelii. W końcu ona całymi latami dawała mi w kość, dalej to robi.
Byłam pełna podziwu, jak one mogą się przejmować byle tipsami czy makijażem. Ludzie mają o wiele poważniejsze problemy. Ale to tylko źle o nich świadczy - widać, jakie są głupie, bezmyślne i pozbawione uczuć. Tym, że tata leży konający w szpitalu, w ogóle się nie przejmują.
Gdy tak pomyślałam o tacie, łzy napłynęły mi do oczu. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, że może go niedługo tu zabraknąć. Zostanę sama jak palec, z tymi trzema żmijkami.
Z całego serca pragnę, aby zdarzył się cud, aby tata wyzdrowiał i przeżył. Cuda przecież się zdarzają...
No tak - może raz na sto lat. I dlaczego los miałby się ulitować właśnie teraz, i w przypadku taty?
Przed zaśnięciem znów długo płakałam, czułam się taka bezsilna i samotna.
***
Gdy się rano obudziłam, wcale nie czułam się lepiej... Zerknęłam na zegarek, było już wpół do dziewiątej.
- Pora wstawać i iść do taty - pomyślałam. - Oby tylko wszystko było z nim dobrze!
Wstałam, wyciągnęłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki. Na szczęście, była wolna, zapewne cała trójca jeszcze spała. Umyłam się, ubrałam i uczesałam, po czym zeszłam na dół i zaczęłam przyrządzać sobie śniadanie.
Jadłam płatki kukurydziane z mlekiem, gdy nagle przyszła Victoria z Lisą. Victoria była jeszcze w szlafroku, natomiast Lisa była już ubrana.
- Po śniadaniu idziemy do ojca - powiedziała Lisa.
- Oczywiście - powiedziałam.
- Dziś mój ostatni wolny dzień, od jutra zacznie się harówka - powiedziała Lisa.
- Dziś z Amelią pójdziemy na dyskotekę - pochwaliła się Victoria - wczoraj wieczorem przetrząsnęłyśmy Internet, mamy adres, wszystko wiadome.
- Ojciec w szpitalu leży umierający, a Wam tylko imprezy w głowie - powiedziałam ostro. - Jak Wam nie wstyd?!
- Masz jakiś problem?! To nie mój i Amelii ojciec! Nasz ojciec nie żyje! - zdenerwowała się Victoria. - Jesteśmy młode i chcemy z tego korzystać, i Ty nie będziesz nam mówić, co...
- No już, już, Vici! - uspokoiła ją Lisa. - Charlie, zachowuj się! Prawdziwego ojca nikt im nie zastąpi, niestety.
- Ale mnie denerwuje to, że... - Lisa mi przerwała.
- Ciszej, bo Amelia się obudzi - powiedziała.
- Za późno. Amelia już się obudziła - w progu kuchni stanęła siostra Victorii, ubrana w krótki szlafroczek. Włosy miała roztrzepane. - Czegoś się tak darła, Vici?
- A bo Charlie zaczyna cyrki od rana - burknęła Victoria.
- Na litość boską, przestańcie się kłócić! - powiedziała Lisa. - A Ty, Charlie, nie prowokuj ich.
Pokręciłam tylko głową i skończyłam jeść płatki. Pozbierałam naczynia i zapakowałam je do zmywarki.
- Char, sprzątnęłabyś te okruchy i paprochy ze stołu - powiedziała Amelia, kończąc swoją kanapkę.
- Właśnie - powiedziała Lisa.
Zacisnęłam zęby i przejechałam mokrą szmatką po stole.
- Mamo, ale my pójdziemy sobie na zakupy - powiedziała Victoria.
- Miasta nie znacie, tylko się zgubicie - powiedziała Lisa.
- Dasz nam więcej kasy, będzie na taksówkę - powiedziała Amelia. - Podamy kierowcy adres i nas podrzuci do domu. Nie ma problemu!
- Jak chcecie - powiedziała Lisa i dała dziewczynom pieniądze. Tym aż twarze się rozpromieniły i pobiegły się uszykować do wyjścia.
- Nie mam pojęcia, dlaczego im dajesz tyle pieniędzy - powiedziałam, gdy Lisa poprawiała fryzurę, przeglądając się w lustrze w hallu.
- Nie Twoja to sprawa, moja droga - powiedziała Lisa. - Jestem dorosła, nie muszę się tłumaczyć. Poza tym, Ty będziesz otrzymywać rentę ojca - syknęła. Widać, że ta sprawa dalej ją bolała.
- To była tylko i wyłącznie jego decyzja - powiedziałam.
Lisa nic na to nie odpowiedziała. Pobiegłam jeszcze na górę, chwyciłam swoją torebkę i byłam już gotowa do wyjścia.
Niebawem na dół zeszły także moje "ukochane" siostrzyczki. Jak zwykle wymalowane, wyperfumowane tak, że aż dech zapierało w piersiach.
- Wychodzimy - powiedziała Lisa.
Zadziwia mnie niezmiernie postawa Lisy. To, jak faworyzuje i rozpieszcza swoje córki, jest nie do pomyślenia. Może mój tata nie jest biologicznym ojcem Amelii i Victorii, ale to w końcu ich ojczym! Im się nie podobało to, że jemu się nie podobało, iż one uwielbiają imprezować i leniuchować. Jednak miał, ma rację. Podejście do życia moich przyrodnich sióstr było godne potępienia...
Pojechałyśmy tramwajem.
Pod szpitalem Amelia i Victoria powiedziały, że teraz pójdą się rozejrzeć za jakimiś sklepami z ubraniami.
- Tylko błagam Was, bądźcie ostrożne - Lisa rozczulała się nad nimi jak nad małymi dziećmi.
- Wiemy - powiedziała Amelia. - Na razie.
Poszłam z moją macochą do szpitala. Nie odzywała się do mnie ani słowem. W milczeniu poszłyśmy na oddział, w którym znajdował się tata.
Korytarz był pusty.
- W której sali jest tata? - zapytałam.
- Nie wiem - powiedziała Lisa - zaraz się zapytamy.
Poszłyśmy do pokoju pielęgniarek. Na pytanie Lisy, w której sali znajduje się Hans Kastner, posmutniały.
- Co z nim?! - zapytałam.
- Bardzo nam przykro - powiedziała jedna z pielęgniarek. - Zmarł dziś w nocy.
***
- Co?! Zmarł?! - wykrzyknęła Lisa.
- Niemożliwe! Nie wierzę - do moich oczu napłynęły łzy.
- Bardzo nam przykro - powiedziała pielęgniarka - robiliśmy, co w naszej mocy.
Zalałam się łzami. Chyba zaraz padnę trupem... Tata zmarł?! Tak nagle?! A ja myślałam, że jeszcze z nim porozmawiam, zobaczę go żywego... Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
- Możemy go zobaczyć? - zapytała Lisa.
- Jak pani sobie życzy - powiedziała pielęgniarka i poprowadziła nas na salę.
Tata leżał zakryty białym prześcieradłem. Gdy go ujrzałam nieżyjącego... to jeszcze pogorszyło mój stan, jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Zerknęłam na Lisę, również miała łzy w oczach i nietęgą minę.
Nie mogłam patrzeć na zmarłego tatę, musiałam opuścić salę. Przysiadłam na szpitalnym korytarzu, schowałam twarz w dłoniach i dałam upust swoim smutnym emocjom.
Nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu. W końcu poczułam czyjś dotyk na ramieniu. To była Lisa...
- Idziemy - powiedziała. Ona też płakała...
Powoli podniosłam się z krzesła, wyszłyśmy ze szpitala. Co za koszmarna niedziela! Nie wierzę, normalnie nie wierzę, że już nigdy nie zobaczę lub nie porozmawiam z tatą. On był dla mnie wszystkim!
Gdy dotarłyśmy do domu, spotkałyśmy siedzącą w salonie Victorię. Znudzona wpatrywała się w ekran TV.
- Co się stało? - zapytała.
- Tata nie żyje! Zmarł dziś w nocy! - krzyknęłam.
- Jak to?! - Victoria złapała się za głowę. - Nie, to niemożliwe...
- To prawda, córciu - powiedziała zrozpaczona Lisa i usiadła obok Victorii.
- To zdarzyło się tak nagle - powiedziała zszokowana Vici, Lisa się do niej przytuliła.
- Gdzie Amelia? - zapytałam.
- No właśnie? - wymamrotała Lisa.
- Została na mieście. Poszła na kawę z pewnym chłopakiem...
___________________________
Napisałam, ale jakiś głupi i nudny ten rozdział wyszedł.
Hmm... ciężko jakoś wkręcić mi się w tę historię. Może potem będzie lepiej, nie wiem. Nie chcę od razu zawieszać bloga...
Postaram się jakieś akcje rozkręcić niebawem. Mam nadzieję że nie pouciekacie ode mnie. ;)
25 obserwatorów, dzięki, dzięki, dzięki! ♥ Mam nadzieję, że kiedyś uzbiera się tyle co na moim drugim blogu.
Bardzo Was proszę o motywujące komentarze! Będę bardzo wdzięczna! :*
Buziaki!
WildChild
+ bardzo Was proszę, zajrzyjcie na tę stronkę na FB i dajcie Like :)
Kibicujemy BVB i jesteśmy z tego dumni.
Co ty pleciesz? Nudny i głupi? Nie, nie nie!
OdpowiedzUsuńZawalisty. Tylko przykro, że tata jej zmarł :/
Amelia z jakimś chłopakiem? LOL xd
Czekam na nn c;
Pozdrawiam :*
nawet nie próbuj Go zawieszać, bo uduszę!!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam<33
Przykro, ze zmarł, teraz będzie jej ciężko.
A tej malpie to wszytkietipsy bym poniszczyła a co!
Buziaki:**
Weny życzę:**
Rozdział jak zwykle super!
OdpowiedzUsuńBiedna Char ;c Szkoda, że jej tata umarł.
Pozdrawiam ;*
A myślałam,że tata Charlie będzie żył :(
OdpowiedzUsuńOby tylko Amelia nie spotkała się z Marco i go nie zabajerowała ;D
Rozdział świetny, a nie nudny !
Pozdrawiam - Nikola :*
Super rozdział
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Char
Czekam na next
A Amelia na kawę poszła pewnie z Marco! Już, jak patrzy na jego portfel włącza jej się tryb bycia miłą, bo dla swojego dobra wszystko zrobi. Jejku, jak przykro... tata Char zmarł..
OdpowiedzUsuńBuziaki ;**
http://claire-mario-story.blogspot.com/
http://story-with-bvb.blogspot.com/
Jesteś niesamowita. Czytając że tato Char nie żyje zaczęłam płakać jak głupia, bardzo mi szkoda Jej teraz. Czekam na więcej :) I nie gadaj głupot ten rozdział jest genialny :d
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
Szkoda mi Charlie, miałam nadzieję, że jej ojciec wyzdrowieje.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, jak każdy! <3
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny! :**
Biedna Charlie. Nie powiem też zaczęłam płakać zresztą ostatnio zdarza mi się to często.
OdpowiedzUsuńOby Amelia nie spotkała się z Marco i nie owinęła go sobie w okół palca.
Czekam nn!
Pozdrawiam ;*
cudowny rozdział. Strasznie szkoda mi Charlie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Amelia nie poszła się z Marco spotkać...
czekam na następy :)
Pozdrawiam, Patrycja :*
Jak Amelia poszła z Marco... nie ręczę za siebie. Normalnie się wściekłam! Uduszę tą Amelię. Ona jest jakaś psychiczna. To już ta Vici jest lepsza =_= Świetny rozdział ! Zapraszam do mnie ! http://reusowa.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWcale nie głupi i nudny!
OdpowiedzUsuńSmutny troszeczkę :( Biedna Charlie. :(
Mi się rozdział podoba :D
Czekam na kolejny i pozdrawiam <33
kocham ♥! smutny :( szkoda, że jej tata nie żyje ;(
OdpowiedzUsuńale ta Amelia mnie wkurza! ta Vici to jeszcze jak cie mogę...
mam nadzieje, że nie zabierze Charlie, Marco! ♥
pozdrawiam ;*
no co ty! Ta historia jest świetna :) Tylko takie smutne zakończenie :c Nie chciałam żeby tata Charlie umarł ;( Podejrzewam,że tym chłopakiem może być Marco :) No cóż. Czekam na nastepny i pozdrawiam Marta : * P.S zapraszam do siebie przygoda-reusa-bvb.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńWspółczuje Charlie, niesie bardzo duży bagaż doświadczeń. W sumie to można rzec,że życie ją jakby depcze. Jak niedopałek. Ale ona jakoś nie ma zamiaru zgasnąć. Jest silna. Dlatego wierzę,że i dla niej wzejdzie słońce :)
Amelia i Victoria to prawdziwe suki!-,- nienawidzę ich z całego serca! i jeszcze ta Lisa...Mam tylko nadzieję,że żadna z nich nie odbije Charlie Marco<3
Więc, czekam na kolejny rozdział. ;*
Pozdrawiam,Izaa
Wspaniały rozdział. Tylko bardzo mi szkoda Charlie. Nawet nie pożegnała się z ojcem. Już nigdy nie będzie mogła z nim porozmawiać i kto teraz ją obroni przed tymi wrednymi dziewuchami. Będzie miała teraz ciężko. Pewnie Amelia umówiła się z Marco. Tylko, żeby on się nie nabrał na jej aktorstwo. Czekam na kolejny. Musisz pisać dalej. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOh.. Biedna ta nasza Charlie..
OdpowiedzUsuńNienawidzę tej Amelii i Victorii.. Prawdziwe z nich pi**y.
Czekam na kolejny tak genialny rozdział! ;3
Buziaki ;*
Szkoda mi Charlie, teraz gdy jej ojciec zmarł to będzie miała jeszcze gorzej niż do tej pory. A jej pseudo "rodzina" niema ani krzty wyrozumienia dla niej. Oby pozbierała się jak najszybciej z tego.
OdpowiedzUsuńCzuje, że Marco pożałuje tej znajomości z Amelią i to ostro. Ciekawe kiedy się dowie jaka ona jest naprawdę, oby jak najszybciej.
Rozdział jest cudowny <3 Czytałam go z zapartym tchem.
Czekam na kolejny z niecierpliwością.
Boże co za szmaty!!!!! Sorki ale nie wytrzymała... Takich zafajdanych lalek jeszcze nigdy nie poznałam... Szkoda mi Charlie... Dlaczego ją to spotkało?? Za jakie grzechy !? A Marco...??? Mam nadzieję że przejrzy na oczy :-*
OdpowiedzUsuńBuziaki. :-*:-*
suuuper :) rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://diamentoweee.blogspot.com/ zapraszam to kontynuacja bloga http://teczoweee.blogspot.com/ :))))
cześć ;)
OdpowiedzUsuńja i Love BvB ♥ nominowałyśmy cię do "Versitale Blogger"
http://dortmund-pszczoly.blogspot.com/2013/08/rozdzia-10-nic-nie-wiemy-na-100-procent.html
Rozdział genialny *o*
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Charlie, została sam jak palec : (
Wkurza mnie ta całą plastikowa trójca święta, jak można być tak sztucznym, nikomu nie współczuć tylko udawać -.-
Czekam na nexta.! :3
Pozdrawiam <3