I nadszedł kolejny dzień, dopiero co przetarłam zaspane oczy. Zegarek wskazuje ósmą rano. W domu panuje cisza, zapewne Lisa i Amelia jeszcze śpią lub po cichu piją poranną herbatę.
Moja pierwsza myśl - co z Victorią? Mimo, iż nigdy nie darzyłam jej sympatią, interesuje mnie, co się z nią dzieje. Absolutnie nie życzę jej śmierci - tylko chciałabym, aby po tym wypadku, zmieniła się trochę. Żeby bardziej doceniła życie, a wraz z tym, wszystko, co ma. Wtedy może pociągnęłaby za sobą Amelię? Atmosfera w domu bardzo by się zmieniła. Ale to są tylko moje marzenia, wszystko się może potoczyć zupełnie inaczej...
Pościeliłam łóżko i wyjrzałam za okno. Termometr wskazywał dwadzieścia stopni Celsjusza, ale nie było widać słońca. Aż takie dziś ochłodzenie? Cóż, zdarza się, może to i lepiej...
Zdecydowałam się ubrać czarne legginsy oraz tunikę. Gdy wyszłam ogarnięta z łazienki, zeszłam na dół i zastałam pozostałe domowniczki pijące herbatę przy kuchennym stole.
- Charlie, jedziemy zaraz do szpitala, jak chcesz, możesz też pojechać - powiedziała Lisa. - Uprosiłam jeszcze jeden dzień urlopu.
- Dobrze, pojadę - powiedziałam.
Amelia się nawet nie odezwała. Jak ona w ogóle wyglądała? Cała była blada, oczy podkrążone, jakby nie przespała nocy. Wyraźnie martwiła się o swoją siostrę. Spoglądałam na nią z bezbrzeżnym zdumieniem, nigdy, jak żyję, nie widziałam jej w takim stanie. Jednak ona też jest zdolna do ludzkich uczuć. Ale musiało dojść aż do takiego wypadku, aby ona to pokazała. I to jest przykre...
- Jedziemy? - wymamrotała w końcu.
- Już! - Lisa poderwała się z krzesła, założyłyśmy wszystkie buty i pojechałyśmy do szpitala, w którym położono Victorię.
Idąc do szpitala, Amelia nie kryła złości, jaką czuła na kierowcę, który potrącił Vici.
- Ciekawe, co z tym typem - mówiła - mam nadzieję, że go...
- Na pewno, kochanie - próbowała pocieszyć ją matka - na pewno go ukarzą!
Przy recepcji oddelegowano nas do gabinetu pani doktor, która miała udzielić nam informacji o stanie zdrowia Victorii.
- Dzień dobry! - przywitałyśmy się wszystkie, gdy tam dotarłyśmy.
- Dzień dobry paniom, proszę siadać - pani doktor wskazała ręką na krzesła. - W jakiej sprawie pani przyszły?
- Chciałybyśmy się dowiedzieć, w jakim stanie znajduje się moja córka - powiedziała Lisa. - Wczoraj została tu przywieziona, została potrącona przez auto.
- Pani jest matką, tak? Proszę pokazać dowód tożsamości - poprosiła medyczka.
Lisa spełniła jej prośbę.
- Jak się nazywa córka?
- Victoria Luft - powiedziała Lisa.
Gdy pani doktor usłyszała imię i nazwisko Vici, jej mina nie była zbyt wesoła.
- Nie jest dobrze - powiedziała.
- Co?! Ona musi wyjść z tego - prawie krzyknęła Amelia.
- Proszę nie krzyczeć - powiedziała nasza rozmówczyni. - Pani Luft jest w ciężkim stanie, czego nie ukrywam, ale żyje. Z porannych obserwacji wynika, że zapadła w śpiączkę. I nie wiadomo, kiedy się z niej wybudzi.
Lisa złapała się za serce, Amelia wytrzeszczyła oczy.
- Musicie ją wyleczyć - powiedziała blondynka - ona musi wrócić do nas!
- Proszę być dobrej myśli - powiedziała pani doktor. - Ze śpiączek ludzie zazwyczaj się wybudzają i wracają do formy. Tak powinno być też z pani córką - zwróciła się do Lisy.
- Mam nadzieję - wymamrotała Lisa. - Możemy ją zobaczyć?
- Dobrze - powiedziała medyczka. - Sala numer piętnaście.
Pożegnałyśmy się z doktorką i skierowałyśmy się do sali, w której położono Victorię.
Wyglądała nie najlepiej. Miała gdzieniegdzie siniaki, na skroni również. Nie zabrakło także zadrapań. Wokół niej stało mnóstwo aparatur, które podtrzymywały jej życie.
- Córeczko - wyszeptała poruszona Lisa. Przysiadła na krześle, które stało obok łóżka. - Musisz wyzdrowieć i wrócić do nas!
Amelia nic nie powiedziała, tylko spoglądała ponurym wzrokiem. W końcu wszystkie opuściłyśmy szpital i wróciłyśmy do domu.
Żadna z moich towarzyszek nie miała chęci na rozmowę, zatem gdy tylko wróciłyśmy do domu, pobiegłam do swojego pokoju.
Zerknęłam na zegarek - dwadzieścia po dziesiątej. No to trochę posiedziałyśmy w tym szpitalu...
- Może zadzwonię do Isabel - pomyślałam.
Jak zamyśliłam, tak zrobiłam. To znaczy, spróbowałam - bo Isabel nie odbierała komórki.
- W takim momencie - pomyślałam. - To może do Sabiny zadzwonię.
Niestety, ta również nie podniosła słuchawki. W takiej chwili! Dlaczego? Może i im coś się stało? Ciarki mnie przeszły, gdy ta myśl przemknęła mi przez głowę.
- Pewnie są czymś obie zajęte - pomyślałam, chcąc się uspokoić. I nagle zadzwonił mój telefon. Ale to ani Sabina, ani Isabel. To Marco!
- Halo, Marco?
- Halo? Cześć, Charlie - powiedział Marco. - Jak tam? Co z Vici?
- Hej, Marco - odparłam - Vici jest w śpiączce. Nie wiadomo, kiedy się z niej wybudzi. Ogólnie, to kiepska atmosfera panuje w domu. Nie ma się czym chwalić - westchnęłam.
- Rozumiem Cię - powiedział Marco. - I bardzo współczuję. Słuchaj, mam taką propozycję... nie masz ochoty się spotkać? Może to...
- A chętnie - przerwałam mu. - Bardzo chętnie wyrwę się z tego domu!
Propozycja Marco ucieszyła mnie, bo nie chcę spędzić tu całego dnia, dołując się... To przykre, iż Vici spotkało coś takiego, ale trzeba żyć dalej... Każdy ma swoje życie.
- Przyjść po Ciebie? - zapytał mnie blondyn.
- Miło by mi było - powiedziałam.
- Za piętnaście minut będę - powiedział Marco. - Do zobaczenia!
- Pa - powiedziałam i się rozłączyłam.
Postanowiłam szybko się ogarnąć i czekać na Marco przed furtką, aby ten nie miał konfrontacji z Amelią. Zapewne nie chciałby tego. Więc poprawiłam makijaż, chwyciłam torebkę i pobiegłam na dół. Zakładając buty, natknęłam się na Amelię.
- A Ty gdzie? - burknęła.
- To moja sprawa - powiedziałam.
I wyszłam, nie chcąc dalej drążyć tematu. Nie będę tłumaczyć się przed Amelią. Co ona sobie wyobraża...
***
Stałam sobie przy żywopłocie, gdy zauważyłam biegnącego Marco. Już z dala zauważyłam, że założył treningową koszulkę i spodenki. No tak - forma musi być!
- Cześć, Charlie - powiedział i objął mnie na przywitanie. - To jak, lecimy?
- Pewnie - powiedziałam. - A dokąd mnie porywasz?
- Może wstąpimy na jakieś lody? A i zawsze można Angelę napaść - zaśmiał się. - Wiesz, że Cię polubiła?
- Ja ją też - stwierdziłam. Tak, Angela to bardzo miła, sympatyczna dziewczyna. Cieszyło mnie, że znalazłam dobrych znajomych, ale nie zapomnę nigdy o Isabel i Sabinie. Ich nikt nie zastąpi...
I Angela jest tak inna niż Amelia. Samo spojrzenie już mówi, że jest pozytywnie nastawiona do innych, nie to, co Amelia...
Chociaż Amelia miała mnóstwo swoich znajomych w Stuttgarcie. Ale wszyscy oni są ulepieni z tej samej gliny co ona. Podobne charaktery i spojrzenie na życie. Niestety, pozerów nie brakuje...
Dotarliśmy do kafejki, usiedliśmy przy ustronnym stoliku. Ja miałam lody pistacjowe, natomiast Marco truskawkowe. Chciałam zapłacić za swoje, ale on mi nie pozwolił.
- Coś taka smutna? - zapytał Marco. - Wszystko będzie dobrze, Vici wyjdzie z tego!
- Nie chcę Cię przynudzać, ale... w domu jest taka napięta i ponura atmosfera, wcześniej zresztą też, ale od tego wypadku się to nasiliło - powiedziałam. - Mam dosyć. Gdy żył tata, wszystko było zupełnie inne - powiedziałam drżącym głosem.
- Rozumiem Cię doskonale - westchnął Marco. - Gdy moi rodzice żyli, też wszystko było inne. Tak bym chciał, aby teraz byli.
- Na pewno byliby z Ciebie dumni - powiedziałam.
- Może i tak... Charlie, pamiętaj, że nie możesz się załamać. Musisz być silna i iść do przodu. Ja też miałem momenty załamki, ale na szczęście było przy mnie kilka zaufanych osób, które mnie wspierały. Dzięki temu żyję dalej i coś osiągnąłem. Dlatego Ci mówię, nie możesz się załamać. Twój tata na pewno nie chciałby tego - powiedział Marco.
- Wiem... on to samo mi powtarzał, co i Ty - powiedziałam. - Marco, wszyscy moi znajomi zostali w Stuttgarcie, tam mam Sabinę, Isabel, a tutaj...
- Charlie, masz mnie - powiedział Marco. - I czuję, że zaprzyjaźnicie się z Angelą. Stworzymy fajną paczkę.
Uśmiechnęłam się do mojego rozmówcy. Naprawdę poprawił mi humor. I dzięki niemu poczułam, że mam siłę, że chcę walczyć z przeciwnościami losu.
- Marco... dzięki - powiedziałam. - Naprawdę Ci dziękuję...
- Nie masz za co, kochana - powiedział.
Dokończyliśmy nasze lody, po czym udaliśmy się do Angeli. Na szczęście zastaliśmy tę wesołą, miłą dziewczynę, która wylegiwała się na leżaku w ogrodzie.
- Cześć Wam! - krzyknęła, gdy nas zobaczyła wchodzących przez furtkę. - Chodźcie!
Podeszliśmy do Angeli, która się z nami przywitała ciepłym uściskiem.
- Siadajcie! - pokazała na krzesła ogrodowe. - Przyniosę coś do picia. O, co powiecie na piwo owocowe? Mam schłodzone.
- Dlaczego nie - powiedział Marco.
- Charlie, a Ty? - zapytała Angela.
- No to ja też - uśmiechnęłam się. A dlaczego nie! Wszystko jest przecież dla ludzi...
Angela przyniosła piwo, siedzieliśmy sobie we trójkę, popijając je i rozmawiając o wszystkim. Opowiedziałam Angeli o wypadku Victorii.
- Jak to mogło się stać? - zapytała, gdy skończyłam - w ogóle nie rozejrzała się, przechodząc?
- Może poczuła się zbyt pewnie - powiedział Marco.
- Możliwe, wszystko możliwe - powiedziałam - ale czy teraz ma sens roztrząsanie, jak to się stało? Czasu nie cofniemy.
- W sumie to racja - pokiwała głową Angela. - Głowa do góry, Charlie... ona wyjdzie z tego! Nie może być inaczej!
- Obawiam się, że może - powiedziałam. - Pani doktor powiedziała, że nie wie, kiedy się wybudzi i czy w ogóle się wybudzi.
- Oni tak zawsze gadają - Angela machnęła ręką. - A my powinniśmy wiedzieć swoje.
Nagle zadzwonił mój telefon. To Isabel!
- Przepraszam Was - powiedziałam, i odeszłam parę kroków od nich. Odebrałam.
- Halo? Charlie? - usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
- Cześć, Isabel - powiedziałam.
- Przepraszam, że wtedy nie odebrałam, ale byłam na mieście i zapomniałam komórki - powiedziała Isabel. - Co tam?
- Właśnie jestem na piwie u nowej koleżanki - powiedziałam. - Razem z Marco siedzimy sobie i rozmawiamy.
- Na piwie, powiadasz - powiedziała Isabel. - Fajnie, że masz tam nowych znajomych, ale nie zapominaj o starych - zaśmiała się.
- Nie mam zamiaru - powiedziałam. - Może dziś wieczorem spotkamy się wszystkie trzy na Skype, to dłużej pogadamy, okej?
- Nie ma problemu! Zaraz cynk dam Sabinie - powiedziała Isabel. - No to ja już nie przeszkadzam. Buziaki!
- Buziaki! - odparłam i rozłączyłam się.
Wróciłam do Marco i Angeli. Zrelaksowana usiadłam z powrotem, wzięłam łyk piwa. Przy nich nabrałam dystansu do całej rzeczywistości, do wszystkich problemów. Może faktycznie posiadanie stałej paczki gwarantuje lepszy nastrój, harmonię ducha? Może nie powinnam się zamykać na nich?
- Będzie wszystko dobrze - pomyślałam. - Wszystko się ułoży! Nie może być inaczej!
_____________________________
Napisałam! Znów nuda, ale w następnym akcja nieco przyśpieszy i coś się zapewne zadzieje.
Mam nadzieję, że ktoś to czyta.
Co do następnego... muszę sobie cały plan przemyśleć i ułożyć. Ale 27 stycznia ferie się zaczynają, więc będzie czas na takie rozmyślania ;)
Jeszcze tylko ten tydzień przeżyć i wreszcie te upragnione 2 tygodnie laby.
To co? Do następnego!
Buziaki! :***
- Coś taka smutna? - zapytał Marco. - Wszystko będzie dobrze, Vici wyjdzie z tego!
- Nie chcę Cię przynudzać, ale... w domu jest taka napięta i ponura atmosfera, wcześniej zresztą też, ale od tego wypadku się to nasiliło - powiedziałam. - Mam dosyć. Gdy żył tata, wszystko było zupełnie inne - powiedziałam drżącym głosem.
- Rozumiem Cię doskonale - westchnął Marco. - Gdy moi rodzice żyli, też wszystko było inne. Tak bym chciał, aby teraz byli.
- Na pewno byliby z Ciebie dumni - powiedziałam.
- Może i tak... Charlie, pamiętaj, że nie możesz się załamać. Musisz być silna i iść do przodu. Ja też miałem momenty załamki, ale na szczęście było przy mnie kilka zaufanych osób, które mnie wspierały. Dzięki temu żyję dalej i coś osiągnąłem. Dlatego Ci mówię, nie możesz się załamać. Twój tata na pewno nie chciałby tego - powiedział Marco.
- Wiem... on to samo mi powtarzał, co i Ty - powiedziałam. - Marco, wszyscy moi znajomi zostali w Stuttgarcie, tam mam Sabinę, Isabel, a tutaj...
- Charlie, masz mnie - powiedział Marco. - I czuję, że zaprzyjaźnicie się z Angelą. Stworzymy fajną paczkę.
Uśmiechnęłam się do mojego rozmówcy. Naprawdę poprawił mi humor. I dzięki niemu poczułam, że mam siłę, że chcę walczyć z przeciwnościami losu.
- Marco... dzięki - powiedziałam. - Naprawdę Ci dziękuję...
- Nie masz za co, kochana - powiedział.
Dokończyliśmy nasze lody, po czym udaliśmy się do Angeli. Na szczęście zastaliśmy tę wesołą, miłą dziewczynę, która wylegiwała się na leżaku w ogrodzie.
- Cześć Wam! - krzyknęła, gdy nas zobaczyła wchodzących przez furtkę. - Chodźcie!
Podeszliśmy do Angeli, która się z nami przywitała ciepłym uściskiem.
- Siadajcie! - pokazała na krzesła ogrodowe. - Przyniosę coś do picia. O, co powiecie na piwo owocowe? Mam schłodzone.
- Dlaczego nie - powiedział Marco.
- Charlie, a Ty? - zapytała Angela.
- No to ja też - uśmiechnęłam się. A dlaczego nie! Wszystko jest przecież dla ludzi...
Angela przyniosła piwo, siedzieliśmy sobie we trójkę, popijając je i rozmawiając o wszystkim. Opowiedziałam Angeli o wypadku Victorii.
- Jak to mogło się stać? - zapytała, gdy skończyłam - w ogóle nie rozejrzała się, przechodząc?
- Może poczuła się zbyt pewnie - powiedział Marco.
- Możliwe, wszystko możliwe - powiedziałam - ale czy teraz ma sens roztrząsanie, jak to się stało? Czasu nie cofniemy.
- W sumie to racja - pokiwała głową Angela. - Głowa do góry, Charlie... ona wyjdzie z tego! Nie może być inaczej!
- Obawiam się, że może - powiedziałam. - Pani doktor powiedziała, że nie wie, kiedy się wybudzi i czy w ogóle się wybudzi.
- Oni tak zawsze gadają - Angela machnęła ręką. - A my powinniśmy wiedzieć swoje.
Nagle zadzwonił mój telefon. To Isabel!
- Przepraszam Was - powiedziałam, i odeszłam parę kroków od nich. Odebrałam.
- Halo? Charlie? - usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
- Cześć, Isabel - powiedziałam.
- Przepraszam, że wtedy nie odebrałam, ale byłam na mieście i zapomniałam komórki - powiedziała Isabel. - Co tam?
- Właśnie jestem na piwie u nowej koleżanki - powiedziałam. - Razem z Marco siedzimy sobie i rozmawiamy.
- Na piwie, powiadasz - powiedziała Isabel. - Fajnie, że masz tam nowych znajomych, ale nie zapominaj o starych - zaśmiała się.
- Nie mam zamiaru - powiedziałam. - Może dziś wieczorem spotkamy się wszystkie trzy na Skype, to dłużej pogadamy, okej?
- Nie ma problemu! Zaraz cynk dam Sabinie - powiedziała Isabel. - No to ja już nie przeszkadzam. Buziaki!
- Buziaki! - odparłam i rozłączyłam się.
Wróciłam do Marco i Angeli. Zrelaksowana usiadłam z powrotem, wzięłam łyk piwa. Przy nich nabrałam dystansu do całej rzeczywistości, do wszystkich problemów. Może faktycznie posiadanie stałej paczki gwarantuje lepszy nastrój, harmonię ducha? Może nie powinnam się zamykać na nich?
- Będzie wszystko dobrze - pomyślałam. - Wszystko się ułoży! Nie może być inaczej!
_____________________________
Napisałam! Znów nuda, ale w następnym akcja nieco przyśpieszy i coś się zapewne zadzieje.
Mam nadzieję, że ktoś to czyta.
Co do następnego... muszę sobie cały plan przemyśleć i ułożyć. Ale 27 stycznia ferie się zaczynają, więc będzie czas na takie rozmyślania ;)
Jeszcze tylko ten tydzień przeżyć i wreszcie te upragnione 2 tygodnie laby.
To co? Do następnego!
Buziaki! :***
Jesteś tu już? Zostaw komentarz, zmotywuj mnie!
Dla Ciebie to chwila, dla mnie ogromna radość!
Z góry dzięki! <3
jak zwykle wspaniały rozdział :) szkoda, że taki krótki bo masz talent do pisania i wychodzi Ci to :)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny ;)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
Asia:)
Ale trzymasz mnie w napięciu z Vicii. Ciekawe czy z tego wyjdzie, a jeżeli , to czy zmieni swoje nastawienie do ludzi i życia... Czekam na kolejny i zapraszam na nowy do mnie ;*
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział! Ciekawi mnie czy będziesz taka okrutna i nie dasz szansy Viki, czyli ją uśmiercisz lub na odwrót dasz jej szansę nawrócenia. A co do Angeli: mam złe przeczucia. Sądzę że namiesza i nie pozwoli żeby Charlie i Marco byli razem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;**
Świetny rozdział ;) !
OdpowiedzUsuńAmelia mogłaby się zmienić na stałe, po wypadku Vici ;)
Cieszę się, że Charli dobrze dogaduje się z Marco i Angelą ;)
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ! <3
Pozdrawiam - Nikola :*
świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie że Charli dobrze dogaduję z Marco i Angelą.
Z niecierpliwoscia czekam na następny rodział i zapraszam do sb.
Pozdrawiam
Cudowny rozdział :D moze Marco i Charlie wkońcu sie pocałują :* czekam na następny :D pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo to się dzieje widzę. Mam nadzieję, że to się źle nie skończy, a Amelia nauczy się czegoś. A ta koleżanka Marco nie wiem czemu, ale jakoś mi przeszkadza w tym wszystkim. Wtrąca się miedzy Charlie a Marco.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej,a przy okazji zapraszam do siebie.:D
Pozdrawiam i życzę weny :*
Świetny rozdział!!! Mam nadzieję że będą razem!! Mi również ta Angela troszkę przeszkadza!! Boję się że Marco ją wybierze..;/ Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńZapraszam!
http://what-do-you-thing-of-him.blogspot.com/
Nie przepadam za Vici, ale mam nadzieję, że wyjdzie z tego.
OdpowiedzUsuńWidać jak Charlie jest przejęta tą całą sytuacją. Dobrze, ze ma wsparcie u Marco, Angeli i swoich przyjaciółek :)
Życzę dużo weny! :D
Buziaki :**
Super!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Charlie :) Mam nadzieję, że między nią a Marco bardziej zaiskrzy. A Angela.. hmm, nie mam o niej zdania i wierzę, ze nie będzie się wtrącała pomiędzy naszą uroczą dwójkę!
Rozdział genialny!
Pozdrawiam, Lizzie! ;*
Cudny rozdział ;* Ciekawa jestem co bdz z Victorią ;/ I czy Amelia się zmieni po tym wypadku.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Marco i Charlie będą parą bo idealnie do siebie pasują ;* Pisz jak najszybciej newsa ! ;D
A w wolnej chwili zapraszam do siebie ;
http://pilkarz-bvb-na-zawsze-w-moim-sercu.blogspot.com/
Cudowny rozdział ;3 Jak każdy Twój zresztą :3
OdpowiedzUsuńLiczę, że Charlie i Marco będą parą ♥
Czekam na nexta ;*
Pozdrawiam ♥
Hmmm...ta Angela...wydaje się być spoko...
OdpowiedzUsuńA co do Vici to nie spodziewałam się, że wrobisz ją w śpiączkę :P
Amelia to typ, który raczej nigdy się nie zmieni :/ zimna, wredna suka. Tapetowana do tego.
Czekam na rozwój wypadków. I pytanie: z kim zwiąże się Marco? Charlie? A może Angela? :**
Czekam na kolejny :P
Buziaki :***
Jakoś nie żałuję tej caałej Vici!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Marco za niedługo będzie z Charlie :)
Czekam na rozwój wypadków :)
http://powrotyirozstania.blogspot.com/